IX. "Nie ma już nic" czy jak to leciało

521 98 80
                                    

     2 sierpnia, Nowy Świat

     Wyszli z metra wprost na Krakowskie Przedmieście, które tonęło w sierpniowym słońcu. Świat dookoła zdawał się płonąć; czołgi przy wyjeździe z Tamki, salwy z karabinów na Świętokrzyskiej. Sezam i ogromny McDonald naprzeciwko PAST-y otoczyły się dymem, z którego wyłaniali się ludzie. Szli jak zombie ze strasznych filmów, które uwielbiał Leon, jak wszystkie koszmary, które opuściły miejsca pod łóżkami dzieci. Bo dzieci Warszawy już nie było. Pod trumnami nie ma duchów i upiorów.

    Przylgnęli do ścian wydziału filozofii Uniwersytetu Warszawskiego, oddychając ciężko. Przez Nowy Świat biegli powstańcy; część z nich padła pod ostrzałem gołębiarzy, którzy stali na dachach kamienic. W miejscu, gdzie mieściła się lodziarnia Grycana coś płonęło; zapach lodów czekoladowych i waniliowych roznosił się po całej ulicy. Od Manufaktury Cukierków pachniało tak słodko, że niektórym z powstańców zakręciło się w głowach, a dach UMFC-u przeglądał się w ognistej łunie na niebie tuż nad Okólnikiem.

     Amnezja rozejrzał się uważnie, po czym wskazał dłonią drogę do kościoła Świętego Krzyża; znajdująca się tuż przy pomniku Kopernika budowla górowała nad przewróconym autobusem i porozrzucanymi ogrodzeniami z restauracji. Powstańcy przykucnęli za jednym z pustych samochodów, po czym zerknęli w stronę świątyni. Dzieliło ich od niej jakieś maksymalnie dziesięć metrów.

    — Przy pomniku jest dwóch Niemców — szepnęła Zuzia, rozglądając się uważnie.

    — Shit, musimy jakoś odwrócić ich uwagę — odparł Amnezja, zaciskając dłonie na karabinie. Antek Warecki przygryzł usta.

    — Ja pójdę — powiedział po chwili, a przyjaciele z Róży spojrzeli w jego kierunku. — I tak nie mam... nie mam już nic do stracenia. — Uśmiechnął się smutno, rozkładając bezradnie ręce. — Skupią się na mnie, a wy przejdziecie.

     — Nie zgrywaj bohatera, Aniołek — wycedził Fiołkowski. — Potrzeba nam ludzi do walki, a nie trupów do grzebania. — Ścisnął jego rękę. — I do stracenia masz wszystko — dodał ciszej, przenosząc wzrok na resztę plutonu. — Milczycie? — Uniósł lekko głowę, a oni spuścili oczy. — Nigdzie nie idziesz — zwrócił się znów do Aniołka, który pokręcił głową, uśmiechając się.

     — "Tam dokąd chciałem już nie dojdę" czy jak to tam leciało. — Machnął ręką, podnosząc się i idąc twarzą do nich, zaś tyłem do Niemców, którzy stali przy pomniku astronoma. Krzysiek, niewiele myśląc, poderwał się w jego stronę. — I tak "nie ma już nic. Jesteśmy wolni". No, może prawie. — Ostatni błysk oczu, zanim padła seria strzałów. Dziewczęta zasłoniły głowy, słysząc czyjś krzyk i łomot ciała, które upadło na ziemię.

     Nim zdążyli się zorientować, co się stało, plama krwi oblała chodnik pod kościołem. Ciemna, rozlewająca się ciecz, wypełniająca linie pomiędzy kolejnymi płytkami. Zabawne, Śmierć nigdy nie bawi się w "nie stawiaj na linii". To ona jest linią. Prostą, długą, kończącą skoki serca. Syknięcie podszyte bólem i Krzysztof Fiołkowski ściskający lewe ramię, a przy nim Antek Warecki, którego przewrócił na chodnik; obdarty policzek, czerwony od wstydu jak rumieniec Życia, które bało się odejść.

     — Fiołek! — Zuzia przecisnęła się przez przerażone łączniczki i uniosła chłopaka na swoje kolana, patrząc na ranę. — Wciągnijcie go do piwnic kościoła, szybko! — krzyknęła do reszty sanitariuszek, po czym szybkim ruchem odpruła rękaw ze swojej sukienki i owinęła nim ranę chłopaka, by zatrzymać upływ krwi. — Boże, Krzysiek, co ci strzeliło do głowy... — szepnęła, patrząc na jego zmykające się oczy. Uśmiechnął się lekko.

Status: WojnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz