*2014*
Wydawało by się, że potrafiliśmy poskładać w całość największy bałagan, jednak i my się gubiliśmy. Czuliśmy, że coś się dzieje, że wszystko powoli się zmienia. Odkąd Lou i ja byliśmy małżeństwem miałem wrażenie, że modest i sam Boo pozwalają sobie na więcej. Modest oszalał ze względu na to, że kilkoro z naszych znajomych i członków rodzin dało do zrozumienia, że byli na tym samym ślubie. Plotki o naszym ślubie opanowały prawie cały internet. Mieliśmy przez to piekło na ziemi, Louis musiał zrobić wszystko żeby uwierzono w jego związek z Eleanor i widziałem jak się z tym męczy, widziałem, że robi to dla nas... dla mnie.
- Wychodzisz dziś? - zagadnął mnie Louis, gdy szykowałem się do wyjścia jednego z wielu takich samych wieczorów.
- Tak.
- Myślałem, że będziesz tu... kiedy wrócę - powiedział niepewnie, z niepewnością nie było mu do twarzy.
- Louis idziesz dziś na obiad ze swoją dziewczyną - westchnąłem.
- Wiem, po prostu potrzebuję cię - bawił się rękoma ułożonymi na blacie w kuchni.
- Wychodzę dziś z Kendall, przykro mi - dodałem nie patrząc na niego.
- Całkiem dobrze się dogadujecie, prawda?
- Tak, ta dziewczyna jest świetna, dobrze się przy niej czuje - za późno ugryzłem się w język.
- Ah, a wieczorem? Pomyślałem, że przywiozę popcorn, wezmę nam coś z Beachwood Cafe i może obejrzymy jakiś film, horror dla mnie i komedia dla ciebie? - brzmiało kusząco, naprawdę miałem ochotę na taki wieczór, ale na pewno nie wtedy kiedy on spędzi dzień z Eleanor a ja z Kendall, dlatego delikatnie pokręciłem głową, a jego wyraz twarzy zmienił się całkowicie.
- Nie wrócę dziś na noc Louis, obiecałem, że zostanę z Kendall - spojrzałem po raz ostatni na niego i zobaczyłem jak łamie mu serce, zagryzłem szczękę i wyszedłem z domu. Nie mogłem widzieć go w takim stanie.To nie jest coś z czego jestem dumny, pamiętam ten dzień, bo pamiętam, że Louis się po nim zmienił i wiele razy prosiłem, żeby móc cofnąć czas, żeby zostać z nim, żeby spędzić z nim wieczór, mój mąż mnie potrzebował, a ja postanowiłem, że będę trzymał się zasad, które ustaliśmy dawno przed małżeństwem. Czułem jakbym złamał część przysięgi, którą złożyłem mu na ślubie. Chciałem to cofnąć naprawdę bardzo, ponieważ tego dnia zabiłem coś w Louis'ie i miałem nieodparte wrażenie, że to był ułamek miłości, którą mnie darzył, zawiodłem go.
Tego wieczoru byłem z Kendall, kiedy zachowywała się jak przyjaciółka, lubiłem z nią spędzać czas, ale czasami zachowywała się tak jakby próbowała być jeszcze bardziej znana niż była dzięki mnie, lub kiedy zapominała, że ten związek nie jest naprawdę. Po spędzeniu całego dnia z nią, wieczorem odprowadzałem ją pod drzwi jej domu, jak na gentelmena przystało.
- Dobranoc Harry, dziękuje za ten dzień, było wspaniale - powiedziała chwytając mnie za dłoń, a ja ucałowałem ją, delikatnie unosząc.
- Do usług - wtedy stało się coś dziwnego, ponieważ dziewczyna nachyliła się i złączyła nasze wargi. Te uczucie było dość specyficzne, całowała dobrze, ale jej wargi nie przypominały tych Lou, były mniejsze i niedopasowane do moich. Miałem jednak świadomość, że obserwuje nas paparazzi wiec nie mogłem odepchnąć dziewczyny, dlatego oddałem pocałunek. Dopiero po chwili się odsunąłem, kiedy wydawało się to stosowne.
- Harry może wejdziesz?
- Kendall... nie chce być nie miły, ale nie zapomniałaś przypadkiem o tym, że mam męża? - zobaczyłem zmieszanie na jej twarzy.
- Przepraszam, byłeś dziś taki miły.
- Zawsze jestem miły, ale serce już komuś oddałem.
- Jest mi teraz tak głupio, pójdę już, mam nadzieję, że nie narobiłam ci kłopotu, założyła włosy za uszy w nerwowym geście.
- Tak ja też mam taką nadzieje - westchnąłem i odszedłem, postanowiłem przespać tę noc w hotelu, nie mogłem zmierzyć się z Lou, a byłem pewien, że tej nocy będzie u mnie z nadzieją, że wrócę do domu.Do mieszkania wróciłem nazajutrz rano, a Boo wciąż tam był. Spał w moim łóżku, w moich ciuchach i dociskając do twarzy moją poduszkę. Miałem ochotę sam siebie uderzyć na ten niecodzienny widok.
- Skarbie wstawaj, zamówię nam jakieś śniadanie na wynos.
- Byłeś z nią? - wstrzymałem powietrze, nie wiedziałem, że tak szybko zaczniemy tę rozmowę, chciałem przeczekać jak najdłużej. Jednak ochrypnięty głos Lou świadczył o tym, że do późna płakał.
- Zjedzmy coś - próbowałem jednak przedłużyć.
- Niczego kurwa nie będę z tobą jadł. Widziałem zdjęcia, całowałeś ją, podobało ci się, huh? Spędziłeś z nią noc? - wodził po mnie wzrokiem, a ja po prostu stałem. - Nie stój jak kołek! Mów! - zdecydowanie cząstka miłości do mnie w nim umarła.
- Nie, nie podobało mi się, to ona pocałowała mnie, wiesz, że nie mogłem jej odepchnąć, to wzbudziło by podejrzenia. Spędziłem noc w hotelu - powiedziałem prawie na jednym wdechu, nie pamiętam kiedy mówiłem tak szybko.
- Czemu do kurwy nie wróciłeś do domu! Do mnie! - zaczął krzyczeć w między czasie narzucając na siebie jakieś ciuchy - nie wiem czy pamiętasz Styles obiecaliśmy sobie, że nie będziemy swoich dziewczyn dotykać w ten sposób! Złożyłeś mi tę obietnice mężu - ostanie słowo wypluł z obrzydzeniem
- Przepraszam.
- Nie chcę tego słuchać, chcę kolejnej obietnicy - zacisnąłem powieki, kolejne obietnice nie miały sensu, mieliśmy ich zbyt wiele, mogłem założyć zeszyt na to co sobie obiecaliśmy i wykreślać to kolorowym długopisem, gdy któraś z nich została złamana.
- Obiecaj mi, że nieważne co będziemy robić w ciągu dnia, jeśli jesteśmy w tym samym mieście, wracamy do siebie, do domu. Obiecaj, że każdy dzień będziemy kończyć wspólnie - powiedział z nadzieją widoczną w błękitnych tęczówkach, stojąc już w przedpokoju w pełni ubrany, z butami na nogach
- Wiesz, że nie mogę ci tego obiecać - łamał mi się głos.
- W takim razie kurwa obiecaj mi, że zapomnisz o tym, co nas łączyło - rozszerzyłem oczy i nie dowierzałem własnym uszom. Kłóciliśmy się często, ale nigdy nie powiedzielismy sobie czegoś takiego, zanim oprzytomniałem Lou już wyszedł z mojego mieszkania.Wybiegłem bez butów za nim, dogoniłem go jeszcze na klatce schodowej, ponieważ jechał windą, a ja zbiegłem po schodach. Wepchnąłem go do windy z powrotem i przycisnąłem guzik z numerem mojego piętra.
- Zwariowałeś Lou? Jak mogłeś to powiedzieć? - ochłonął lekko, ale wciąż zaciskał pięści i ta zmarszczka na jego czole, pozwoliłem sobie kontynuować - nigdy ci czegoś takiego nie obiecam, nie mogę tak po prostu zapomnieć to nie jest wykonalne, ale przepraszam. Obiecuję ci jednak, że będę zawsze do ciebie wracał, zawsze skarbie. - patrzyłem prosto w jego oczy - Jednak ty masz mi obiecać, że nigdy więcej czegoś takiego nie powiesz - zbliżyłem się do niego, kładąc dłonie po obu stronach jego bioder.
- Obiecuję - szepnął i wtulił się we mnie.
Winda dojechała na piętro, wziąłem go na ręce i przycisnąłem do siebie, weszliśmy do mieszkania. Wydawało się, że wszystko wróci do normy. Jednak tego dnia naprawdę coś umarło, może siła do walki, tego nie wiem. Wiem tylko tyle, że mimo, że się pogodziliśmy on już nigdy nie był taki sam, już nigdy więcej nie był taki szczery z tym co czuje, jakby obawiał się, że ponownie zostawię jego potrzeby dla kogoś innego, jakbym miał nie stawiać go na pierwszym miejscu. Łamało mi to serca, ale czułem się winny więc nie powiedziałem ani słowa.Kończąc historię tego dnia, chciałbym tylko dodać, że Lou nie dotrzymał danej mi obietnicy.

CZYTASZ
Falling
Fanfiction„Szukam cie wzrokiem na każdym występie z nadzieją, że wrócisz, ale nigdy cię tam nie ma. I kiedy sześć lat później na Madison Square Garden z głośników rozbrzmiewają pierwsze nuty Falling, unoszę wzrok ku sektorowi VIP i w końcu cię dostrzegam, a j...