Pamięć (Pięć Królestw)

170 6 2
                                    

Joe×Gwen

Zamówienie: @Lost_Messa

Małe dzieci w Ameryce mają taką pioseneczkę:

(Girl name) and (boy name) sitting in the tree
K-i-s-s-i-n-g!
First comes love.
Then comes marriage.
Then comes baby in the baby carriage,
Sucking his thumb,
Wetting his pants,
Doing the hula, hula dance.

Tłumaczenie:
Gwen i Joe siedzą na drzewie.
C-a-ł-o-w-a-n-i-e
Najpierw miłość
Potem ślub
Potem dziecko w wózeczku
Ssąc kciuk
Mocząc spodnie
Tańcząc hula, hula.

Początkowo tak to wyglądało. Znaczy się nie siadali na drzewie by się całować, ale poza tym wszystko się zgadza. On kochał ją, ona kochała jego. On dał jej śliczny pierścionek i zadał jej pytanie. Ona się zgodziła. Życie było idealne. Planowali ślub, może w przyszłości dzieci.

Potem jednak wszystko się posypało. Gwen nie zdawała sobie z tego sprawy, ale całe ich wspólne szczęście rozpadło się jak domek z kart. Cóż takiego mogło się stać? Po prostu Joe trafił do miejsca z którego nie da się wrócić. Do miejsca, które odbiera ludziom wspomnienia o tych, którzy tam trafili. Joe trafił na Obrzeża.

Podczas swojego pobytu na Obrzeżach spotkał wiele pięknych kobiet, z których wiele z przyjemnością zbliżyłoby się do niego. Mimo to nigdy nawet nie pomyślał o tym, żeby spróbować w jakikolwiek sposób z tego skorzystać. To byłoby nie fair wobec Gwen. Nie ważne było to, że nawet gdyby to zrobił, ona by o tym nie wiedziała. Nie ważne było również to, że nawet nie pamiętała o jego istnieniu, a być może już znalazła sobie nowego towarzysza życia. On wiedział, że nie wybaczyłby sobie, gdyby kiedykolwiek w jakikolwiek sposób by ją zdradził. Poza tym żadna z tych kobiet, które spotkał, nie była taka jak ona. Nawet jej nie przypominała, nie zbliżała się do ideału. Każda kobieta, jaką spotkał, miała co najmniej jedną bardzo widoczną wadę. Nie była Gwen.

Gwen natomiast przez cały czas, gdy Joe był na Obrzeżach, nie miała zielonego pojęcia o jego istnieniu. To oczywiste. Teoretycznie nie powinna więc czuć żadnych oporów przed flirtowaniem i umawianiem się z jakimś mężczyzną, ale mimo to je miała. Za każdym razem, gdy ktoś prawił jej komplementy dość jasno wskazujące na to, że nie jest to tylko czysta uprzejmość, denerwowała się. Jakaś część jej chciała wtedy krzyczeć „Mam narzeczonego", chociaż wcale go nie miała. Jednakże, nawet gdyby nie miała żadnych moralnych zapór przeciwko zbliżaniu się do mężczyzn, nie wierzyła, aby znalazł się jakiś taki, którego uznałaby za dość dobrego. Nie była megalomanką ani jakąś żeńską wersją Narcyza. Po prostu gdzieś głęboko w niej siedziało przerażająco dokładne wyobrażenie, o tym, jak powinien wyglądać jej partner. Nie była wprawdzie w stanie przywołać obrazu jego twarzy, ale zawsze, gdy patrzyła na kogoś, wiedziała „to nie on".

Joe czasem chciał sprowadzić Gwen na Obrzeża z nadzieją, że sobie o nim przypomni, a on będzie mógł zostać jej mężem i będą żyć tam długo i szczęśliwie. Potem jednak zawsze przypominał sobie o tym, że był Niewidzialnym, a jego życia nie można by nazwać szczęśliwym. Poza tym ona była zbyt dobra na to, by znieść okrutną rzeczywistość tego świata.

Po jakimś czasie pojawiła się nadzieja. Joe dowiedział się o istnieniu Ścieżki Pielgrzyma. To było jak święto. Chociaż nie. To BYŁO święto. Dla niego to było jeszcze lepsze niż Sylwester, Boże Narodzenie, Wielkanoc i urodziny w jednym. Przez kilka dni wręcz promieniał szczęściem, co zdumiwało wszystkich znanych mu ludzi, którzy mieli możliwość go spotkać. Parę osób nawet zapytało co wprawiło go w tak doskonały humor, ale on nie mógł im odpowiedzieć. Dlatego też po prostu wzruszał ramionami, a ludzie myśleli, że zwariował. Mało go to obchodziło. Liczył się tylko powrót do Gwen. Minął jeszcze prawie miesiąc zanim mogli wkroczyć na drogę do domu. Dla niego to było znacznie za długo, ale nie chciał narzekać. Problematyczne było w prawdzie to, że wszyscy pojawi się w Mesie z której miał spory kawałek do domu, a poza tym jako jedyny dorosły ze wszystkich, musiał jeszcze znaleźć dom Brady'ego.

W momencie w którym Joe wrócił na Ziemię Gwen wszystko sobie przypomniała. Wszystko, a nawet więcej, bo w jej głowie pojawiły się nowe wspomnienia z czasu gdy jej narzeczony był na Obrzeżach. Dlatego jak zwykle gdy pojawiła się w domu po pracy zaczęła szykować obiad dla dwóch osób. Joe powinien wrócić jakieś pół godziny po niej. Gdy nie pojawił się po godzinie zaczęła się martwić, zaraz jednak stwierdziła, że może są korki. Po dwóch godzinach wzięła telefon i do niego zadzwoniła. Gdyby odebrał oczywiście najpierw zrugałaby go za to że się spóźnia. Potem by przeprosiła i powiedziałaby, że go kocha oraz że czeka. GDYBY odebrał. Gdyby Gwen zaraz po wybraniu numeru nie usłyszała automatycznej sekretarki. Za pierwszym razem, za drugim, za piątym, piętnastym, szesnastym. Chciała dzwonić po raz kolejny, gdy sytuacja jakby się odwróciła. To Joe dzwonił do niej. Nie mogła nie poczuć ulgi rozlewającej się w jej piersi.

- Halo? Jak tam sytuacja na froncie?- zapytała niby żartobliwie. Zaraz i tak zacznie się kazanie.

- Jest dobrze. Wysłali nas na jakieś niezapowiedziane szkolenie do Arizony, a mi padł telefon i nie mogłem Ci powiedzieć. Dopiero teraz Jake pożyczył mi powerbank. Mam nadzieję, że się bardzo nie martwiłaś.

- Czy się nie martwiłam?! Nie martwiłam się?! Dzwoniłam do ciebie chyba pięćdziesiąt razy i ty pytasz czy się nie martwiłam!!! Oczywiście, że się martwiłam!!! Nigdy więcej tak nie rób!!!

- Obiecuję. Tylko więcej już nie krzycz, bo mi bębenki w uszach pękną.- odpowiedział spokojnie. Początkowo chciała zrobić dużo dłuższy wykład na temat tego jak bardzo się martwiła, ale na niego nie potrafiła się złościć. Przynajmniej nie jakoś bardzo długo.

- Powiedzmy, że ci wybaczyłam. Kiedy wracasz?

- Za tydzień.

- Dobrze. Będę czekać. Tylko nie waż się spóźnić, bo inaczej śpisz na kanapie. Pa- nie czekając na jego odpowiedź rozłączyła się. Uśmiechała się do samej siebie z ulgą mniej więcej do momentu w którym zdała sobie sprawę z dość ważnej sprawy. Nie kojarzyła by z jej narzeczonym do pracy chodził jakikolwiek mężczyzna o imieniu Jake.

*-*-*-*-*

Przez następny tydzień Gwen żyła całkowicie normalnie. Jednak gdy zbliżała się pora powrotu Joego do domu, zaczęła robić się bardziej nerwowa. Właściwie nie miała żadnego powodu, by tak się czuć. Przecież zdarzało mu się wcześniej jeździć na szkolenia, więc niby czemu miałaby mu nie wierzyć. Poza tym nie znała większości współpracowników swojego narzeczonego, więc nie miała najmniejszego powodu do zmartwień. To raczej dobrze.

Mimo to, gdy Joe zapukał do drzwi ich domu, Gwen od dawna była gotowa do wpuszczenia go, aby zadać mu wszystkie te pytania, które nie dawały jej spokoju w ostatnim czasie. Jednak ledwo wszedł, przygarnął ją do siebie ramionami i mocno przytulił tak, jakby nie chciał jej już nigdy wypuścić. Nie była pewna, ale wydawało jej się, że gdy również go uścisnęła, trzymając twarz w jej włosach, wymruczał:

- Tęskniłem.

********

I jak @Lost_Messa podoba sie?

One-shoty różnych fandomów [ZAMÓWIENIA ZAMKNIĘTE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz