|07| rozdział siódmy

280 34 6
                                    

A/N: Wieczorem pojawi się ósemka :)

~ * ~

Delilah nie potrafi przestać myśleć o rozmowie z Beau na urodzinach Camilli.

Teraz irytację zastąpiło przerażenie, ponieważ nie ma pojęcia, kto jest adresatem liścisków, ani nie ma żadnych podejrzeń, co do tego, kto mógłby nim być.

~ * ~

Delilah stoi naprzeciw wysokiego chłopaka, a w jej niebieskich tęczówkach maluje się przerażenie.

Właściwie, dlaczego uznała, że to Beau przysyłał jej liściki?

Chyba, po prostu tak było dla niej wygodniej - uznała to za infantylny rodzaj podrywu; uznała, że chciał z niej zadrwić.

Ale teraz, gdy patrzy w zielone tęczówki chłopaka stojącego przed nią, dostrzega w nich szczerość i już nie jest pewna tego o czym myślała jeszcze kilka minut temu.

- Beau - szepcze błagalnie, czując jak z nieznanego powodu w kącikach oczu formują się łzy. - Proszę, nie okłamuj mnie.

- Posłuchaj - brunet wzdycha, a w jego głosie wyczuwalne jest zirytowanie, kiedy pochyla się do przodu patrząc wprost w niebieskie tęczówki Delilah. - Nie wiem, co sobie ubzdurałaś w swojej blond główce, ale nigdy nie wysłałem do żadnej dziewczyny głupiego liściku, poza tym... - urywa nagle i przez kilka sekund lustruje ciało dziewczyny stojącej przed nim. -  Nie jesteś w moim typie, Mała - kończy, po czym odwraca się i odchodzi.

Delilah stoi w tym samym miejscu, patrząc na oddalającą się wysoką postać.

To nie tak, że na coś liczyła. Ale mimo wszystko jest jej przykro, choć ma świadomość, że nie powinna brać do siebie słów Beau.

Teraz ma poważniejszy problem na głowie - musi dowiedzieć się, kto stoi za tym głupim żartem. I ma wrażenie, że wcale się jej to nie spodoba.

~ * ~

Odkąd skończyła szestaście lat, nie czuła się bezpieczna. Po śmierci matki nawet własny dom nie był schronieniem. Przyjeżdżając do Los Angeles to uczucie się zmniejszyło, ale nigdy nie zanikło.

Czuje się tak bardzo samotna, ale to lepsze, niż życie w ciągłym strachu.

Teraz znów poczucie braku bezpieczeństwa się nasila. I wcale nie jest spowodowane tym, że wraca z pracy do domu późną porą, a opustoszały park, którym musi przejść, aby dostać się do swojej kawalerki nie wygląda zachęcająco.

Delilah przyśpiesza, słysząc za sobą kroki. Zdaje sobie sprawę, że ta osoba może zwyczajnie iść w tym samym kierunku, ale nic nie może poradzić na to, że jej ciało ogarnia panika i chce jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu.

Nic nie może poradzić na uczucie, które ją ogarnia. Czuje nieprzyjemne szczypanie, kiedy w jej oczach zaczynają gromadzić się łzy, ale nie może zrobić nic, aby je powstrzymać. Jest przerażona i zdaje sobie sprawę, że być może przesadza i James, do którego chce zadzwonić uzna ją za wariatkę, ale mimo to decyduje się to zrobić.

Drżącą dłonią, pośpiesznie próbuje znaleźć telefon w torebce i kiedy w końcu jej się to udaje, telefon prawie wypada z jej dłoni, gdy jak najszybciej stara się znaleźć numer Jamesa na liście kontaktów.

Gdy już go znajduje, wciska zieloną słuchawkę, błagając w myślach, aby chłopak odebrał jak najszybciej.

- James - oddycha z ulgą, kiedy sygnał oczekującego połączenia milknie. - Mógłbyś...?

- Twój chłopak wyszedł, oddzwoni do ciebie później - przerywa jej dobrze znany głos, a jego słowa sprawiają, że blondynka zaczyna cicho płakać.

- Beau, proszę - prosi rozpaczliwie, juz nie potrafiąc kontrolować swoich emocji. -  Możesz po mnie przyjechać? Jestem w parku przy zachodnim wejściu... - urywa i upuszcza swój telefon, czując, jak tajemniczy ktoś staje za nią.

Do jej nozdrzy dociera silny zapach męskich perfum i z przerażeniem odkrywa, że doskonale wie do kogo należą. Jej ciało spina się, a z pomiędzy drżących warg ulatuje ciszy szloch, gdy czuje jego rozgrzane wargi na swojej szyi.

- Tęskniłem, Kochanie.

Believe Me | B. Brooks |Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz