Miłego czytania 👻
Łukasz
Aktualnie siedziałem w klasie, bazgrząc co jakiś czas w zeszycie. Tego dnia, lekcję dłużyły mi się niemiłosiernie. Polonistka - która jest też moją wychowawczynią - z zaangażowaniem tłumaczyła nam kolejny nudny, i nie potrzebny do życia temat. Po cholerę mi jakieś fonetyczne środki stylistyczne, partykuły, przydawki i inne pierdoły, których nazw nie potrafię nawet wymówić.
— Proszę Pani, czy mogę iść do toalety? — spytałem odsuwając się już wraz z krzesłem od ławki.
— Od czego jest przerwa? Idź — westchnęłam zrezygnowana, wracając do poprzedniej czynności. Ja za to w mgnieniu oka wyszedłem z sali, udając się do toalety znajdującej się na piętrze. Szedłem sobie spokojnie, przy okazji sprawdzają media społecznościowe.
W końcu dotarłem do mojego miejsca docelowego. Wszedłem do najczęściej odwiedzanego przez uczniów pomieszczenia, i załatwiłem swoje potrzeby. Wychodząc, usłyszałem szybki, nierównomierny oddech, a na ścianie zauważyłem cień. Lampa, która akurat oświetlała cały korytarz, zaczęła migać i iskrzyć, co w moim mniemaniu nie oznaczało nic dobrego. Powoli odwróciłem się za siebie, szukając źródła owych anomalii.
Spanikowane dopiero, kiedy zobaczyłem co znajduję się naprzeciw mnie. To była ona, stała w kącie i wlepiała we mnie swoję przeszywające spojrzenie. Jej długie, nienaturalnie powyginane kończyny, zakrwawiona, poszarpana i po rozrywana twarz, oraz nienaturalny wygląd, przyprawiały mnie o dreszcze i panikę.
Czym prędzej nie zważając na żadne inne bodźce, zacząłem uciekać. Niestety, przez to, że aktualnie znajdowałem się na piętrze, musiałem pokonać przeszkodę w postaci schodów. Jak na nieszczęście postać złapała mnie za skrawek bluzy, tym samym ją rozdzierając, a przez mocne szarpnięcie, potknąłem się, i spadłem z przedostatniego stopnia.
— Łukasz! — usłyszałem krzyk dobrze mi znanego blondyna. Spanikowany podniosłem wzrok, a moje oczy ukazały jego zmartwione spojrzenie. — Nic Ci nie jest? — zapytał Marek, pomagając mi wstać z ziemi.
— Jest okej — wyspałem przerażony. Nadal nie doszedłem do siebie, po zajściu z przed chwili. Omal mnie nie złapała.
— Widziałem ją — urwał, aby po chwili kontynuować — i to nie pierwszy raz. — dodał patrząc na mnie również przerażonym i pełnym obawy wzrokiem. Gdy chciałem poprawić swoją bluzę, syknąłem z bólu. Mój nadgarstek był opuchnięty i bolał mnie niemiłosiernie. Najprawdopodobniej był on zwichnięty.
— Łukasz! Co się stało? — spytała polonistka, która akurat postanowiła wyjść z klasy.
— Nic takiego, potknąłem się i przewróciłem, upadając na rękę — odparłem pokazując jej opuchniętą dłoń.
— Marek, zaprowadź go do pielęgniarki — zwróciła się do chłopaka, poprawiając swoję okulary.
— Dobrze proszę Pani — odparł łapiąc mnie za rękę - tą zdrową oczywiście - i zaczął kierować się w stronę gabinetu.
Gdy znaleźliśmy się już na miejscu, pielęgniarka zabandażowała mój nadgarstek, wcześniej smarując go maścią na stłuczenia. Nie myliłem się, był zwichnięty. Po wszystkim wraz z Markiem zwolniliśmy się z lekcji i wróciliśmy do domu. Młodszy uparł się, że nie będę chodził z tą ręką po korytarzu, bo jeszcze coś mi się stanie. Słodziak. A więc teraz siedziałem u mojego przyjaciela pod kocem, z kubkiem gorącej czekolady oglądając seriale. Czy może być lepiej?
Nie wracaliśmy już do tematu owej postaci, nie chcieliby psuć sobie nastrojów. Skończyło się na tym, że obaj ją widzieliśmy i obaj się jej boimy.
— Łukasz — zagadnął Marek siedzący obok mnie.
— Co tam, mały? — spytałem retorycznie, delikatnie się do niego uśmiechając. Chłopiec speszony spuścił głowę w dół, zaczynając bawić się rękawem swojej bluzy. Zawsze tak robi, gdy się denerwuje. Jest nieśmiały.
— Pomożesz mi w lekcjach? — zapytał patrząc na mnie niepewnie.
— Pewnie, co tam masz? — spytałem biorąc od niego książkę i zeszyt. Biologia i matematyka. Z racji że byłem na mat-fizie, matematyka nie była dla mnie absolutnie żadnym problemem. Pomogłem młodszemu ze wszystkimi zadaniami, jakie miał zrobić. Temat nie był trudny i po kilkakrotnym wytłumaczeniu go chłopakowi, w końcu zrozumiał o co w nim dokładnie chodzi. Następnie zabrałem się za biologię, która była trochę trudniejsza. Mimo to, mam nadzieję że młody załapie o co chodzi. Zresztą jest bystry, poradzi sobie.
— Z biologii to mogę Ci udzielać korepetycji — zaśmiałem się chwytając podręcznik od owego przedmiotu, gdy spostrzegłem zdezorientowaną minę przyjaciela. —
Szczególnie tych praktycznych — mruknąłem uwodzicielsko, nieznacznie się do niego przybliżając.— Przestań! — pisnął zawstydzony Marek, zasłaniając się raczkami.
— Hej mały, spójrz na mnie — poprosiłem, przysuwając się jeszcze bliżej. — Pokazać Ci coś fajnego? — zapytałem. Ten spojrzał na mnie przez rozsunięte palce, a następnie zdjął z twarzy swoje dłonie, kiwając niepewnie głową.
Jedną dłonią złapałem go za biodro, drugą zaś gładziłem jego rozgrzany, za rumieniony policzek. Po chwili złożyłem na jego delikatnych wargach krótki, delikatny pocałunek, ocierając się o jego nos, tym swoim. Następnie odsunąłem się od niego na niewielką odległość, oczekują jego reakcji. Chłopiec otworzył w końcu mocno zaciśnięte powieki i spojrzał na mnie zawstydzony, przygryzając wargę.
— Jeszcze raz — poprosił, urywając ze mną kontakt wzrokowy. Ponownie musnąłem wargi młodszego, tym razem pogłębiając pieszczotę. Robiłem to delikatnie i z uczuciem tak, by nastolatek się nie wystraszył i czół się komfortowo. Powoli zaczął oddawać moje pocałunki, kładąc rączki na moje barki i przysuwając się do mnie jeszcze bliżej. Po niedługiej chwili, oderwaliśmy się od siebie, normując swoje oddechy.
— Mały słodziak — mruknąłem sadzając go na swoich kolanach. Ten w odpowiedzi wtulił się w mój tors, chowając głowę w zagłębieniu mojej szyi. Czułem lekkie łaskotanie, bo chłopak niemalże przyssał się do mojej szyi, chuchając w nią gorącym powietrzem. — Co będziemy jutro robić? Dobrze wiem, że nie puścisz mnie jutro do szkoły — zaśmiałem się, widząc dłońmi po jego plecach.
— Pójdziemy do sklepu, kupić rzeczy na Halloween? — zapytał podnosząc głowę z mojego ramienia i wlepił we mnie błagalne spojrzenie. Jak mógłbym odmówić tak słodkiej i uroczej istotce? Przecież to istny aniołek. O, już wiem, w co przebiorę go na Halloween. On będzie aniołkiem, a ja jego diabełkiem.
— Pójdziemy, pójdziemy — odparłem i skinąłem głową. — Pójdziemy gdzie tylko chcesz — dodałem po chwili. Blondyn uśmiechnął się słodko, ponownie się do mnie przytulając. W pewnym momencie obaj usłyszeliśmy jakby pukanie w szybę. Marek przestraszony obrócił głowę w stronę okna. Niestety nikogo tam nie było.
— Spokojnie, to tylko gałąź — odparłem nadal delikatnie gładząc zdrową ręką policzek młodszego.
— Napewno? — zapytał z lekka przestraszony chłopiec, kurczowo zaciskając piąstki na materiale mojej bluzy.
— Napewno — zapewniłem składając na jego policzku czuły pocałunek. To napewno nie była tylko gałąź...
~•°•~
Hejka kochani! Nie zapomnijcie o zostawieniu gwiazdki i komentarza. Widzimy się jutro, miłej nocy i dobranoc 🎃
CZYTASZ
Trick Or Treat | KxK
Fanfiction- Idziemy? Został nam ostatni dom - mruknął po chwili szatyn, rzucając za siebie papierek po czekoladowym cukierku, którego chwilę temu zdążył zjeść. Roześmiane dzieciaki, oraz nastolatkowie, chadzać w przebraniach po domach, zbierali cukierki. Co s...