Marek
Wraz z szatynem, przedzieraliśmy się wąskimi, sklepowymi alejkami. Tak jak ustaliliśmy wczoraj, wybraliśmy się na zakupy.
— Co bierzemy? — zapytał Łukasz, stojąc na przeciw półki ze słodyczami. Znajdowały się na niej przeróżne słodkości, począwszy od żelków, a kończąc na batonikach czy też czekoladzie.
— Może jakaś czekoladę? — odparłem skanując wzrokiem ową półkę. — I żelki, najlepiej kwaśne — dodałem zastanawiając się zawzięcie nad wyborem słodyczy, jakby od tego co najmniej zależało moje życie. — O, i ciasteczka — pisnąłem podekscytowany, chwytając mojego przyjaciela za rękę.
— Okej, spokojnie. Weźmiemy co będziesz chciał — zaśmiał się, wkładając do koszyka wymienione przeze mnie produkty. Wzięliśmy jeszcze mąkę, jajka i kilka innych produktów, które były nam potrzebne do zrobienia ciasta.
Chcieliśmy upiec sernik dyniowy, a bardziej ja chciałem, więc musieliśmy kupić również dynię. Wybraliśmy jedną z kilkunastu znajdujących się na stoisku, a następnie ruszyliśmy w stronę kasy.
— A teraz porywam Cię do kina — powiedziała Łukasz, gdy wychodziliśmy już z supermarketu.
— Co? Ale... — nie dane mi było jedną dokończyć, gdyż chłopak zamknął mi usta delikatnym pocałunkiem.
— Spokojnie, twoja mama o wszystkim wie, nie martw się — odparł ciągnąc mnie w stronę przystanku autobusowego. Czekaliśmy trochę na nasz transport do galerii handlowej, w której kino się znajdowało. W końcu siedzieliśmy już w autobusie, zastanawiając na jaki iść film.
— Może jakiś dramat? — rzucił starszy, zawzięcie przeglądając wszystkie seanse po kolei.
— Nie — jęknąłem niezadowolony, opierając głowę na jego ramieniu. Niebieskooki uśmiechnął się na mój gest, przeczesując dłonią moje włosy. — Chcę na komedię romantyczną —
powiedziałem błagalnie, patrząc na niego maślanymi oczkami.— Jak sobie życzysz — cmoknął mnie w czoło, obejmując ramieniem. Zarumieniłem się lekko, uśmiechając pod nosem. W autobusie było tylko kilka osób, w dodatku siedzących daleko od nas, więc mogliśmy sobie pozwolić na trochę czułości.
~•°•~
Po koło dwudziestu minutach byliśmy już na miejscu. Po wyjściu z autobusu, ruszyliśmy w stronę Galaxy. Gdy wjechaliśmy schodami na ostatnie piętro, weszliśmy do wspomnianego wcześniej kina.
— Chcesz popcorn, mały? — zapytał mój przyjaciel, zmierzając ze mną w stronę kas.
— Możemy wziąć — odpowiedziałem po chwili namysłu. Byłem wręcz nośnikiem jedzenia popcornu w kinie. Tylko że zwykle przed seansem nie było już połowy, no ale co zrobić jak tak ładnie pachnie, a jeszcze lepiej smakuję.
— To wezmę nam jeszcze colę, poczekaj na mnie, idź sobie usiąść —
rzucił, a ja grzecznie wykonałem jego polecenie, siadając na skórzanych kanapach. Z braku zajęcia zacząłem obserwować stojących w kolejce ludzi, w tym Łukasza. Chłopak co jakiś czas sprawdzał coś na telefonie, uśmiechając się do niego. Może z kimś pisał? Niby nie powinno mnie to obchodzić, ale poczułem się jakby... Zazdrosny? Szatyn w końcu schował telefon i zaczął kupować popcorn, colę oraz bilety.— To co, idziemy? Film zaczyna się za jakieś piętnaście minut — powiedział podchodząc do mnie i uśmiechnął się promiennie. Niechętnie odwzajemniłem jego uśmiech wstając z miejsca. Momentalnie mój humor się zepsuł i nie miałem ochoty na siedzenie i oglądanie tandetnego filmu w żadnym kinie.
— Ej Marek, co jest? — mruknął zmartwiony, zatrzymując się na chwilę. Uczyniłem to samo co chłopak, i odwróciłem się w jego stronę. Rzadko kiedy mówił do mnie tak poważnym tonem, więc wiedziałem, że naprawdę się zmartwił. Z resztą, zawsze się o mnie martwił.
— Nic — odparłem smutno, odwracając od niego wzrok. Spojrzenie szatyna przeszywało mnie na wylot, przez co czułem się nie komfortowo. Z nerwów zacząłem aż przygryzać wargę, i błądzić wzrokiem po czerwonej wykładzinie.
— Przecież widzę, że coś się dzieje —
stwierdził kładąc swoją dłoń na moim drobnym ramieniu.— Po prostu... — urwałem nie wiedząc jak ubrać to w słowa. Przecież nie powiem mu "A, no wiesz, pisałeś z kimś uśmiechając się jak głupi do telefonu i jestem zazdrosny".
— Pisałeś z kimś, śmiałeś się i... — Łukasz zaśmiał się tylko, patrząc na mnie rozbawiony.— Czy ty jesteś zazdrosny? — zapytał nadal się śmiejąc. Spuściłem tyko głowę w dół, nie wiedząc co powiedzieć. Czy ja jestem zazdrosny? — Pisałem z mamą, powiedziała że po kinie zaprasza nas na ciasto — odpowiedział.
— Przepraszam, nie wiedziałem — szepnąłem zakłopotany, patrząc się tępo na swoje białe Nike, które wydawały się teraz wiele ciekawsze, niż sam szatyn.
— Przecież nic się nie stało mały. A teraz chodź, bo się spóźnimy — ponaglił łapiąc mnie za rękę i ciągnąć do sali.
~•°•~
Siedzieliśmy w ostatnim rzędzie na samej górze. Film powoli dobiegał końca i z czystym sumieniem mogę powiedzieć, że naprawdę mi się podobała. Oczywiście nie obyło się bez rzucania w siebie popcornem podczas seansu, ale była to dla nas świetna zabawa. Opierałem głowę o ramię przyjaciela, trzymając go dodatkowo za rękę. Szczerze, byłem szczęśliwy jak nigdy. Jego towarzystwo sprawiało mi ogromną przyjemność. Ten człowiek po prostu sprawiał, że byłem szczęśliwy.
Gdy film się skończył, wyszliśmy z sali, a następnie z galerii, i udaliśmy się ponownie tego dania na przystanek autobusu. Na dworze było ciemno i standardowo padał deszcz, dodatkowo było już po osiemnastej, co było przyczyną zapadającego zmroku.
— Musimy czekać aż dwadzieścia minut!? — warknął zdenerwowany szatyn, sprawdzając rozkład jazdy. Przez swój nagły napad agresji, zwrócił on na siebie uwagę kilku osób znajdujących się w pobliżu.
— Spokojnie, możemy przejść przez park do kolejnego przystanku, stamtąd autobus odjeżdża szybciej — zapewniłem, a niebieskooki przytaknął. Tak więc już po chwili szliśmy ciemnym, nieoświetlonym parkiem, który o dziwo był opustoszały, co prawie woglę się nie zdarza. Zazwyczaj nawet, że tak to ujmę, w godzinach nocnych kręcą się tu pojedyńcze osoby, tak dziś, oprócz nas, nie było tu ani jednej żywej duszy.
— Ta cisza zaczyna mnie niepokoić — szepnąłem z lekka wystraszony, bardziej przylegając do szatyna.
— Nie bój się, ze mną nic Ci nie grozi, mały — odparł starszy chwytając mnie za rękę i prowadząc dalej przez opustoszały park. Idąc dalej w kompletnej ciszy, obaj usłyszeliśmy dobrze nam znany dźwięk. Jej oddech, za każdym razem, był on tak głośny, że nie dało się go nie usłyszeć.
— Łukasz... — chciałem coś powiedzieć, ale z przerażenia głos uwiązł mi w gardle. Nie byłem w stanie wydusić z siebie ani jednego słowa
— Marek, biegnij! — rzucił Łukasz i pociągnął mnie za sobą, zrywając się do biegu. Słyszałem ją, była tuż za nami. Nigdy nie bałem się tak, jak teraz. Z bezsilności i strachu, po moich policzkach zaczęły spływać łzy. W końcu jakimś cudem udało nam się wydostać z tego nieszczęsnego parku.
Obaj głośno oddychaliśmy, próbując złapać oddech po wyczerpującym biegu. Dla pewności obróciłem się jeszcze za siebie, zgubiliśmy ją.— Łukasz proszę Cię, wracajmy już do domu — powiedziałem błagalnie, ścierając ze swoich policzków pojedyńcze łzy.
— Już wracamy Maruś, nie bój się — mruknął podnosząc się z kolan. — Chodź tu do mnie, słonko — dodał rozkładając w moją stronę ramiona. Bez wąchania wtuliłem się w jego ciało, wdychając zapach jego perfum, które idealnie do niego pasowały. Teraz czułem się bezpieczny i kochany, a na dodatek nazwała mnie słoneczkiem.
~•°•~
Hejka kochani! Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba. Jeżeli tak, możecie zostawić gwiazdkę, i zaobserwować mój profil, jeśli jeszcze tego nie robiciem Miłej nocy 🎃
CZYTASZ
Trick Or Treat | KxK
Fanfiction- Idziemy? Został nam ostatni dom - mruknął po chwili szatyn, rzucając za siebie papierek po czekoladowym cukierku, którego chwilę temu zdążył zjeść. Roześmiane dzieciaki, oraz nastolatkowie, chadzać w przebraniach po domach, zbierali cukierki. Co s...