~•Ostatni dom•~

138 23 2
                                    

Marek

Szykowałem się właśnie do wyjścia, za dziesięć minut miał po mnie przyjść Łukasz, więc miałem jeszcze chwilę. Poprawiałem jeszcze swoję włosy, oraz kostium, który swoją drogą wyglądał naprawdę dobrze. Pasował do mnie idealnie i jak to powiedział Łukasz, gdy wysłałem mu swoję zdjęcie, a rozmawialiśmy przez telefon, "Te białe skrzydełka idealnie kontrastują z twoimi blond włoskami i niebieskimi oczkami", tak więc ufam mu na słowo. Jestem bardzo ciekawy, jak wygląda szatyn, bo nie chciał mi pokazać swojego stroju w całej okazałości. Widziałem jedynie, że miał on opaskę z czerwonymi rogami, oraz białe soczewki.

— Marek! Łukasz przyszedł! — usłyszałem z dołu krzyk mojej mamy, więc czym prędzej zabrałem wszystkie potrzebne mi rzeczy i zbiegłem na dół. Założyłem swoje białe, stare tenisówki, oraz beżowy płaszcz. Pożegnałem się jeszcze z mamą i wyszedłem z domu. Na dworze było już zupełnie ciemno z racji, że było już trochę po dwudziestej. Tuż przed moim domem, obok furtki stał Łukasz. Uśmiechnąłem się na jego widok, ruszając następnie w jego kierunku.

— Hej Łuki — rzuciłem na powitanie podchodząc do chłopaka. Gdy jednak odwrócił się do mnie przodem, rozstworzyłem szerzej usta, patrząc na niego w osłupieniu. W jednym jego oku, znajdowała się soczewka, miał na nim również zadrapanie, imitujące ślad trzech szponów. Tak jak wspomniałem wcześniej, na jego głowie znajdowały się rogi, a z tyłu zaś, zwisał diabelski ogon. Jego koszulka była czerwona, i lekko rozdarta, miał on na sobie czarny płaszcz, a w wardze sztuczny piercing.

— Cześć aniołku — odparł, a prawy kącik jego ust, powędrowała ku górze. Chłopak wyglądała tak dobrze, że kompletnie nie potrafiłem wydusić z siebie jakiego kolwiek słowa, zupełnie jakby coś mi to uniemożliwiało. — Ślicznie wyglądasz — dodał puszczając mi oczko. Zarumieniłem się na jego komplement i speszony odwróciłem od niego wzrok. Ja za to, byłem jego kompletnym przeciwieństwem. Miałem biały T-shirt, tego samego koloru tenisówki i beżowy płaszcz, o którym wspominałem wcześniej, oraz oczywiście białe, pierzaste skrzydełka. Wyglądałem przy nim jak mały, bezbronny dzieciak.

— Wyglądasz... — odezwałem się w końcu, jednak nie byłem w stanie dokończyć. Chyba jeszcze niegdy nie byłem tak onieśmielony czyś wyglądem i postawą, tak jak w tym momencie.

— Cieszę się, że Ci się podobam. A teraz chodźmy — zaśmiał się i łapiąc mnie za rękę, zaczął iść przed siebie.

~•°•~

— To... Gdzie idziemy najpierw? — spytałem niepewnie idąc obok szatyna i kopiąc pojedyńcze kamyki, znajdujące się na chodniku.

— Możemy zacząć od początku Mojej ulicy — zaproponował, na co przytaknąłem. Razem udaliśmy się właśnie w kierunku pierwszego domu na ulicy Łukasza. Szliśmy szarym, mokrym po deszczu chodnikiem, ciesząc się swoją obecnością. Czy to normalnie, że się za nim stęskniłem, nie widząc go jeden dzień? Mam nadzieję, że tak. Już po chwili udało nam się dotrzeć do celu. Był to jedno piętrowy, ładny i zadbany dom. Na podjeździe stała nowa A-piątka, o której jako mały chłopiec marzyłem. Zawsze powtarzałem mamie, że jak będę duży, to będę taką jeździć. Zaśmiałem się na to miłe wspomnienie, co nie umknęło uwadze szatyna, który uśmiechnął się promiennie w moją stronę. Odwzajemniłem jego gest, a następnie skierowałem się do furtki owego domu. Zadzwoniłem dzwonkiem, czekając aż ktoś wyjdzie na zewnątrz. Swoją drogą większość domów w okolicy, było przystrojone masą Halloween'owych ozdób, tak było też i w tym wypadku.

— Dobry wieczór chłopcy — uśmiechnęła się radośnie straszą kobieta, witając naszą dwójkę. Niosła ona ze sobą kosz pełen słodyczy, wypełniony najróżniejszymi łakociami. Pani Kasia, bo tak miała na imię sześćdziesięcioletnia blondynka, była bardzo miłą i roześmianą kobietą. Wszyscy z naszego osiedla, uważali ją za naprawdę wspaniałą kobietę. Szczególnie lubiana była przez dzieci, z którym zresztą naprawdę dobrze się dogadywała.

— Dobry wieczór Pani Kasiu — odparłem z uśmiechem szturchając ukradkiem szatyna, żeby również grzecznie się przywitał, jak na dobrze wychowanego chłopca przystało. A przynajmniej trzeba stwarzać takie pozory.

— Dobry wieczór — powiedziała w końcu Łukasz, nieśmiało się uśmiechając.

— Wspaniałe wyglądacie, chłopacy — zaśmiała się, wkładając do naszego worka sporą garść cukierków. Zdążyłem wyłapać, że wśród nich znajdowały się moje ulubione batoniki, jakimi były Marsy.

— Dziękujemy — odparł niebieskooki, zerkając na mnie ukradkiem, dość często to robił.

— Mam nadzieję, że wpadniecie niedługo na herbatkę — rzuciła wesoło kobieta. Obaj ponieśliśmy głowami, na znak zgody. Już kilka razy wracając ze szkoły, wstąpiliśmy do pani Kasi na mały podwieczorek. Tak mały, że obaj wróciliśmy do domów około godziny siedemnastej mimo, że przyszliśmy do niej o czternastej.

— Na pewno niedługo Panią odwiedzimy — zapewniłem nie przestając się w dalszym ciągu uśmiechać. Kobieta z iskierkami szczęścia w oczach podziękowała nam za tą miłą rozmowę i kiedy już mieliśmy ruszać dalej, złapała mnie za ramię, zmuszając mnie abym na chwilę przystanął.

— Widzę jak na niego patrzysz — zaczęła — on na Ciebie też. — dodała uśmiechając się delikatnie. Rozstworzyłem szerzej usta, nie wiedząc co powiedzieć. Podobno osoby trzecie widzą lepiej, więc byłem pewien, że mówi prawdę. - A teraz zmykaj, bo jeszcze zdąży się stęsknić - ponagliła, a ja z uśmiechem pobiegłem w stronę Łukasza.

~•°•~

W ciągu dwóch godzin, zdążyliśmy uzbierać ponad połowę worka cukierków. Obeszliśmy tak naprawdę całe nasze osiedle, które - jakby nie patrzeć - do najmniejszych nie należało. Zmęczeni usiedliśmy na jednym z krawężników upierając się o rosnące w tej okolicy drzewo, a worek położyliśmy na ziemi tuż obok nas. Swoją drogą oprócz nas, zbierając cukierki chodziło całkiem sporo osób. W końcu Szczecin to całkiem duże miasto i jakby nie patrzeć, trochę mieszkańców ma.

— Zmęczony? — zapytał Łukasz chwytając moją dłoń, która oparta była o ten sam krawężnik, na którym siedzieliśmy. Wzdrygnąłem się na jego gest, a po moim ciele przeszedł przyjemny dreszcz, zaś policzki przybrały lekko różowy odcień.

— Trochę — odparłem wlepiając spojrzenie w swoję brudne tenisówki.
Chłopak chwycił mój podbródek, unosząc go tak, abym na niego spojrzał.

— Słodki jesteś, wiesz? — spytał retorycznie, wpatrując się w moje teńczówki jak zahipnotyzowany. Jego wzrok na moment zjechał na moje usta, a następnie znów wrócił do na miejsce. Po chwili zbliżył się do mnie na niewielką odległość tak, że nasze nosy się stykały, i delikatnie wpił się w moje wargi. Powoli delikatnie zacząłem oddawać jego pocałunki, chwytając go obiema dłońmi za policzki. Pocałunek ten nie był zachłanny, czy też szybki i agresywny. Był raczej namiętny, powolny i delikatny. Po dłuższej chwili oderwaliśmy się od siebie, oddychając ciężko. Łukasz uśmiechnął się do mnie, ostatni raz cmokając mnie przelotnie w usta. W między czasie wyciągnął z naszego worka czekoladowego cukierka i odwinął kolorowy papierek.

— Idziemy? Został nam ostatni dom — mruknął po chwili szatyn, rzucając za siebie papierek po czekoladowym cukierku, którego chwilę temu zdążył zjeść.

— Idziemy — odparłem nieśmiało, jakby przez chwilę się wahając, jednak po chwili moje wątpliwości zostały rozwiane, a strach ulotnił się. Starszy pomógł mi wstać i razem ruszyliśmy w stronę owego, ostatniego domu.

~•°•~

Hejka kochani! Mam nadzieję, że rodził Wam się spodobał. Życzę Wam miłej nocy, do jutra 🎃

Trick Or Treat | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz