Epilog

181 20 14
                                    

Włączcie sobie muzyczkę z mediów dla klimatu, miłego czytania 🧡

Łukasz

Razem z Markiem, udaliśmy się więc w stronę ostatniego domu, który oddalony był od naszego osiedla o pół kilometra. Znajdował się on w lesie, przy polnej drodze którą można było dojechać na moją ulicę. Szliśmy już ponad dwadzieścia minut, aż w końcu udało nam się dotrzeć do celu.

— To tutaj? — spytał niepewnie blondyn, zatrzymując się przed starą, zardzewiałą bramą. Szczerze mówiąc, nie miałem pojęcia, czy jeszcze ktoś tam mieszka. Gdy byłem mały, w domu mieszkały dwie rodziny. Budynek jest całkiem duży i swego czasu wyglądał naprawdę ładnie. Teraz jednak, gdy elewacja zaczęła odchodzić, a dach powoli się walił, dom wyglądał jak rodem z horroru.

— Chyba tak — odparłem po dłuższej chwili, chwytając młodszego za rękę. Wpatrując się w owy budynek, mój wzrok napotkał jakiś lampion, który świecił ciepłym pomarańczowym śmiałem, stojąc na progu domu. Po dokładnym przyjrzeniu się obiektowi okazało się, że jest to wycięta dynia, ze świeczką w środku. Od razu wydało mi się to dziwne, bo zdążyłem już zaważyć, że dom faktycznie jest opuszczony. W oknach można było dostrzec nawet podarte, stare firany, które pamiętam jeszcze z dzieciństwa.  Na podjeździe nie było również żadnego samochodu, a poprzedni mieszkańcy, posiadali nawet dwie Toyoty Yaris.

— Idziemy? — zająknął się Marek, patrząc na mnie z przygryzioną ze zdenerwowania wargą. — Nie podoba mi się tu — dodał nie odstępując mnie na krok. Cały czas kurczowo trzymał się mojej ręki, ściskając w dłoni materiał mojego płaszcza.

— Jakby coś się działo, to obronię swoją księżniczkę — puściłem mu oczko i łapiąc go za dłoń, ruszyłem w stronę bramy. Nie była ona zamknięta na kłódkę, dlatego bez problemu udało mi się ją otworzyć. Na początku ciężko było mi nacisnąć klamkę, gdyż była zardzewiała, ale finalnie się udało.

Powoli zaczęliśmy iść do wejścia wąska ścieżką, wysypaną ozdobnymi kamykami. Po jej bokach, z obu stron, rosły uschnięte już krzaki, oraz stały potłuczone, gliniane donice, w których kiedyś znajdowały się kwiaty. Będąc już przy drzwiach, zerknąłem do góry, gdzie znajdowało się duże okno na pierwszym piętrze. Przez chwilę jakby, miałem wrażenie że ktoś nas obserwuję, ale oczywiście nikogo tam nie było. Wzruszyłem tylko ramionami i nacisnąłem na klamkę. Drzwi ustąpiły po chwili, a my mogliśmy wejść do środka.

Tak jak myślałem, stare, zniszczone meble, podarte firany i pełno kurzu. Dom był zupełnie pusty. Obaj zaczęliśmy się dokładnie rozglądać po pomieszczeniu w którym się znajdowaliśmy, był to salon. Po prawej stronie znajdowały się schody prowadzące na pierwsze piętro, po lewo, była kuchnia, a w przedpokoju przez który przeszliśmy wchodząc do mieszkania, w drzwiach po prawej była toaleta.

— Łukasz, patrz — powiedział nastolatek wskazując dłonią na drewniany stół znajdujący się w kochani. Leżał na nim koszyk, oraz jakaś kartka. Podszedłem bliżej chwytając w obie dłonie ową kartkę i zacząłem czytać.

Witajcie chłopcy!

Cieszę się, że tutaj dotarliście. Obok kartki, w koszyku, znajdują się wasze ulubione cukierki. Mam nadzieję, że nie przestraszyliście się Hadesa. Nie zbyt przepada za obcymi, dlatego zazwyczaj na nich warczy. Ale nie bójcie się, nie zrobi Wam krzywdy :)

Miłej zabawy!

— Hadesa? — powtórzył niezrozumiałe chłopiec marszcząc brwi. Zawartość koszyka była niepokojąca. Faktycznie, znajdowały się tam nasze ulubione cukierki, tylko skąd ktoś wiedział, jakie dokładnie lubimy, że przyjdziemy do tego domu i obaj jesteśmy płci męskiej. To nie jest normalne, zaczynam się bać.
Długo nie musieliśmy czekać, aby dowiedzieć się, kim jest Hades. Odwracając się za siebie, ujrzeliśmy martwego dobermana. Nie był martwy w dosłownym tego słowa znaczeniu, jednak jego klatka piersiowa była rozszarpana, z pyska ciekła krew, a czerwone ślepia mierzyły nas wrogim, wściekłym spojrzeniem.

Trick Or Treat | KxKOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz