Po raz kolejny obudził się zalany potem, z przyśpieszonym biciem serca oraz płytkim i nierównym oddechem. Znowu śnił mu się ten sam koszmar, który od przeszło kilku nocy nawiedzał szatyna podczas snu. Nie mógł się przez to wyspać, nie wspominając już o tym, że ogólnie miewał on problemy z nim związane. A zaczęło się to jeszcze tej samej nocy, w której Andrés wyznał mu swoje uczucia. I właśnie to wydarzenie tak silnie oddziaływało na umysł mężczyzny.
– Spokojnie Martín, jestem tutaj. – brunet, który właśnie chwilę temu przebudził się ze snu, położył mu dłoń na policzku próbując w ten sposób jakoś uspokoić szamoczącego się obok niego mężczyznę. Chwilę to trwało za nim udało mu się nawiązać z nim kontakt, nie tylko wzrokowy, ale także duchowy. Teraz para zielonych tęczówek wpatrywała się w niego intensywnym, lekko jeszcze zamglonym wzrokiem.
Zbliżył się delikatnie do czoła młodszego i złożył na nim delikatny pocałunek.
– Andrés...
– Nic nie mów. Porozmawiamy o tym jutro. – mruknął. Szatyn jeszcze przez chwilę wpatrywał się w zatroskaną twarz bruneta, aby zaraz wplątać mu dłoń we włosy. Powoli przyciągnął starszego bliżej siebie i złączył ich usta w leniwym pocałunku.
– Chodźmy spać. – wymamrotał przy ustach szatyna, po czym delikatnie się od niego odsunął, by móc spojrzeć mu w oczy. Argentyńczyk jedynie skinął nieznacznie głową na znak zgody.
Oboje wkrótce zasnęli. Argentyńczyk spał z twarzą przytuloną do klatki piersiowej starszego, a ten natomiast z nosem zatopionym pośród miękkich włosów szatyna.
Nazajutrz wszystkich czekała pobudka z samego rana. Profesor dokładnie zaplanował wszystkie dni – od początku ich pobytu w klasztorze, aż do dnia rozpoczęcia napadu.
Nie mieli oni niestety tyle czasu co w przypadku napadu na hiszpańską mennicę. Wtedy mogli pozwolić sobie na stopniową realizację, w tym także samodzielną analizę każdej jednej lekcji z osobna.
Teraz musieli znacząco przyspieszyć tempo nauki, w tym przyswajania wszystkich ważnych informacji oraz planów. Dla każdego z członków bandy okazało się to niemałym wyzwaniem. Patrząc z punktu widzenia osoby trzeciej, wiele ryzykowali tym napadem, ale nie zamierzali się przez to wycofywać. Robili to nietylko ze względu na sfrustrowaną Tokio, która zdecydowanie wiele musiała wycierpieć przez tą sytuację.
Działali oni w imieniu sprawiedliwości. Tak, ponieważ każdy człowiek z osobna zasługiwał, zasługuje i będzie zasługiwać na traktowanie go z należytym szacunkiem. Nawet jeśli miałby okazać się on przestępcą, jak właśnie w tym konkretnym przypadku.
Jednak przede wszystkim byli wobec siebie niezwykle lojalni oraz solidarni ze sobą. Byli niczym jeden sprawny organizm, w którego skład wchodziły różne, istotne i potrzebne mu do prawidłowego funkcjonowania elementy. A w momencie, w którym zabrakłoby chociaż jednej z tych części, nie byłby on już w stanie działać na tyle sprawnie, co przedtem. Nawet pomimo pojawienia się nowych członków w zespole odczuwali oni braki tych kilku osób.
![](https://img.wattpad.com/cover/221791793-288-k98045.jpg)
CZYTASZ
ι wanna ғeel yoυ; palerмo х вerlιn
FanfictionA co gdyby tak trochę zmienić bieg wydarzeń? Czy wtedy losy tytułowych bohaterów znacznie by się zmieniły czy wręcz przeciwnie? Czy los połączy ich czy już na zawsze podzieli? Przekonajcie się sami... WARNING: 》może z...