rozdzιał 8

936 41 80
                                    

     Berrote  powoli  przeniósł  wzrok  z  ciemnej  podłogi  i  niepewnie  spojrzał  w  jego  kierunku.  Przyglądał  mu  się  przez  chwilę  próbując  doszukać  się  jakiegokolwiek  cienia  rozbawienia  na  jego  twarzy,  które  świadczyłoby  o  żartobliwym  znaczeniu  tej  wypowiedzi.  Jakież  było  jego  zdziwienie,  gdy  nic  takiego  się  w  nim  nie  dopatrzył.  Prychnął  lekko  rozbawiony  odwracając  od  niego  wzrok.

– Nie  mów  rzeczy,  których  będziesz  później  żałował.  –  poluzował  uścisk  ich  splecionych  dłoni.

– Mówię  na  poważnie.  –  odparł  szybko  i  chwycił  go  za  nadgarstek.  Szatyn  w  reakcji  na  ten  gest  ponownie  wrócił  do  niego  wzrokiem.

– Przestań  tak  mówić.  To  nie  jest  dobry  moment  na  tego  typu  żarty.  Nigdy  nie  jest...  –  dodał,  po  czym  ponownie  wyrwał  rękę  z  objęć  starszego.  Hiszpan  z  poważnym  wyrazem  twarzy  wpatrywał  się  w  mężczyznę.  Nagle  do  głowy  przyszedł  mu  pewien  pomysł. 

     Rozejrzał  się  po  pokoju,  a  gdy  odnalazł  interesujący  go   przedmiot,  wstał  z  łóżka  i  skierował  się  w  jego  stronę.  Szatyn  podążył  za  nim  wzrokiem.  Jak  się  okazało  starszy  postanowił  włączyć  jedną  z  winylowych  płyt  z  jego  skromnej  kolekcji.  Dłuższą  chwilę  szukał  tej  jednej  konkretnej,  a  gdy  w  końcu  ją  znalazł  momentalnie  załączył,  jak  się  okazało,  ulubiony  utwór  Martína.

     Brunet  odwrócił  się  w  stronę  Argentyńczyka  i  uśmiechnął  się  szeroko  widząc  jego  wyraz  twarzy.  Podszedł  bliżej  niego  i  tak  jak  ich  pierwszego  dnia  w  klasztorze,  wyciagnął  ku  niemu  rękę  w  geście  zaproszenia  go  do  wspólnego  tańca.

     Martín  niepewnie  podał  mu  swoją  dłoń,  za  którą  Fonollosa  od  razu  złapał,  po  czym  przyciągnął  go  do  siebie  w  taki  sposób,  że  młodszy  wpadł  mu  w  ramiona.  Jedną  z  rąk  ulokował  na  talii  młodszego,  a  w  drugą  chwycił  jego  dłoń.  Swoją  zabandażowaną  rękę  szatyn  delikatnie  położył  na  ramieniu  mężczyzny  uważając  przy  tym,  aby  się  w  nią  nie  uderzyć.  Oparł  głowę  o  obojczyk  bruneta  i  powoli  zatonął  w  woni  jego  intensywnych  perfum.  Był  to  zapach  otwartej  toni  morskiej  przeplatanej  drzewnymi  akordami  z  nutą  kwiatowych  akcentów,  różnych  cytrusów  w  tym  także  rozmarynu,  lawendy  i  pistacji,  które  idealnie  ze  sobą  współgrały  dodając  całej  tej  barwnej  kompozycji  świeżości.

     Uśmiechnął  się  pod  nosem,  kiedy  oboje  zaczęli  delikatnie  poruszać  się  w  rytm  muzyki.  Uwielbiał  tą  piosenkę.  Miał  z  nią  masę  pozytywnych  wspomnień.  I  jakimś  dziwnych  trafem  wszystkie  związane  były  z  Fonollosą.  Czy  to  dziwne?  Nie,  skądże.  Po  prostu  często  słuchali  jej  razem  siedząc  przy  winie,  czy  też  omawiając  plany  dotyczące  napadu.  Różne  sytuacje  miały  wtedy  miejsce,  najczęściej  takie,  z  których  mieli  później  niezły  ubaw.

     I  znowu  pogrążył  się  w  swoich  myślach.  Co  on  przez  to  próbował  mu  zasugerować?  Nigdy  nie  dopuścił  do  siebie  myśli,  że  brunet  mógłby  pałać  do  niego  jakimkolwiek  uczuciem  na  tle  romantycznym.  Pragnął  tego  z  całego  swojego  serca,  ale  to  było  niemożliwe.  Mitochondria  by  mu  na  to  nie  pozwalała.  Pamiętał  ich  ostatnią  rozmowę,  aż  za  dobrze.  Swoim  odejściem  przekreślił  wszystko,  w  tym  Martína.

ι wanna ғeel yoυ; palerмo х вerlιnOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz