Już drugi dzień przeprawiali się przez trudne tereny Brokilonu. Na domiar złego, przez wojnę po jednej stronie wrzała zacięta walka wojskowych dwóch frakcji, a po drugiej rozprzestrzeniały się pożary, wzniecone rzecz jasna przez wcześniej wspomnianych sołdatów. Nie mieli zbyt dużego pola do manewru, musieli iść tam, gdzie akurat było spokojnie. Co rusz natrafiali w lesie na pojedynczych dezerterów i na inne niedobitki, jedni uciekali na sam ich widok, drugich trzeba było pozbyć się siłą. Przez ferwor walki na placu boju tak zmąciły im się zmysły, iż zaczęli atakować wszystko, co stanęło im na drodze. Dla naszych bohaterów nie stanowili dużego zagrożenia, pozbywali się natrętów w bardzo krótkim czasie i bez wysiłku, mimo bagaży i prowadzenia za uzdy dwóch koni. Na jednym z nich nadal - niby tobołek - zwisała nieprzytomna. Otworzyła leniwie jedno oko, potem drugie. Kiedy wzrok odzyskał ostrość, nagle poczuła niesamowity ból głowy, posuchę w gardle i niemiłe pulsowanie na szyi. No tak, rana. Zielonooka odruchowo sięgnęła za siebie, próbując wymacać bok własnego uda. Ulga nadal wiernie spoczywała w futerale. Nikt jej nie ukradł i, miała nadzieję, że nie uszkodził, czy wyszczerbił. Czuła też w cholewie buta znajomy ciężar ukrytego sztyletu. Te dwie rzeczy były dla niej najważniejsze. Pewnie teraz w tej pozycji cofnęło by jej się, ale nawet nie miała czym zwrócić, ponieważ nie jadła od kilku dni. Po chwili dopiero zorientowała się, gdzie właściwie jest. Uniosła brew, zdziwiona, rozglądając się dookoła. Dostrzegła siwego mężczyznę w ćwiekowanej kurtce i drugiego o długich blond włosach noszącego śliwkowy kapelusik, którego początkowo wzięła za elfa, lecz ten nie miał szpiczastych uszu. Grał cicho na ładnej lutni, lecz nie mogła rozpoznać melodii. Była z nimi też kobieta, o ciemnych blond włosach i dzierżąca łuk na plecach razem z kołczanem. Idis zdziwiła się jeszcze bardziej. Co tak dziwna grupa mogła od niej chcieć? Nie związali jej, może mieli pokojowe zamiary? Albo to była tylko gra pozorów?
- I co sądzisz Geralt o mojej nowej chanson? Pozwoliłem ją sobie napisać, kiedy ty nieprawdaż liczyłeś barany na kozetce u driad. Nie miałem wielu pomysłów, toteż i o obecnej wojnie pisać zacząłem. Ukróciłem do minimum drastyczne sceny, co by dzieciaki też tego słuchać mogły, a i sformułowałem ją tak, by sami żołdacy śpiewali ją idąc w bój. Zastanawiam się tylko, czy wiesz, usunąć tamten ostatni akapit i zastąpić go innym, bo jakoś mi nie leży, zabrakło mu smaku. Ale to potem, jak znów natchnie mnie wena twórcza, a ta bywa ostatnio bardzo kapryśna. Idę odłożyć lutnię i kartki... o, kompanija, spójrzcie, kto nam się obudził!
Idis czując na sobie wzrok zgromadzonych znieruchomiała. A już zwłaszcza pod wpływem żmijowego spojrzenia siwego faceta. Czyżby to był wiedźmin? To by tłumaczyło dwa miecze na tyłach. Nigdy przez całe swoje dwudziestoletnie życie nie miała okazji takiego spotkać, słyszała jedynie wiersze i ballady o nich, niekoniecznie przychylne. Ale jakby się o nich autorzy nie wypowiadali - robili wrażenie na zwykłych ludziach, w tym i na naszej najmitce. Geralt podszedł do niej i odchylił lekko kołnierzyk jej koszuli. Przez całe ciało przeszedł ją zimny dreszcz.
- Bardzo ładnie się goi, choć paprało się paskudnie. U mnie już pewnie nie byłoby śladu po ranie, ale w jej przypadku muszę wylać Wilgę raz jeszcze. - sięgnął za poły i wyściubił niewielką fiolkę o bursztynowej poświacie, tą samą co wcześniej. Odkorkował ją i ustawił pod światło, chcąc sprawdzić, ile mikstury mu jeszcze zostało. - Zaciśnij zęby. - polecił dziewczynie i delikatnie zaczął polewać szramę resztką eliksiru. Idis posłusznie zacisnęła zęby i pewnie gdyby nie to, zaczęłaby się drzeć. Miast tego syknęła głośno i wygięła szyję. Rana znów zaczęła się pienić.
- Dzięki. - wydusiła z siebie po kilku minutach, choć tak naprawdę jeszcze nie wiedziała do końca, czy może ufać wiedźminowi i jego towarzyszom. Chciała podrapać się po swędzącej skazie, lecz w ostatniej chwili się powstrzymała. Bard podreptał do nich, wciskając się między klacz, a Geralta.
CZYTASZ
Idis z Urialli
FantasyIdis to czystej krwi Temerka, urodzona w 1248 roku. Jej rodzinną wioskę napadł Dziki Gon, doszło do masakry. Gdy uciekała przed ogarami Czerwonych Jeźdźców, upadła i uderzyła głową o skałę, w wyniku czego straciła pamięć. Małolata krążyła po lasach...