Rozdział XIII

60 8 0
                                    

Gdy tylko Milva wrzasnęła, pierwszą osobą, która się przy niej zjawiła, była oczywiście Skelligijka. Zaraz za nią przybył cyrulik. Oboje widzieli, jak łuczniczka trzyma się kurczowo za podbrzusze, a chwilę później posoka barwi jej krocze, a także nogawice oraz szczerk pod nią, na który potem upadła. Regis zachował przytomność umysłu tudzież rezon, powstrzymując instynkt i nie reagując na krew. Idis nie miała podobnego problemu, jednak obawiała się obecnie najgorszego.

- Zaraz mi przejdzie, po co to zbiegowisko?

- Nic nie mów. - pierwszy raz mogły usłyszeć u niego podobny ostrzejszy ton. - Idis, przynieś krzesiwo z juk i jakiś niesztywny materiał, mogą być znoszone przyodziewki. Ja zajmę się resztą. - zielonooka tylko kiwnęła głową i posłusznie wykonała polecenie tak szybko, jak się tylko dało. Pobiegła po wszystko i wróciła w kilku susach, a wampir miał wyłożony już cały ekwiwalent lekarstw w postaci ziół. Złapał potężną łodygę kozłka lekarskiego i przystawił do ust Marii.

- Zacznij to żuć.

- To gówno? Mam się porzygać? Nigdy w życiu.

- Ból może być tak silny, że porazi twój układ nerwowy, więc wydalenie treści żołądka to najlepsze, co może obecnie cię spotkać. Dlatego ostatni raz proszę - zacznij to żuć. - zakończył, ostatnie trzy słowa wyraźnie sylabizując. Milva nie miała wyjścia, zaczęła mielić naturalny środek halucynogenny, w międzyczasie nadal trzymając się za okolice brzucha i jęcząc rozpaczliwie.

Felczer odsunął jej ręce i odsłonił tunikę. Rana od noża wyglądała naprawdę paskudnie, w dodatku okropnie się jątrzyła, krew ściekała coraz niżej i w coraz większych ilościach.

- Nie ma czasu, ani nawet sensu, żeby to przemywać. Zagotowanie wody i ostudzenie jej zajęłoby zbyt długo, dlatego musimy uciec się do bardziej drastycznych metod. Owiń szmaty na końcu tamtej żerdzi i podpal je, tylko ostrożnie. Będziemy przypalać ranę.

I znów usłuchała. Przymocowała szmaty i zaczęła uderzać o krzesak, celując drobnymi iskrami na hubkę. Ręce potwornie jej się trzęsły, było wilgotno, absolutnie jej to nie wychodziło. Widziała, jak Regis się niecierpliwi, ale nie powiedział ani słowa. W końcu ubrania zapłonęły. Podała żerdź cyrulikowi, a ten zaczął flegmatycznie przystawiać ją do krwawiącego miejsca. Milva, już na wpół otumaniona, rozwarła szeroko oczy i podniosła taki raban, że aż zaczęło dzwonić im w uszach. Id przygniotła ją do ziemi, trzymając za ramiona tak, by się nie rzucała i nie utrudniała pracy wampirowi. Jednak ta nadal wrzeszczała. Wychyliła się po kolejną, mniejszą żerdź i podała Barring, by złapała ją zębami. To w małej części zniwelowało rychłe uszkodzenie bębenków, zwłaszcza, że jedno z nich miało je o wiele wrażliwsze.

Krwotok ustabilizował się, a przynajmniej nie był już tak obfity. Regis wrzucił płonącą żerdź do rzeki obok nich i chwycił za zakrzywioną igłę, którą wcześniej zdezynfekował swoim bimbrem. Nawlókł na nią nić i - niczym wprawiona tkaczka - zaczął zszywać rozerwane miejsce. Milva znów zaczęła krzyczeć, na szczęście nie wypluła żerdzi. Starał się to robić bardzo dokładnie i w miarę sprawnie, nie zostawiając zbyt dużych odstępów. Gdyby tak zrobił, szew mógłby szybciej zostać popruty. Zadziwiające było to, jak tak poważne uszkodzenia mogły zostać w tak prosty sposób naprawione. Wystarczyło tylko posiadać podobne nerwy ze stali i sprawne dłonie.

Zrobił kilka pętelek i urwał nić. Teraz trzeba było nałożyć maść. Wziął garść rumianku, korzeń żywokostu, ziele przetacznika oraz ptasi rdest i postąpił identycznie jak w przypadku rany na szyi Idis. Ze szwu zaczęły pękać pojedyncze bąble, pojawiła się piana. Działało.

Mogłoby się wydawać, że kryzys został zażegnany - nic bardziej mylnego. Regis już chował cały swój majdan do torby i obmywał ręce, Idis odpoczywała tuż obok Milvy, lecz ta po raz kolejny zawyła niczym basior podczas pełni księżyca. Znów z nogawic zaczęła płynąć jej krew, lecz tym razem nie płynęła z dopiero co zszytej rany. Z ruchu warg cyrulika zielonooka doskonale rozpoznała szpetne przekleństwo.

- Zostawcie nas samych, zabierz stąd resztę. - polecił, znów tonem nieznoszącym sprzeciwu. Złapała Geralta, Jaskra i Cahira za fraki, którzy przyglądali się całej operacji nieopodal, po czym oddelegowała ich zdecydowanym ruchem ręki w kierunku stanicy. Kiedy straciła ich z oczu, ukryła się za jeżyną i zaczęła ukradkiem obserwować dalszy przebieg wydarzeń. Akurat zrobiła to w momencie, kiedy wampir zaczął zdejmować łuczniczce rajtuzy. Powiedzieć, że wyglądało to dwuznacznie, to jakby nic nie powiedzieć. Zagotowało się w niej do imentu, ale postanowiła jeszcze zaczekać z tyradą. I dobrze, bo ten wcale nie miał niecnych zamiarów wobec poszkodowanej. Zrolował szmaty, które się ostały i zaczął nimi gmerać w wiadomym miejscu. Po chwili zawinął je w kilka części i udał się do lasu, jeszcze wcześniej dając Barring flakonik z podejrzanym napitkiem.

- Biedna Milva. - zaszedł czekającą na dalszy bieg wydarzeń Skelligijkę od tyłu po kilkunastu minutach, przez co ta podskoczyła w miejscu. No tak, wiedział, że się tu ukryła, mogła to przewidzieć.

- Poroniła. Zakopałem jej dziecko, zgodnie z waszym obrządkiem, niestety nie znam żadnych odpowiednich pożegnań, ni modlitw, które pasowałyby w tamtej chwili. Poza tym, gdyby padły z ust kogoś takiego, jak ja, wasi bogowie mogliby nie być zbytnio usatysfakcjonowani, łagodnie mówiąc. - westchnął i dodał po chwili, widząc narastający niepokój w oczach Idis. - Wiem, o czym myślisz i nie martw się. Z dziecka nie powstanie demon, który zwykliście nazywać porońcem, z tego prostego powodu, iż nie było nawet do końca uformowane. - poszedł po swoją torbę i wrócił, patrząc z nostalgią na Marię. - Podałem jej lek nasenny. Oby i ona i dziecko odnaleźli spokój. - nie dodał nic więcej. Poszedł do stanicy, gdzie czekała już reszta grupy. Id została pod jeżyną. Położyła się na ziemi, kładąc ręce pod głowę i wlepiła wejrzenie w konstelacje. Tej nocy nie mogła zasnąć.

Przez dalszą drogę do Caed Dhu nie odezwali się do siebie. Nawet trubadur zrozumiał, że żałobę trzeba odpowiednio uczcić, okazać szacunek ciszą, dlatego dodatkowo zaprzestał brzdąkania na swym instrumencie, który odwiesił na kołek przy jukach wierzchowca. Znajdowali się coraz bliżej celu, idąc wzdłuż Jarugi i wkraczając się już na tereny Angrenu. Gdy znaleźli się na obrzeżach lasu druidów, natrafili na cmentarzysko, podobne do Fen Carn, zwanego Błoniami Kurhanów, jednak to zostało wykonane przez ludzi i było zdecydowanie młodsze. Żeby wkroczyć do kniei, musieli przejść przez nekropolię na wskroś, aby nie marnować czasu przy obchodzeniu jej. Niewątpliwie uradowało to jednego z grupy włóczykijów. Zielonooka wyszła na przodek i zniknęła między wyrośniętymi dębami, tuż obok tumulusów. Kopała akurat niewielki odłamek obeliska, kiedy przez przypadek podczas lotu uderzył w... diament? Nie, inny minerał, o pięknej barwie i szlachetnych rysach, spoczywający luzem pośrodku niczego. Można było nabrać poważnych wątpliwości. Podeszła do kruszcu, ale odskoczyła od niego jak poparzona, kiedy zaczął mienić się wszystkimi kolorami tęczy, oślepiająco, oszałamiająco. Nie wiedziała, że był to aktywator przejścia do zupełnie innego świata, a za jej plecami rozrósł się okrągły portal. Cofając się wpadła do niego i nim jeszcze całkowicie zalała ją czerń, zimno i pustka, usłyszała ciche nawoływania towarzyszy, którzy nie zdążyli jej w porę złapać. 

Idis z UrialliOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz