Roki zaciskał dłoń na ciepłym, pokrytym krwią Lili kluczu. Jego oczy rozszerzyły się gwałtownie, gdy ujrzał ten magiczny przedmiot. Złoto-pomarańczowe pierścienie zdawały się poruszać i drażniły jego skórę ostrymi krawędziami. Klucz emanował swoistą, niewidoczną, lecz odczuwalną energią.
— Lili? — Edward wyglądał na zdenerwowanego. Wbił zielone oczy w jej pokaleczone dłonie. — Co się stało?
Lili schowała ręce za plecy.
— Ucięłam się przez moją nieostrożność. — Uśmiechnęła się niewinnie.
— Musi boleć. — Avi zbliżyła się do przyjaciółki i ujęła delikatnie jej dłonie. Spojrzała swoim czułym wzrokiem i chustką starła wciąż kapiącą krew. — Zabandażuję ci to, usiądź. — Wskazała na fotel. Lili opierała się chwilę, lecz widząc spojrzenie Avi dała za wygraną.
Rokiego to nie interesowało. Powrócił wzrokiem do klucza, którego niezwykła energia ogrzewała jego palce. Spoglądał jak zahipnotyzowany, bo wiedział, że nadszedł ten dzień. Dzień, w którym wreszcie porozmawia z pradziadem, którego jeszcze niedawno uważał za martwego.
Nadal nie do końca docierało do niego, co się stało. Avi opowiedziała mu chwilę wcześniej o ataku, którego doznał i o pradziadzie mówiącym jego ustami. Przeszły go ciarki, gdy jej słuchał i wiedział, że mówiła prawdę. Jej głos drżał, a podbródek się trząsł. Pierwszy raz widział ją w takim stanie. Co więcej, wiedział, że to nie strach powoduje takie zachowanie dziewczyny, lecz niemoc. Avi bowiem pierwszy raz nie wiedziała, co powinna robić i nie była w stanie zrobić nic.
— Pokaż ten klucz — nakazał Edward i nie czekając na odpowiedź, wyrwał go z rąk Rokiego. — Rzeczywiście jest ostry. — Przesunął palcami po okrągłych brzegach magicznego przedmiotu, rozkoszując się każdą chwilą dotyku.
— Na pewno wiesz co robić? — Roki wydawał się niepewny. Miał duże wątpliwości czy sam klucz wystarczy, aby dostać się do najbardziej mitycznego miejsca, jakie istniało na Onirze.
— Zawsze wiem co robić. Poczekamy do zmroku, aż wszyscy niewolnicy i uczniowie Avalanu zaszyją się w swoich kwaterach. Potem już prosta droga w głąb samego piekła. — Edward wyszczerzył zęby w uśmiechu i podrzucił kluczem, za co natychmiast został skarcony zabójczym wzrokiem Lili. Odłożył go pośpiesznie na mały okrągły stoliczek. Cała czwórka wbiła wzrok w klucz, jakby przyciągał on ich spojrzenia. Był piękny, wspaniały i tak dla nich ważny.
_____________________________________
Roki był pewny, że nigdy nie przeżył dłuższego dnia. Wydawało mu się, że czas stanął w miejscu, lecz w końcu ciemność spłynęła na zasypiający już teraz świat. Wyjrzał przez szybę, na wbrew pozorom, wciąż niezwykle żywe miasto. Tutaj w budynku Ligi noc oznaczała czas odpoczynku i regeneracji. Czas spokoju i ciszy. Jednak zza muru biła niewyobrażalna łuna sztucznego światła z setek i tysięcy latarni, lamp i świec. Łuna wystrzeliwała w górę, ponad mur i ciągła się jeszcze długo w kierunku gwieździstego nieba.
Piękne to było miejsce i piękne było to światło, widoczne z każdego zakamarka świata. Ze wschodniego wybrzeża i z zachodniego, z mroźnej północy i pustynnego południa. Przy dobrej pogodzie zewsząd dało się zobaczyć, tą pnącą się ku niebu jasność.
Roki tak dobrze pamiętał letnie, ciepłe wieczory i długie noce, które spędzał, leżąc w głębokiej trawie. Przez dzień spoglądał na wyspy, a gdy one znikały, patrzył w niebo. Gdy zaś robiło się wystarczająco ciemno, przekręcał się na bok i spoglądał w stronę budynku, w którym teraz siedział. Ze swojego pagórka widział tę wieżę i blask miasta, który ją otaczał i piął się w górę niemal tak wysoko jak ona.
CZYTASZ
Onira {Tom I}
FantasyMagia, latające wyspy, żywioły i niczym niewyróżniający się protagonista z małej wioski, który będzie musiał stawić czoło złu i przeznaczeniu. Brzmi typowo, nudno i oklepanie? Może i tak, ale pozory często mylą, szczególnie jeśli chodzi o Onirę. Pra...