Roki znajdował się w kamiennym budynku, zbudowanym z czarnych, krzywych cegieł. Po obu jego stronach stały rzędy drewnianych ław, przez co wiedział, że najprawdopodobniej stoi w czymś na kształt świątyni. Na ścianach paliły się świece, a przez wąskie, wysokie okna, wpadało jasne światło, w którym mienił się unoszący kurz. Roki zrobił kilka kroków po twardej posadzce, które odbiły się echem po opustoszałym budynku. Przed sobą zobaczył kamienny ołtarz, u którego stóp leżała zakrwawiona koza.
Zbliżył się do tego miejsca. Pokiereszowane zwierzę łypnęło na niego swoimi zamglonymi ślepiami. Roki odskoczył przestraszony. To biedne stworzenie wyglądało, jakby dawno nie żyło. Nie powinno żyć. Po ścianach ołtarza płynęły strużki krwi. Na nim, w złotych lichtarzach, paliły się świece, a słodki dym unosił się po całej katedrze. Roki zbliżył się zafascynowany. Dym zaczął przybierać różne kształty i wił się jak węże, aż do sklepienia. Koza zabeczała i wstała z trudem, a jej wnętrzności wypadły na podłogę.
— Więzienie — wydusiło z siebie zwierzę, a zaraz potem znów zaczęło beczeć. Zamilkło nagle i popatrzyło swoimi ślepiami na Rokiego. Tym razem w oczach kozy chłopak zobaczył iskierkę życia i mądrości. Koza znów rozwarła pysk. — Jesteśmy tak blisko. — Jej jęzor wypadł, uderzając o twardą posadzkę. — Znajdziesz mnie, a ja znajdę ciebie. Tak jak zawsze.
Roki patrzył z obrzydzeniem. Cofnął się przerażony i poczuł, że na kogoś wpadł. Odwrócił się. Przed jego nogami leżała dziewczynka, o włosach tak jasnych jak roztopione srebro. Z jej okrągłych oczu kapały grube łzy. Roki podskoczył i wyciągnął rękę, chcąc pomóc jej wstać.
— Przepraszam, nie widziałem cię — powiedział, ale dziewczynka milczała. Wycofała się i chlipnęła.
— Pomóż mi, proszę — wystękała. Klęknęła i zaczęła błagać.
— Nie zrobię ci krzywdy. Wszystko w porządku. — Roki jeszcze raz wyciągnął dłoń do dziewczynki.
— On tu idzie — wyszeptała i zaczęła się trząść.
— Kto?
Roki nie doczekał się odpowiedzi. Bocznymi drzwiami wszedł człowiek w czarnym, długim płaszczu. Twarz miał brudną i zarośniętą. U prawej nogi bujał się miecz, schowany do podartej pochwy. Roki odskoczył przerażony, gdy człowiek się zbliżył. Podszedł on szybkim krokiem do dziewczyny, przenikając Rokiego, jakby ten był duchem. Mężczyzna złapał dziewczynkę za srebrne włosy i pociągnął za sobą. Drobna istota wierzgała się i krzyczała. Roki też krzyknął. Mężczyzna odwrócił się powoli, dopiero teraz dostrzegł chłopaka, który wcześniej był niewidoczny dla jego oczu. Wyciągnął miecz. Roki z przestrachem zaczął szukać swojej złotej włóczni. Nie było jej. Mężczyzna złapał go za kark i rzucił o ławkę. Roki stęknął i padł na ziemię, nie mogąc złapać oddechu. Napastnik zbliżył się i wbił miecz w jego brzuch.
Roki obudził się zlany potem. Nadal czuł wiercący ból w brzuchu. Podwinął koszulkę i zobaczył, że liść suszaka całkowicie wyschnął przez noc. Oderwał go od ciała i ze zdziwieniem zauważył, że po siniaku została tylko mała plamka. Machnął ręką zadowolony. Wstał i ubrał się w odzienie, w którym wczoraj ćwiczył. Kamizelka już się rozciągła i teraz czuł się w niej swobodnie. Był niezwykle podekscytowany, dziś bowiem miał zobaczyć pierwszą wyspę. W swoim zadowoleniu przygotował nawet dla każdego śniadanie.
Przez okno wpadała już szarość i zaczynał się dzień. Pomyślał, że chyba powinien wszystkich obudzić. Najpierw szarpnął Edwarda, lecz ten tylko wybąkał kilka niezrozumiałych słów i nakrył się kołdrą. Avi otworzyła oczy, nim się do niej zbliżył.
CZYTASZ
Onira {Tom I}
FantasiMagia, latające wyspy, żywioły i niczym niewyróżniający się protagonista z małej wioski, który będzie musiał stawić czoło złu i przeznaczeniu. Brzmi typowo, nudno i oklepanie? Może i tak, ale pozory często mylą, szczególnie jeśli chodzi o Onirę. Pra...