28 - "Cześć, Clay"

1.8K 79 3
                                    

Od kilku dni chodzę, jak na szpilkach. Moja żona powinna już urodzić naszego syna, jednak jemu nie jest śpieszno. Mam nadzieję, że lekarze nie będą musieli wywoływać porodu.

- Pojedziemy na cmentarz? - Zagaduje Sophie, przerywając ciszę między nami.

- Przecież byliśmy dwa dni temu. - Mówię zdziwiony.

Przeważnie chodzimy tam raz w tygodniu. Jeszcze do niedawna bywałem tam częściej, jednak musiałem zdawać sobie sprawę, że Sophie nie może teraz wykonywać tyle rzeczy w domu, co wcześniej.

- Wiem, ale chciałabym odwiedzić Molly i mamę przed pójściem do szpitala. Coś czuję, że niedługo tam trafię. - Przekłada rękę na swój spory brzuch, gdzie również spoczywa moją dłoń.

- Och, kochanie, mówisz już tak od tygodnia. Nie strasz mnie. - Muskam jej usta. - A Ty, maluchu, rzeczywiście mógłbyś już wyjść do nas. - Zwracam się do nienarodzonego syna.

- Będzie uparty. - Zauważa.

- Zauważmy, że tę cechę przejęło każde nasze dziecko po Tobie. - Śmieję się, a zaraz potem dostaję pięścią w ramię.

- Lepiej mnie denerwuj, tylko pomóż mi wstać. - Wzdycha, gdy ledwo podnosi się do siadu. - Jak ja bym chciała w końcu zobaczyć swoje kostki, gdy stoję. - Przewraca oczami. - Bardzo są spuchnięte? - Patrzy na mnie, a ja kręcę głową, wiedząc, że taka informacja mogłaby ją urazić.

- Pójdę wyprowadzić auto z garażu, dobrze?

- Okej, zabierz mi tylko butelkę wody. - Przypomina.

W ostatnich dniach pogoda daje nam popalić. Słońce nieźle grzeje, aż nie mam ochoty wychodzić na zewnątrz. Jak dobrze, że w domu mamy zamontowaną klimatyzację, to był bardzo dobry wybór.

- Co tam, dzieciaki? - Zaglądam do pokoju córek, w którym znajduje się również Harry.

Chłopak dogaduje się nie tylko bardzo dobrze z Pheobe, ale także z moją młodszą córką. W ostatnim czasie spędzają sporo czasu razem we trójkę. Widać, że Emmie brakuje brata. Ten nawet nie odzywa się do swoich sióstr. Ma za nic ich uczucia.

- Rozmawiamy. - Wyrywa się strasza, szczerząc się do mnie.

- No dobrze. Jedziemy z mamą na cmentarz, jakby się coś działo, to dzwońcie. - Chcę już zamknąć drzwi, jednak zatrzymuje mnie głos chłopaka.

- Mogę zabrać dziewczyny na spacer i lody? - Widać, że boi się mojej odpowiedzi.

Po mojej rozmowie z nim w cztery oczy, złapał do mnie duży respekt. A na pewno większy, niż wcześniej. Mam nadzieję, że tak zostanie. Może kiedyś przełamiemy lody, kiedy będę miał pewność, że moja córka jest w jego rękach bezpieczna i szczęśliwa.

-  Jasne. - Uśmiecham się lekko, po czym schodzę na dół.

Od razu rzuca mi się w oczy widok naszych pupili, znajdujących się koło siebie na kanapie. Nie jestem za tym, aby zwierzęta chodziły po meblach, jednak nie ja je tego nauczyłem. Psa jeszcze bym zniósł, jednak nie tą rudą kulkę, która zostawia wszędzie swoje kłaki.

***

Idąc między grobami wypatruję miejsce spoczynku mojej mamy, muszę ją również odwiedzić. To przecież dzięki niej zawdzięczam swoje życie.

- Czy to Riley? - Pyta zaskoczona żona, gdy zbliżamy się do Molly.

- Faktycznie. - Cały się napinam, gdyż dawno nie widziałem syna, a nasze ostatnie spotkanie nie należało do najprzyjemniejszych.

Gdy podchodzimy bliżej odwraca się niespodzianie, a jego mina wskazuje na to, że nie jest zadowolony. Chyba się nie spodziewał, że nas zobaczy. Szybkim ruchem próbuje uciec, jednak go zatrzymuję.

- Całe życie będziesz przed nami uciekać? - Patrzę prosto w jego oczy.

- A Ty przez całe życie nie uciekasz przed odpowiedzialnością? - Prycha, próbując wyrwać się z mojego zacisku na jego ramieniu.

- O czym Ty mówisz? - Nie rozumiem o co mu teraz chodzi.

- O tym, że nie zdradziłeś mamy tylko raz. A na domiar tego wszystkiego masz z Nicole dziecko. - Spogląda na moją reakcję, jednak nie daje po sobie nic po znać, a zaraz potem przenosi wzrok na matkę. - Mamo, co się dzieje? - Dopiero teraz udaje mu się wyrwać i podchodzi do Sophie.

Sam również zajmuję miejsce koło niej, a ta cicho informuje przez zaciśnięte zęby, że odeszły jej wody.

- Dasz radę dojść do samochodu? - Kiwa jedynie głową, a ja podtrzymuję ją dzięki czemu w wolnym tempie dochodzimy do pojazdu. - Łap, przydasz się. - Rzucam kluczyki do auta chłopakowi, a ten zdezorientowany nie wie, co zrobić. - Twój brat pchnie się na świat, wsiadaj. - Mówię ostatecznie, pomagając wsiąść żonie, obok której zajmuję miejsce.

***

Po kilku godzinach wychodzę szczęśliwy z sali, choć wcale nie chciałem opuszczać mojej żony i malucha. W końcu doczekałem się mojego maleństwa. Nie zwracając uwagi na nic, opadam na plastikowe krzesło, a głowę opieram o ścianę.

- Co z mamą? - Niespodziewanie słyszę głos syna, który przerywa moją euforię.

- Urodziła, będą ją zaraz przewozić do sali poporodowej. - Odpowiadam, a ten siada obok mnie.

- Nie chciałem, żeby przeze mnie urodziła. - Mówi szczerze.

- Riley, chcę Ci powiedzieć, że Twoje oskarżenia są bezpodstawne. Nie mam dziecka z Nicole, nie mieliśmy nawet kontaktu w tamtym czasie. Tylko do jednego mogę się przyznać... Po śmierci Molly nie układało się w naszym małżeństwie, sam doskonale wiesz o tym. Wiem, że to nie jest usprawiedliwienie do tego, że miałem romans. Jednak uwierz, że bardzo tego żałuję i każdego dnia próbuję się zrehabilitować. - Wyznaję.

- Jesteś pewnien, że to nie Twoje dziecko? - Marszczy czoło.

- Nigdy wcześniej nie zdradziłem Twojej mamy. - Wzdycham, mając nadzieję, że mi uwierzy. - Skąd w ogóle wziąłeś takie brednie?

- Ojciec mi o tym powiedział. - Zagryza wargę. - Mówił, że to przez Ciebie rozstał się z Nicole już na studiach. - Dodaje.

- Wszystko jasne. - Przewracam oczami. - A powiedział Ci, jak ją pobił po tym wszystkim? Jak mi nie wierzysz, to spytaj swojej mamy.

Widać, że jest zdziwiony. Nie sądziłem, że jest tak narażony na manipulację ze strony tego gnoja.

- Idę na chwilę do Sophie i będę wracać do domu, bo dziewczynki pewnie czekają. - Podnoszę się z krzesła, chcąc zobaczyć raz jeszcze moją silną kobietę.

- Tato. - Zatrzymuje mnie jeszcze na chwilę. - Mogę jechać z Tobą? - Prosi.

- Nie ma sprawy, poczekaj chwilę. - Jestem zdziwiony jego decyzją.

Nie sądziłem, że będzie chciał wrócić po moich słowach. Mam tylko nadzieję, że będzie teraz tylko lepiej. Nie chcę, żeby wracał do tego człowieka, który próbuje zniszczyć naszą rodzinę.

- Tu jest moje kochanie. - Uśmiecham się szeroko, widząc zmęczoną kobietę. - Jak się czujesz? - Siadam na krześle koło łóżka, chwytając jej rękę.

- Dobrze, w końcu mam to za sobą. - Przymyka powieki. - Fabryka już zamknięta, Parker. - Ostrzega.

- Wiem, kochanie. - Śmieję się. - Mamy już komplet. - Całuję jej dłoń.

Widząc pielęgniarkę z małym zawiniątkiem, szczerzę się jeszcze bardziej. Kobieta podaje dziecko mojej żonie

- Jaki jesteś piękny. - Sophie mówi to ze łzami w oczach. - Pasuje do niego imię Clay. - Przenosi wzrok na mnie.

Bezsłownie proszę żonę, aby przekazała mi dziecko. Delikatnie biorę go w ramiona.

- Cześć, Clay. - Całuję jego nosek.

W końcu mam swojego biologicznego synka. Po tylu latach się w końcu doczekałem. Teraz mogę uznać siebie za w pełni szczęśliwego człowieka.

______________________

Others IIIOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz