3

298 25 2
                                    

Angela
- O Olivia, w końcu. Miałam już dość. Z nikim nie mogłam, porozmawiać. - Odzywam się, kiedy moja jedyna przyjaciółka je śniadanie. Zawsze tak było. Przychodziła do mnie niemal codziennie, przed szkołą, jemy śniadanie i idziemy do szkoły. Była przeziębiona i niestety, musiałam radzić sobie sama.
- Na pewno dałaś radę, A Laura?
- To koleżanka.
- Nie przesadzaj. Na pewno była, Tobą.
- Raz. Tylko raz, spytać się, jak poszedł mi sprawdzian. Przecież widzę, że było jej na rękę, z tego, że nie chciałam iść z nią do stołówki. Ona mnie nie lubi. Zadaje się, ze mną ze względu na Ciebie. Traktuje ją, jak przyjaciółkę, ale nie będę się wtrącać i wpychać tam, gdzie mnie nie chcą.
- Na pewno, tak nie jest, A ja Ci to udowodnie. - Uśmiecha się tajemniczo. - A no właśnie, powiedz mi jak tam wolontariat i mały Alanek. Wciąż nikt, nie chce go spotkać?
- Niestety, ale to dla mnie tym lepiej, bo już podjęłam pewnąi trudną decyzję.
- Odnośnie?
- Tego, że po maturze, zamierzam to zaadaptować. Dopytywałam się, dyrektorki. Ze względu, na to, że jestem wolontariuszem, to będę miała ułatwienie.
- To fajnie! - Piszczy i skacze po całej kuchni. Moja wariatka. Ze śmiechem opuszczamy dom. Zamykam to, na klucz i wsiadamy, do auta Olivi. Pomarańczowy i podobny, do samochodu Belli z Sagi, Zmierzch. Super film, chyba każda chcę mieć takiego swojego Edwarda lub Jackooba.
Zatrzymujemy się na stację, gdzie Olivia tankuje auto i kupuje kawę. Jedziemy prosto, do szkoły.
- No właśnie, Angela! - krzyknęła Olivia. Zatkałam uszy.
- Co?
- Założyłam nam tik toka.
- Co ty, zwariowałaś? Czemu nic, mi nie mówiłaś, nawet się nie spytałaś. - Mówię wściekła.
- A zgodziłabyś się?
- Oczywiście, że nie.
- Masz odpowiedź, dlaczego. - Do końca drogi, siedziałam obrażona, na siedzeniu.
- Wysiadasz?
- Co? - Pytam, wygrywając się, z za myślenia.
- Jesteśmy już, pod szkołą.
Opuszczamy samochód i idźmy na lekcje. - Jeszcze dwa dni i w końcu, przerwa. Nie mogę doczekać się świat.
- A gdzie jedziesz w tym roku?
- Do Denver, do mojej kuzynki.
- To masz fajnie, ja jadę z rodzicami, do koleżanki mamy.
- To jedź ze mną.
- Wiesz, ze moi rodzice, uważają, że święta powinno się obchodzić z rodziną. Myślisz, że dlaczego nigdy Cię nie zaprosiłam. Uważali by, że masz na mnie zły wpływ, bo jesteś u mnie A nie z rodzicami.
- No tak, ale pamiętaj, że zawsze jest aktualne. A powiedz mi, czemu Blake Morgan patrzy się w naszą stronę, od kąt wjechałam na parking?
- Może wpadłaś mi, w oko. - Żartuję.
- Prędzej Ty. Coś się zmieniło, kiedy mnie nie było?
- Nic, prócz tego, że zapisał się na wolontariat, w domu dziecka.
- W tym domu? W twoim domu?
- Tak, w tym moim domu. Dobra, chodź, bo spóźnimy się do szkoły.
- Ugh, chciałam byś choć raz, choć jeden raz się spóźniła. - Wysiada zrezygnowania z samochodu. Zamyka go i ruszam do środka szkoły, razem z Olivią. Biorę książki i równo z dzwonkiem, zjawiam się, pod klasą.
- Hej, brzydalu. - Odzywa się Tiffany. Przyjaciółka szkolnej gwiazdeczki. Opuszczam głowę, poprawiając okulary. Nic się nie odzywam.
- Spadajcie plastiki. - Odzywa się Olivia. - Nie powinniście być, na dworze?
- A to niby, czemu? - Pyta oburzona.
- Bo plastik topi się, w cieple, A palą w piecu. Poza tym, nie wolno zanieczyszczać powietrza. Nie słyszałaś?
- Pożałujesz tego, A my z Tobą nie skończyliśmy. - Syczy i odchodzi obrażona. Nie powiem, ale lekko się uśmiechnęłam.
- Widzę, że w końcu się uśmiechnęłaś.
- Tak, dziękuję. - Uśmiecham się, do przyjaciółki.
- Hej, hej, hej. - Podbiega, do nas uratowana Laura. - Słyszeliście o imprezie u Brandona?
- No tak. - Odzywa się Oliwia.
- I co?
- Ja nie idę. - Od razu mówię. Patrzą się, na mnie oburzone.
- No proszę. - Laura składa ręce jak do modlitwy i robi słodką minkę. Kiwam głową, W obie strony, ma to, że nie chce nigdzie iść. Nie ma mowy, ja zostaje w domu. - Nawet klękne , na kolanach, byś poszła. - Już chce uklęknąć, ale szybko, ją powstrzymuje.
- No dobra, ale bez scen. - Z uśmiechem rzuca, mi się na szyję, A wzrok Olivi mówi ,, A nie mówiłam?''. Przewracam oczami i odsuwam się, od Laury.
- W takim razie, będę u Ciebie w Piątek o piątej. - Nie daje mi szans na reakcję, tylko odchodzi.
Po lekacjach miałam wolne, gdyż dopiero w piątek, idę do domu dziecka. Mam tylko poniedziałku, wtorki i piątki. W środy i czwartki, rodzice powiedzieli, że mam odpoczywać. Uważają, że za dużo mam obowiązków. Dom dziecka, szkoła, nauka. Mimo tego, że jesteśmy religijni, rodzice uważają, że powinnam się bawić. W sumie, mają rację, ale z kim skoro, prawie nie mam przyjaciół. Nie licząc Olivi i Laury. Ściągam buty na banku i wchodzę, do domu. W salonie, zostawiam plecak i idę do kuchni.
- Kochanie, w lodówce jest obiad, trzeba tylko podgrzać. - Czytam z karteczki, na lodówce. Nie jestem głodna, więc idę, szybko wezmę prysznic i idę, do Olivi. Kazała mi, przyjść, nawet nie wiem po co. Biorę prysznic i ubieram się, we wcześniej przygotowane ubrania. Do Olivi, idę dopiero, na dwudziestą. Do końca tygodnia, nie ma żadnych sprawdzianów, więc uczyć się też nie muszę.
Przed wyjściem, podgrzewam sobie obiad. Zjadłam go i opuszczam dom.  U przyjaciółki jestem, po  dwudziestej. Nie wiem, co chciała, ale znając ją  zaczynam się bać.  Wchodzę jak do siebie. W środku słychać śmiechy.  Wchodząc do salonu, dostrzegam kilkoro chłopaków ze szkoły i Laura. O nie. W co, one mnie wpakowały? Idę do kuchni, od razu tego żałuję. Tam zastaje   szkolną gwiazdę.  Całuję się,  z jakąś blondynką.  Spadam stąd, za nim mnie jeszcze Oliwia nie zobaczyła. Póki, nie jest za późno. Opuszczam dom przyjaciółki i zmykam na chatę.  W domu zostaje rodziców.
- Samuel już jest? - Pytam na wejściu.
- Nie, przyjedzie dopiero w niedzielę. - Mój entuzjazm zmalał.

Co wy na to, bym z tej książki zrobiła kalendarz adwentowy?? Oczywiście nadrobie wszystko i przepraszam za nie obecność.

Świąteczna Tajemnica  (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz