8

261 26 0
                                    

Blake
- Synu...
- Co ty, tu robisz? - Przerwałem mu.
- Wróciłem,  do domu. Nie mam się, gdzie zatrzymać.
- To już, nie mój problem. - Odzywam się,  szorstko. 
- Mogę, nawet zatrzymać się,  w pokoju, na przeciwko Twojego. - Tego było, za wiele. Mój instynkt, samozachowawczy,  się włączył.
- Nie waż się.  Spieprzaj z tego, domu.
- To też, jest mój dom. - Uśmiecha się podle. Takiego go zapamiętałem.
- Powiedziałeś, że możemy, tu zostać.
- Bo to prawda, ale do póki nie znajdę sobie pracy i mieszkania.
- A firma?
- Ona, jest zapisana,  na Ciebie. Jest twoja, a Ja nie mam, żadnych praw.
- Aaaa twoje dziwki,  nie mogą Cię przygarnąć?
- To wy jesteście, moją rodziną. 
- Możesz tu zostać, ale do wieczora ma Cię nie być. Jutro wraca mama,  lepiej by Cię nie widziała.  Zajmij pokój, po lewej, ten obok mojego.
- Dzięki synu. - Ruszył schodami na górę, a Ja za nim. Dopilnowalem by, dotarł, do pokoju i ruszyłem, do Angeli.
- Jesteś, tak się bałam. - Szepcze.
- Tak, już załatwiłem sprawę.  Teraz chodźmy spać.  Angela, odwróciła się tyłem do mnie, A ja objąłem ją swoimi ramionami, przylegając do jej pleców. Zasneliśmy wtuleni,  w siebie. 
Rano, obudziłem się,  z lekkim bólem głowy. Nie był, jakoś specjalnie uciążliwy.  Rozejrzalam się, do Opola. Byłem w pokoju Angeli, ale jej nie było obok. Nie było,  jej nawet w pokoju. Wstałem i opuściłam pokój. Schodami zszedłem, na dół. Będąc w salonie, usłyszałem śmiech, w kuchni. Dziewczęcy śmiech. W mgnieniu oka, tam się, zjawiłem.
- Co tu, się dzieje? - Pytam, widząc ojca i Angele. 
- Oo już nie śpisz. Hej.
- Hej. - Podchodzę, do dziewczyny i całuje ją,  w skroń.
- Synu, nie mówiłeś,  że masz tak śliczną dziewczynę. - Popatrzył się, na mnie. Ten błysk, w oku oznaczał, że wpadła mu w oko. Nic, a nic się nie zmienił.
- My nie...
- Dzięki. - Przerywam Angeli. - Jadłaś? - Zwracam się, do Dziewczyny.

Angela
Patrzyłam się, na Blake'a w szoku. Nie zaprzeczył,  że nie jesteśmy razem. Nawet mi przerwał,  bym nie zaprzeczyła. 
- Idę się przebrać. - Zwracam uwagę panów,  na siebie. Odkładam kubek, do zmywarki. Czuje czyjś wzrok, na swoim  tyłku.  Nagle,  zostało to przerwane. Czując się niepewnie, poszłam na górę.   Pokój zamknęłam, na klucz i poszłam pod prysznic. Szybko umyłam  się, z potu i rozwinięta,  w ręcznik wyszłam, z łazienki.
Podeszłam, do półki, w poszukiwaniu bielizny i ubrań.
- No, takie widoki, mógłbym mieć codziennie.  - Przysnełam i zamarłam. Nie byłam zdolna, do jakiegokolwiek ruchu. Poczułam oddech, na swojej szyji i lekkie, jak piórko  pocałunki.
- Co ty, robisz? - Pytam drżącym głosem. 
- No, jak to co. Całuje swoją dziewczynę.  - Mówi, jak gdyby nigdy nic. Jakby to była prawda. 
- Ale...my Nie jesteśmy razem. - Odepchałam Blake'a i uciekłam, do łazienki. Zamknęłam drzwi, na klucz i zjechałam po drzwiach. Ręcznik, odrzuciłam,  w kąt i schowałam twarz, w dłonie. Dobijanie ucichło, a drzwi, od mojego pokoju trzasły.  Postanowiłam wyjść,  nie zważając na moją, nagość. Od razu, odbiłam się od ściany.
- Ja, nie poddaję się, tak łatwo. - Szpcze,  spoglądając mi w oczy. Przesunął moje biodra, tak bym mogła wyczuć jego podniecenie. Zarumienilam się, a mimo to nie odwróciłam wzroku. Chyba tym, chciałam pokazać, że jestem odważna. Kogo, ja chcę oszukać.  Tak wcale nie było. Byłam tylko, odważna jak nikt nie widział. W czterech ścianach, mojego pokoju. Tylko tam, w moim małym azylu. Dupkę trzasnał drzwiami. Wiedział, że wyjdę, jak on wyjdzie. O nie, tak się bawić nie będziemy. 
- Mam ochotę schrupać,  ten twój okrągły tyłeczek. - Ściska go, A ja aż odskakuje.
- Nie zbliżaj, się do mnie.  - Pokazuje dłonią,  by został tam, gdzie stoi. Zakryłam się szlafrokiem, który wisiał, na wyciągnięcie ręki. Czemu, ja to wcześniej, nie zauważyłam? To teraz, nieważne.  - Wyjdź. - Rozkazuje.
- Ale...
- Wyjdź. - Powtarzam.
- Skoro tego chcesz, to okej. - Wyszedł, trzaskając drzwiami. Zostałam sama. Ubrałam się szybko, wysuszyłam włosy i wybiegłam z domu. Nie byłam dobra z wf-u, nie miałam też, dobrej kondycji, więc było pewne, że daleko nie dobiegłam. Zwolniłam i usiadłam, w cieniu, pod drzewem. Złapałam trochę oddechu. Nie wiedziałam, co mam o tym sądzić.  Z tego wszystkiego, z domu nawet nie wzięłam telefonu. Byłam sama, ze swoimi myślami.
- Uwaga! - Usłyszałam krzyk, A pomarańczowa piłka, spadła obok mnie. - Przepraszam, nic Ci nie jest? - Podbiegł , do mnie, jakiś chłopak. Był, może troszeczkę starszy, ode mnie.
- Nie, ale zmyśliłam się,  więc jak bym zmarła  na miejscu, było by to twoja wina. - Zaśmiałam się.
- Raczej mojego, młodszego brata. - Zaśmiałam się,  pokazując mi palcem małego chłopca, nie o podal. Tak poza tym, jestem Rick, A Ty?
- Angela. - Podaje dłoń.
- Anioł,  piękne imię. Tak jak, jego właścicielka. - Kontynuuje.
- Jeśli grasz, tak jak podrywasz, to nie wróżę Ci wielkiej kariery. - Odeszlam, zostawiając chłopaka, oszołomionego. Brzydki, nie był, pewnie takim tekstem zdobył nie jedną,  ale ja nie jestem jak wszystkie. Przechodziłam, po mieście i dużo myślałam. Miałam ludzi, tych szczęśliwych, tych smutnych,  z rodzinami i samotnych. Mogłabym tak wymieniać, ale czy warto skoro nie wiem jak będzie wyglądało moje życie. Ironia losu. Można oceniać, ale trzeba postawić się, na ich miejscu. Dlatego, grono moich przyjaciół, jest takie małe. Bo jestem inna. Za tydzień, będzie wigilia. Mam już prezenty, ale muszę coś kupić dla Blake'a i jego mamy. Nawet się, nad tym nie zastanawiałam, nie miałam kiedy. Pamiętam, że kiedyś Blake,  pragnął psa, ale jego mama, ma uczulenie. To odpada. Niektórzy ludzie się śpieszyli, w poszukiwaniu na ostatnią chwilę, prezentów. Nigdy, nie należałam,  do tego typu ludzi. Zawsze chciałam, mieć coś zrobione za wczasu, niż spieszyć się i nie przemyśleć, czy czasem nie źle.
Ulice tętnicy życiem. Święta, to najśliczniejszy czas. Tą atmosferą, te ozdoby, ludzie w dobrych i rodzinnych humorach. Moja babcia, jak jeszcze żyła,  kochała święta, zawsze czekaliśmy na nie razem. Pamiętam, jak trzy lata temu, razem z babcią słuchaliśmy świąteczne piosenki i Kolendy, cztery miesiące, przed świętami. Kiedy zaczęło robić się ciemno, postanowiłam się wracać.  Okazało się, że oddałam się zbyt daleko i musiałam wrócić autobusem. Nawet nie wiem, która jest godzina.
Wysiadłam,  dopiero nie daleko domu Blake'a.  Otworzyłam drzwi.
- Gdzie ty, do kurwy mać,  się podziewałaś!

8 grudnia

Świąteczna Tajemnica  (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz