<„rzuciła się na mnie!">

24 1 0
                                    

- Kim ty...

Mężczyzna w googlach odwrócił się puszczając mnie przy tym, patrząc na gościa w białej masce. Tamtego chyba też szatan opuścił, bo nie ogarniał co się w okół niego dzieje. Stał w miejscu nie wiedząc co ze sobą zrobić.

Wkurwiłam się już.

- A tylko spróbuj.. - zaczęłam iść w stronę Jeff'a, kiedy nagle się na mnie rzucił. Zrobiłam unik, starając się go pierdzielnąć nożem, ten jednak... Też zrobił unik. Popchnął mnie na jednego z nich, mając już mnie dźgnąć swoją bronią.

Tym razem to ja zrobiłam unik, teleportując się za niego. Schowałam swój nóż do kieszeni spodni, następnie wskoczyłam na niego, próbując go udusić gołymi rękami. Starałam się nie zwracać uwagi na kibicujących dwóch nieznajomych, którzy cisnęli z nas bekę. No tak, przecież Jeff będzie miał mnie na pieńku po tym, co tu się odwali.

W kilka sekund zostałam powalona na podłogę, tuż obok nieprzytomnej Jane. Białoskóry wpadł w szał. Nim zdążyłam zrobić kolejny unik, Jeff pociągnął mnie za kołnież, po czym rzucił mną o ścianę.

Jęknęłam cicho z bólu, zamykając oczy. Rana na brzuchu dała o sobie znać. Poczułam w swoich ustach typowy posmak krwi.

- Co jest.. - wychrypiałam, gdy the Killer podniósł mnie do góry, łapiąc za szyję. Dusiłam się, z całych swoich sił próbowałam uwolnić się z jego ucisku, tak samo jak i kopnąć go nogą w krocze, cokolwiek. Nic nie pomagało, a ja z każdą sekundą odpływałam.

W pewnym momencie chłopak mnie puścił, a ja z hukiem upadłam na ziemię.

- Już nie jesteś taka pewna siebie, co? - zaśmiał się wrednie. Otworzyłam oczy, widząc, jak moja twarz i Jeff'a dzieliła kilka centymetrów. Ukucnął naprzeciw mnie, bawiąc się swoim nożem na moim udzie. - Ze mną się nie zadziera.. Zapamiętaj to sobie.

- Wybacz, ale mam kiepską pamięć. - plujnęłam swoją krwią na jego twarz. Zanim chłopak jakkolwiek zareagował, ja już stałam za nim, uprzednio używając teleportacji. Zrobiłam zamach na niego nożem, mając zamiar wbić ostrze broni w jego tętnicę szyjną, od tyłu.

Jednak coś mnie powstrzymało... Jakaś nieznana mi siła, przez którą nie mogłam nic zrobić. Czemu nie mogę sobie z nim poradzić?.. - zadałam sobie to pytanie w myślach.

Jeff wstał, po czym odwrócił się w moją stronę. W jego oczach nie mogłam nic wykryć prócz gniewu na mnie...

- Nie mogę pozwolić, by ktoś z was zginął. - oznajmił Slender w mojej głowie, po chwili pojawiając się tuż obok mnie i Jeff'a. Moje serce przestało na chwilę bić. - Jeff... - warknął, odwracając głowę w jego stronę. - Jak do tego doszło?

- Rzuciła się na mnie! - krzyknął z pretensją w głosie.

- A Jane pobiła się sama z siebie. - powiedziałam z ironią w głosie.

Z jednej strony byłam zła na demona, że mi przeszkodził... Z drugiej strony byłam mu cholernie wdzięczna, bo gdyby nie on, prawdopodobnie Jeff już by nie żył, a ja miałabym kolejne wyrzuty sumienia, których podczas bijatyki nie brałam pod uwagę...

- Toby, zaprowadzić ją do Smiley'a. - powiedział na odchodne Slender. Gość w pomarańczowych googlach wziął nieprzytomną dziewczynę w stylu panny młodej, po czym poszedł z nią na górę. - Bush, Jeff, wy też tam idźcie...

Spróbowałam się ruszyć z miejsca, na szczęście już nie odczuwałam tej głupiej blokady. Czarnowłosy warknął, omijając mnie szerokim łukiem. Bena już nie było przy nas, tak samo jak i chłopaka w białej masce.

Chciałam pójść za Jeff'em, jednak białoskóry mi w tym przeszkodził.

- Tutaj obowiązuje jedna z kilku zasad-nie zabijamy swoich. - jego głos stał się w pewnym sensie demoniczny. Przeszły mnie cholerne ciarki.

ProblemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz