Jane dała mi ubrania na zmianę i niektóre akcesoria, ja za to weszłam do jej łazienki by wziąć prysznic. Wykorzystałam okazję do rozryczenia się, kiedy dziewczyna puściła głośną muzykę w pokoju. Mam więc 100% pewności, że mnie nie słyszała.
Po wzięciu zimnego prysznica rozczesałam swoje włosy, następnie je wysuszyłam. Ubrałam się w ubrania od czarnowłosej, i to by było na tyle. Przez następne 15minut patrzyłam się w lusterko, które było przymocowane nad umywalką. Przyglądałam się swojemu marnemu odbiciu, oparta rękami o umywalkę. Zatopiłam wzrok w mojej grzywce, która zasłaniała lewe oko. Lewe oko, które zasłaniała jeszcze stara opaska piracka, ale musiałam ją zdjąć razem z resztą brudnych ubrań do pralki dziewczyny.
Mimowolnie skierowałam swoją dłoń w stronę grzywki, powoli zgarniając ją z połowy twarzy.
Wzdrygnęłam się, widząc w odbiciu swoje oko. Nie było jakoś uszkodzone, czy coś... Wręcz przeciwnie, widziałam przez nie o wiele lepiej, niż przez to odsłonięte na co dzień. Było jednak innej barwy, która mi przypominała mamę.
Miałam prawe oko koloru piwnego, natomiast drugie - złotego, z zieloną plamką. Moja heterochronia jest okropna, wstydzę się jej. Jest jeszcze drugi powód do wstydu, jestem po prostu zjebaną karykaturą mamy. Heterochronię odziedziczyłam po niej, tak samo jak i oprawę oczu. Na szczęście kolor włosów, i ubarwienie prawego oka odziedziczyłam po tacie, nie byłam z nim przywiązana tak bardzo jak z mamą, więc mniej cierpię widząc w swoim odbiciu większość, co odziedziczyłam po nim. Wzrost się do tego zalicza.
W pewnym momencie widok zasłoniły mi łzy. Nie mogę na siebie patrzeć. Podniosłam swoją prawą dłoń, po czym zamachnęłam się nią na twarz. Zachichotałam, widząc w swoim odbiciu jak strużka krwi spływa mi z nosa na kołnierz świeżego ubrania. Nie przejęłam się tym zbytnio, ten widok poprawił mi humor.
Zasłoniłam swoje lewe oko grzywką, gdy Jane ściszyła muzykę. Zapukała do łazienki, po czym weszła, patrząc na mnie zdziwionym spojrzeniem.
- Przywaliłam w drzwi prysznicowe, to chyba jest mój szczęśliwy dzień! - krzyknęłam z udawanym sarkazmem pomieszanym z rozbawieniem. Dziewczyna zaśmiała się cicho. Ja w tym czasie wytarłam krew jedną z jej chusteczek leżących na pralce. - Jak kupię sobie ubrania to te ci od razu oddam, naprawdę. - wyznałam. Trochę było mi głupio, że była dla mnie w stanie pożyczyć świeże ubrania jak i kilka akcesoriów. Nie byłam przyzwyczajona do tego... Ogólnie to do wszystkiego, co dla mnie zrobiła.
- Daj spokój, są na mnie za małe, wyrosłam z nich. - to akurat była prawda. Jane miała inny kształt sylwetki ode mnie, w dodatku była ciut wyższa. - Zwęziłam krawiecką w spodniach, inaczej by ci spadały. - dodała, przyglądając mi się z zaciekawieniem. - Ładnie wyglądasz.
Spięłam się, znowu. Nie chciałam tego słyszeć, mimo wszystko podziękowałam jej. Obie wyszłyśmy z łazienki, siadając na jej łóżku. Miała burdel, inaczej się tego nazwać nie dało.
- A więc... - zaczęła. - Jak masz na imię?
- Bush. - palnęłam szybko. - To moja ksywka, wiem, idiotyczna. Imienia nie pamiętam... - odwróciłam wzrok. Zaśmiałam się nerwowo, masując sobie kark. Jak ja nienawidzę tego odruchu.
- Oh. - Jane bardziej zaczęła mi się przyglądać. - Przykro mi... A więc, ja jestem Jane, Jane the Killer, pewnie się już domyśliłaś. - uśmiechnęła się ciepło. W pewnym momencie spojrzała na zegarek, wiszący w jej pokoju na ścianie. - Kurczę, zapomniałam o naleśnikach! Pewnie jesteś głodna. - zachichotała, wstając natychmiast z łóżka. Pociągnęła mnie za rękę w stronę wyjścia z pokoju, aż na sam parter. Szłam za nią w lekkim zamyśleniu. - Wypadło mi to z głowy, przepraszam. Może chcesz coś innego niż naleśniki? - nie minęła chwila, a już byłyśmy przy aneksie. Ta rezydencja nie jest aż tak wielka, chyba, że mam dziwne poczucie czasu.
- Nie, poproszę naleśnika. - usiadłam na krześle obok. Przeszło mi przez głowę, jak Slender mówił coś na ten temat. Poprosiłabym o kanapkę, ale wolę się mu na chwilę obecną nie sprzeciwiać.
- Mhm... - zaczęła wyciągać składniki z szafek. - Trochę mi to zajmie, eh... Może w tym czasie poopowiadasz coś o sobie? - nie wyglądała na szczęśliwą, jak to opisywał Slender.
- Po co? - wypsnęło mi się, kompletnie nie widziałam w tym sensu. Po chwili spojrzałam na składniki. - Może ci pomóc? - już miałam wstawać z krzesła, jednak ta spiorunowała mnie swoim spojrzeniem.
- Siadaj. - nakazała, mieszając ze sobą już składniki. - A więc, opowiedz mi coś o sobie, dobrze? - zmieniła temat.
Widać, jak niektóre rzeczy do niej docierają.
- Lubię kolor niebieski. - palnęłam, zostając od razu obdarowana pytającym wzrokiem. - No co, miałam w końcu opowiedzieć coś o sobie. Nie?
Dziewczyna westchnęła. Kurna, jestem w sytuacji bez wyjścia. Znany demon chce, żebym mu zaufała, po czym wysyła do jakiejś laski z tekstem ,,Kontynuujmy tą rozmowę za trzy godziny". Nie chcę kontynuacji, chcę stąd wyjść i nigdy nie wrócić. Po co ja tu w ogóle jestem, skoro na wieść, że mocno poturbowałam jego pracownika nie zareagował agresywnie? Czego on ode mnie chce?
Co miał na myśli mówiąc, że powinnam pogodzić się ze swoim losem?
- To może zaczniesz od tego, jak stałaś się mordercą? - przerwała kilkuminutową ciszę, lejąc już na patelnię ciasto. Przeraziłam się trochę ze względu na jego ilość.
- Po co? - nadal nie widziałam w tym sensu. Zaraz... Zesztywniałam, odruchowo bardziej zasłaniając połowę twarzy grzywką. - Mordercą? - przełknęłam gulę w gardle. Skąd ona wie?
- Każdy kto tu trafia, zabija. - przewróciła oczami. - Czy to nieoczywiste? - prychnęła, kładąc naleśnika na talerz. Sięgnęła po bitą śmietanę, nakładając kilka warstw na niego, zrobiła tak samo z truskawkami. Za jakie grzechy?
CZYTASZ
Problem
AcakGłówna bohaterka prowadzi samodzielne życie od dwunastego roku życia. Wygląda dość normalnie, pomijając pirackiej opaski narzuconej na jedno oko. [imię] zmaga się z chorobami psychicznymi, w końcu to dojrzewająca nastolatka. Posiada pewną moc, która...