Usiadłam na wolnym łóżku, moja głowa automatycznie przekręciła się na drugą stronę. Dobrze wiedziałam, kim był mężczyzna leżący obok mnie, i był w dość... Kiepskim stanie.
Ale żył! I to się liczy.
Poczułam ukłucie w okolicach zgięcia prawego łokcia. Był to Smiley, który właśnie wstrzykiwał mi coś dożylnie, przez co poczułam się bardziej senna.
W skrzydle był jeszcze Jeff jak i nieprzytomna Jane. Najbardziej było szkoda mi dziewczyny, która miała liczne rany w okolicach... Ha tfu, wszędzie je miała.
Jeff praktycznie nie miał żadnych obrażeń, ale za to został przypięty do łóżka. Gdy Smiley chciał zrobić mu jakieś badania ten dosłownie wpadł w szał, wrzeszczał, szarpał się, robił wszystko, by się uwolnić. To było po części przerażające.
Ja jedynie miałam ślady po podduszaniu na szyi.
- Czujesz się pobudzona? - zapytał nagle brunet, spoglądając na mnie ciekawskim wzrokiem. Pokręciłam głową na „nie". - Odczuwasz jakieś bóle?
- Nie. - powiedziałam zgodnie z prawdą. Jedynie zamiast bólu czułam przyjemne dreszcze na ciele, które zaczęły mi towarzyszyć odkąd zajęłam swoje miejsce na łóżku.
Mój organizm jest bardzo dziwny. Nie mam zamiaru się zagłębiać w ten temat bo i tak wiem, że nic mi to nie da.
Dziwna, i pojebana kreatura ze mnie.
Uśmiechnęłam się szeroko, kiedy Jeff zamknął swoją jadaczkę i przestał krzyczeć na całe gardło.
- Dałem ci przed chwilą adrenalinę, ale jak widzę działa ona w odwrotną stronę. - zdawało mi się, że się uśmiechnął przez maskę. Podszedł do swojego biurka i zaczął coś pisać w zeszycie.
- Po co? - zapytałam, patrząc się w biały sufit pomieszczenia.
- Sama odpowiedz sobie na to pytanie. - burknął pod nosem.
Przeniosłam swój wzrok na proxy Slendera. Był podłączony do kilku kroplówek z różnymi substancjami, za cholerę nie wiedziałam jakimi. Podejrzewałam, że miał też założone szwy tam, gdzie zadałam mu rany nożem, czyli wzdłuż kręgosłupa. Nie widziałam ich jednak, bo leżał na plecach.
„Nic mu nie jest"- powiedział demon, kiedy zawitałam do jego biura pierwszy raz.
Jako, że nie wierzyłam ośmiorniczce to bałam się, że chłopak mógłby nie przeżyć, przez co miałabym bardziej przesrane. Wiadomo, że już bym nie żyła. „Nie zabijamy swoich".
Boże... Moje ciało ogarnęło cholerny stres.
- Wyjdę na moment. - z moich głębokich rozmyśleń wyrwał mnie Smiley. Wstał od swojego biurka, po czym skierował się w stronę drzwi. Obdarował mnie swoim nieufnym spojrzeniem. - Niczego nie dotykaj... Zostań tam gdzie jesteś.
I wyszedł, a ja natychmiast zmieniłam pozycję na łóżku. Wstałam z niego, po czym spojrzałam na Jeff'a, który szczerzył się do mnie niczym idiota.
- Wszystko mu powiem.
- Chuj ci w dupę. - warknęłam, odwracając się na pięcie. Po chwili już byłam przy biurku doktorka i grzebałam mu w papierach. Sama w sumie nie wiedziałam czego konkretnie szukam. Nie znam się na rzeczach, gdzie to na przykład stan randomowego pacjenta mógłby być zapisany, ale no... Trza sobie radzić.
Nie myślałam wtedy racjonalnie.
W zeszycie Smiley'a znalazłam notatki dotyczące... Mnie, Jane, i innych osób, ich liczba mnie przeraziła. Nie liczyłam ich jednak.
W pośpiechu kartkowałam zeszyt w obawie, że zaraz tu wbije ten koleś i naskarży wszystko Slenderowi. Nagle mój wzrok zachaczył na słowach „rana kłuta ciągnąca się wzdłuż kręgosłupa". Bez żadnego zastanowienia wyrwałam kartkę z zeszytu dotyczącą tego, czego szukałam, ułożyłam wszystko na swoje miejsce, po czym teleportowałam się z powrotem na łóżko z obawą, że nie zdążę...
I faktycznie, gdy chowałam kartkę do kieszeni spodni będąc na łóżku, Smiley wszedł do środka.
CZYTASZ
Problem
AcakGłówna bohaterka prowadzi samodzielne życie od dwunastego roku życia. Wygląda dość normalnie, pomijając pirackiej opaski narzuconej na jedno oko. [imię] zmaga się z chorobami psychicznymi, w końcu to dojrzewająca nastolatka. Posiada pewną moc, która...