Zawody

99 9 1
                                    

   Trzydziestego pierwszego października. To właśnie jest Halloween. Tym razem Alexander Hamilton postanowił uczestniczyć w corocznym zbieraniu cukierków. Wcześniej słyszał, że tylko Lafayette chodził i ewentualnie Peggy, ale teraz wszystko się zmieniło. Sam słyszał jak Jefferson oświadczał, że w tym roku idzie i pragnie też startować w konkursie na najlepsze przebranie. Oczywiście Hamilton nie mógł przepuścić szansy żeby pobić go w tym konkursie, więc także startował, a jednym z wymagań było uczestniczenie w zbieraniu cukierków.

   — Wątpię, że przebierając się za wampira pobijesz Jeffersona — mruknął Laurens, który stał obok swojego przyjaciela. Bacznie obserwował jak Alexander próbuje wcisnąć się w swój kostium. — Mógłbyś wybrać coś bardziej oryginalnego

   — Czy ty mi właśnie zasugerowałeś, że twój żółw jest lepszy od wampira? — Hamilton oderwał się od swojej pracy i spojrzał na Johna.

   — Nic z tych rzeczy — Laurens troszkę posmutniał. Spoko, Jackie, twoje przebranie jest fajne. — A kiedy będziesz gotowy?

   — Jak będziesz tyle gadał to nigdy

   — Ach, "Talk less. Smile more", tak? Szkoda, że sam nie stosujesz się do tej zasady...

   — Co tam szemrzesz?

   — Nic, pajacu

   — Udało mi się! — Hamilton z dumą zaprezentował swoje przebranie, które już znajdowało się na nim. Składało się z czarnej peleryny z czerwonym wnętrzem, czarnej koszulki, czarnych spodni i czarnych butów, załatwił sobie nawet sztuczne kły. Cóż, gdybym miała to oceniać to dałabym mocne 2/10.

   John Laurens za to przebrał się za żółwia. Może nie jakiegoś strasznego, ale trzeba przyznać, że żółwie są słodkie. Miał na sobie żółwią skorupę, którą, jak sam się chwalił, sam zrobił. Kupił też gdzieś czapkę z żółwiem. Założył też jakieś inne zielone ubrania żeby to jakoś wyglądało.

   — W takim razie, szanowny panie wampirze, czy możemy już wychodzić? — zapytał Laurens.

   — Wiesz, umówiłem się z Laffy'm i Hercem i mają do nas przyjść...

   — Okej, w porządku, poczekam jeszcze chwilę — John opadł na kanapę.

   — A tak serio, myślisz, że wygramy w tym konkursie? Wampiry są naprawdę ekstra, musisz to przyznać. Nie to co... eeeeee... No, jeszcze nie wiem za co Jefferson się przebierze, ale na pewno nie będzie to lepsze od wampira. Przecież wszyscy kochają wampiry! Komisja musi to wziąć pod uwagę, prawda?

   Dzwonek do drzwi.

   — Dzięki Bogu! Nie będę musiał już wysłuchiwać twojego gadania — Laurens wstał i poszedł otworzyć drzwi. Hamilton podreptał za nim.

   — Cukierek albo psikus! — wykrzyknęli Lafayette i Hercules kiedy John otworzył im drzwi. Pierwszy przebrał się za amora. Może to nie Walentynki, ale wyglądał naprawdę fajnie. Drugi zaś był koniem. Takim kasztanowym koniem. Gang zwierząt się rozrasta.

   — No eeeeeeej, jeszcze nie zaczęliśmy — powiedział Alexander. — Nawet nie wziąłem Zosi — pobiegł w głąb domu.

   — Jakiej Zosi? — zdziwił się Lafayette.

   — Jego tego takiego pojemnika na cukierki, jak mówi reklama z Biedry — wytłumaczył Laurens. — Nazwał go Zosia

   — Och — wykrztusił z siebie Gilbert.

   — Och — powtórzył za nim Hercules.

   — Mam Zosieńkę! — Alexander wrócił ze swoim, jak to powiedziała gazetka z Biedry, pojemnikiem na cukierki. — Możemy iść

Cukierek albo psikus [Hamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz