Eacker to już nie tak wielka ciota

29 8 0
                                    

   Na naszej sali sądowej zrobiła się niemała restauracja. Jako że Alexander nie miał w domu więcej stołów, jedzenie musieli postawić na podłodze. Na szczęście talerzy mieli dosyć dużo, więc z różnymi bakteriami nie było problemu. Burr zaczął żałować, że nie poczekał z jedzeniem. Zamiast pocky, mógł teraz zjeść chipsy, paluszki, ciastka, a nawet szarlotkę. Nikt nie wiedział, gdzie Hamilton i Laurens to wszystko pomieścili, ale czy to ważne? Ważne, że się najedzą.

   Minusem tego wszystkiego był ciągły szelest. Dosyć słyszalny zresztą. Podobnym problemem były śmieci, gdyż co niektórym nie chciało się ruszyć dupy i wyrzucić swoich papierków do śmietnika.

   Washington także wziął sobie parę przekąsek. Chociaż "parę" to za mało powiedziane, bo zabrał sobie całą paczkę chipsów, w dodatku w rozmiarze XXL (tak przynajmniej mówiło opakowanie), na co pozostali zareagowali jękami typu:

   — Czemu tak dużo?

   — Dla nas nic nie zostanie!

   — Burr zaraz znowu będzie głodny!

   Pralka odetchnął i wziął tłuczek do mięsa do ręki.

   — Koniec przerwy! — oświadczył uderzając tłuczkiem o stół. Słysząc krzyki dezaprobaty, dodał: — Spokojnie, nadal możecie jeść. Nasz następny podejrzany to Marie Joseph Paul, a chuj nie chce mi się mówić wszystkich imion, Lafayette

   Gilbert wyglądał na spokojnego. On chyba naprawdę wczuł się w rolę, nie tylko sędziego, ale i oskarżonego. Ciekawe, czy po rozprawie mu przejdzie. Jeśli nie, życie Hamilsquadu nie będzie proste.

   — Opowiedz, co się działo dzisiejszej nocy, wiadomo kiedy, wiadomo gdzie — poprosił George.

   — Była ciemna, zimna noc — Lafayette zamknął oczy. Chciał się wczuć w swoją opowieść. — Właśnie, razem z Alexem, Johnem, Hercem, Elizą i tobą, wracałem z zapisu na konkurs na najlepsze przebranie. Gdzieniegdzie przelatywały liście, które spadały z i tak już skąpie odzianych drzew. Powolnym krokiem kierowaliśmy się w stronę domu, w którym właśnie się znajdujemy...

   — Mógłbym o coś poprosić? — zapytał Jefferson.

   — Oczywiście — Washington na niego spojrzał.

   Thomas zwrócił się do Gilberta:

   — Mógłbyś mówić bardziej po ludzku? Twoja opowieść brzmi jak "Pan Tadeusz", albo coś równie złego

   — Sprzeciw! — krzyknął Eacker. — Ja wszystko rozumiem. Poza tym, "Pan Tadeusz" to dobra książka

   — Bo ty jesteś jakimś pierdolonym Dzieckiem Teatru! — Jefferson spiorunował go wzrokiem. — Opisy krzaczków i drzew to dla ciebie codzienność...

   — To nie prawda! — zaoponował George. — Może jeszcze tego nie wiesz, ale literatura i teatr to nie tylko krzaczki i drzewka, ale także postacie i wydarzenia, które zapadają w pamięć, jak nic innego!

   — Ta, bardziej w pamięć nam zapadnie ten sąd

   — Polecam wybrać się kiedyś na jakieś przedstawienie — Eacker z nadzieją spojrzał na Thomasa. Myślał, że może w końcu znajdzie kogoś, kto też interesuje się teatrem i literaturą. George, czemu ty jeszcze mnie nie znasz?

   — No chyba nie. Myślisz, że chciałbym, tak jak ty, mieć obsesję na punkcie krzaczków i drzewek? Sorry, ale nie skorzystam z propozycji

   Washington gapił się na to wszystko z tępym wyrazem twarzy. W sumie tak, jak i wszyscy. Pomyśleć, że sądziłam, że resztę przesłuchań zdołam umieścić w tym rozdziale...

Cukierek albo psikus [Hamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz