Rozdział pierwszy

464 18 0
                                    

Przyjął zaproszenie swojego kolegi i wsiadł do ciemnego samochodu, proponując, że w takim razie podwiezie ich na tą imprezę. Normalnie nie przepadał za tego typu rzeczami, jednak dziś jego ponury humor błagał go, by po prostu pojechał zapomnieć o wszelakich problemach. Tak też zrobił. Zatrzymał się dopiero na klubowym parkingu, a głośna muzyka dudniła ze środka tak głośno, że słychać ją było w samochodzie, zagłuszając myśli przepływające przez jego zmęczoną tygodniowym ciężarem głowę. Z lekką niechęcią wysiadł ze swojego pojazdu i ruszył za swoimi znajomymi do środka rozległego budynku, od którego emitowała chaotyczna atmosfera. O dziwo weszli bez kolejki, gdyż jeden z nich znał właściciela, a  przy okazji ochroniarza stojącego tej nocy na bramce. Changkyun obiecał sobie, że nie wypije zbyt dużo, by jutro nie męczył go niepotrzebny, lecz brutalny kac, więc na sucho po prostu zatraci się w muzyce oraz tańcu, pragnąc wczuć się w ciężki bit oraz wirujących wokół niego ludzi.

Jego znajomi szybko go upuścili, to uciekając z jakąś pierwszą lepszą dziewczyną, a to wypiwszy zbyt dużo, po prostu zasypiając na stołku barowym kilka metrów dalej za tłumem, wijącym się wraz na rozdygotanym parkiecie. Przez chwilę sączył powoli Whisky ze swojej szklanki, jednak porzucił ją w połowie, stwierdzając, że ten rocznik nie zbyt mu podchodzi do gustu, pozostawiając nieprzyjemny kwas na języku. Zaczęło kręcić się koło niego kilka kobiet, zapraszając do stratnego tańca, a on skinął głową, pomimo że nie były to jego klimaty. Dał się porwać dzikim pląsom na parkiecie, kiedy prawie w całości nagie ciała kobiet ocierały się o jego zniechęcone życiem ciało bez jakiegokolwiek opamiętania. 

Tracąc poczucie czasu, poczuł się mdło. Zrobiło mu się słabo z powodu nacisku, jaki wywierał na niego tak zaludniony klub, więc postanowił opuścić jak najszybciej to bezduszne, pełne rozpusty miejsce. Przepchanie się pomiędzy wpół przytomnymi ludźmi zatraconymi w alkoholu lub narkotykach nie należało do najprostszych, jednak w końcu dostrzegł wyjście. Słoneczko nadziei w pełnej pustki dziurze należącej do jednej z otchłani najniższego piętra piekieł.

Lub po prostu alkohol zbyt mocno uderzył w jego głowę.

Wyszedł ze zbyt tłocznego, jak na jego gust, klubu, którego pozostałości wciąż tkwiły w jego umyśle. Jego ciało błyszczało od bezbarwnych kropel potu, więc oderwał przemoczone ubrania by odrobinę wysuszyć swoje mokre ciało. Przeczesał mokre pasma swoich węglowych włosów, łapiąc ciężki haust świeżego, chłodnego powietrza, które aż dziwnie kontrastowało z gorącą atmosferą, którą dopiero co opuścił. 

Łapiąc chwilę wytchnienia, wolnym krokiem ruszył w stronę swojego samochodu zaparkowanego kilkaset metrów dalej, przyglądając się uważnie gwieździstemu niebu późną nocą... a właściwie już wczesnym dniem. Przystanął na chwilę w pół kroku by przyjrzeć się dwóm kotom szybko przebiegającym ulicę głośno miaucząc, tak jakby zostały przez coś  spłoszone. Obwinił o to wciąż głośno dudniącą muzykę z wnętrza budynku, która ryknęła przerażająco przy wzmocnionych głośnikach. Uniósł się dumą, zdając sobie sprawę, że nie wypił żadnego kieliszka wódki, a jedynie ostrożnie sączył brunatny trunek, pochłaniając jedynie niewielkie ilości, więc wciąż jest zdolny do prowadzenia pojazdu. 

Ponownie ruszył na koniec zatłoczonego, ciasnego parkingu, gdzie zaparkował swój samochód. Nim jednak tam dotarł, z otaczającego go gęstego lasu usłyszał dziwny warkot, niewyraźnie przypominający trochę dźwięk wydawany przez dzikiego wilka. Zaskoczony spojrzał w tamtą stronę, po czym przeklną swój zmęczony, pełen wymysłów mózg, tłumacząc tę sytuację zwykłym wyobrażeniem. Uspokoił się odrobinę, lecz na wszelki wypadek przyspieszył kroku. Szarpnął kluczyki ze schowanej kieszeni jego płaszcza, które zaplątały się lekko w nitkę szarego materiału. Nie posiadając wystarczającej cierpliwości do rozplątania niesfornego materiału, szarpnął mocniej. Pod wpływem siły odskoczyły, upadając kawałek dalej, nim zanurzyły się w gęste zarośla jednego z przydrożnych krzewów. Changkyun przeklną swoją nieostrożność, ponownie wypuszczając wiązankę brzydkich słów. Z głośnym westchnieniem schylił się, szukając ich na ślepo. W końcu udało mu się odnaleźć coś, co powinno być jego zgubą, więc szarpnął to odrobinę.

Szybko tego pożałował. Nie zauważył, że oprócz metalowego przedmiotu chwycił też czyjś nadgarstek. Nim zdążył zareagować, poczuł przerażająco silny ból na swoim przedramieniu. Wrzasnął, odskakując w tył i z przerażeniem patrząc na świeżą krwawiącą ranę na swojej ręce. Uniósł nadgarstek do piersi, sycząc z powodu nieprzyjemnego uczucia, na które doznanie zakręciło mu się w głowie. Z miejsca, w którym przed chwilą szukał kluczy, wstał dorosły, siwiejący już mężczyzna o przerażającym wzroku, którym wręcz przebijał na wylot niewielkie ciało Changkyuna. Młodszy cofnął się kilka kroków, opierając się z przerażeniem o drzwi swojego samochodu, który odgrodził mu drogę ucieczki. Obcy w poszarpanych ubraniach przypominający osobę bezdomną ruszył w jego stronę przerażająco wolno, budując już wystarczające napięcie w dudniącym sercu czarnowłosego chłopca.

Nie pozwalając, by strach dłużej paraliżował jego ciało, przycisnął kluczyki w dłoni, które szczęśliwie odnalazł w zaroślach, wpadając do samochodu i szczelnie zatrzasnął za sobą metalowe drzwi, modląc się, by psujący się zamek zablokował je odpowiednio szybko. Zaczął przyduszać silnik, który nie chciał zaskoczyć, wydając jedynie ciche, dławiącej się odgłosy. Widok wciąż podchodzącego obcego, kiedy między nimi znajdowała się jedynie cienka szyba samochodu. Jego serce podchodziło do gardła. Kiedy mężczyzna wyciągał rękę by pociągnąć za klamkę silnik zaburczał ostro, a samochód z piskiem opon ruszył z podjazdu, o mało się nie rozbijając o inny tuż przed nim. Sprawnie manewrował kierownicą między innymi autami, które gęsto pokrywały cały parking, a odetchnął z ulgą, dopiero kiedy opuścił teren klubu.

Changkyun niewiele myśląc, zatrzymał się dopiero po przejechaniu kilku kilometrów tylko dlatego, że ranny nadgarstek nie dawał mu spokoju. Poczuł, jak jego głowa pulsuje nieprzyjemni, więc pomasował ją lekko, stojąc na żwirowanym poboczu leśnej drogi. Poczekał chwilę by uspokoić nierówny oddech oraz zbyt szybko bijące w piersi serce na nowo analizując całą sytuację. Przyjrzał się ranie, która w dużym stopniu przypominała bardziej ugryzienie zwierzęcia, może psa, niżeli ludzkie. Zmartwił go ten fakt i nawet nie miał pojęcia jak wytłumaczyć to dziwne zjawisko, ale stwierdził, że im szybciej zapomni, tym lepiej dla niego. Szybko zabandażował ranę, by nie krwawiła i nacisnął pedał gazu, ruszając przed siebie.

I'll be yours //JookyunOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz