Rozdział 5

3 0 0
                                    

- Muszę wrócić do domu – oświeciłem Daichiego po powrocie do domu i jeszcze jednej rundce seksu. Ciemnowłosy wychylił się spod kołdry i zerknął na ubierającego się mnie z urazą.

- Dlaczego?

- Muszę się przebrać – oznajmiłem, uśmiechając się mimowolnie, widząc znowu jego kapryśne oblicze. Wskazałem na niezmieniany od kilku dni sweter. - Te ciuchy zaczynają śmierdzieć.

- Mnie ten zapach podnieca – odsłonił zęby w uśmiechu, a ja w odpowiedzi popatrzyłem na niego z politowaniem. Spojrzał na mnie błagalnie: - Załóż coś mojego.

Pokręciłem głową.

- Jesteś strasznie szczupły i masz wąskie biodra – podniosłem jego dżinsy z podłogi i przykładając je sobie do miednicy, zaprezentowałem mu ich brak użytku wobec mojej osoby. - Nic nie będzie na mnie dobre.

Daichi westchnął z rezygnacją i wcisnął głowę w poduszkę.

- Niech ci będzie – wybełkotał, po czym podniósł głowę z ożywieniem. - Spotkamy się jutro?

Podszedłem do niego i cmoknąłem go delikatnie w usta.

- Pewnie – uśmiechnąłem się czule i odszedłem od łóżka, żeby założyć buty. Daichi obserwował mnie z wysokości materaca.

- Wrócisz sam? Mam paraliżujące zakwasy. – Mruknął niepewnie, a ja mimowolnie parsknąłem pod nosem. Skończyłem wiązać sznurówki przy moich tenisówkach. - Może zamówić ci kierowcę?

- Dam radę – wyprostowałem się i błysnąłem zębami w zuchwałym uśmiechu. - Znam linie metra jak własną kieszeń, nie zgubię się. – Wycofałem się ostrożnie z sypialni i powiedziałem już na odchodne: - Odpocznij, Daichi. Jutro znowu porządnie się tobą zajmę.

- Dobrze – wymruczał sennie, zagrzebując się w pościeli. – Kocham cię.

Zatrzymałem się, żeby jeszcze przez chwilę popatrzeć, jak zasypia. Wcisnąłem drżące dłonie w kieszenie dżinsów. Na moją twarz wciąż jednak cisnął się uśmiech. Jestem szczęśliwy. Tak to chyba jest, kiedy jest się... zakochanym.

Zakochanym? Nie... A może jednak?

Powoli pozwalam sobie zakochać się w Daichim Isumim, aktorem, który na początku tak perfidnie mnie okłamał. Być może jestem naiwny, a jednak nie potrafię przestać.

Rzeczywiście spotkaliśmy się następnego dnia. I prawie każdego kolejnego. To trwało kilka tygodni, zabierał mnie w różne miejsca, czasem coś jedliśmy, czasem rozmawialiśmy, innym razem kochaliśmy. Czasami bywałem zmęczony.

- Jestem wypompowany przez robotę – jęknąłem, rozkładając się na najbardziej wygodnej kanapie, na jakiej mój tyłek miał zaszczyt siąść kiedykolwiek, należącej oczywiście do Daichiego. Głowę położyłem na jego kościstych kolanach, a on łagodnie zaczął gładzić mnie po głowie. Zerknąłem na jego podbródek od dołu. - Tak z czystej ciekawości: czy ty też nie powinieneś teraz kręcić jakiejś kolejnej super produkcji?

- Ponieważ odniosłem spory sukces swoim poprzednim filmem – poznałem po głosie, że się uśmiecha - mogę teraz pozwolić sobie na przerwę od pracy.

Prychnąłem cicho.

- Cieszę się, że nasze spotkanie w barze miało choć jeden pozytywny skutek.

Jego dłoń zastygła w moich włosach, po czym niespodziewanie Daichi przesunął knykciami po linii moich kości policzkowych i podbródka. Kiedy podniosłem wzrok, okazało się, że pochylił głowę, by móc spojrzeć mi prosto w oczy.

- Nie tylko jeden – powiedział spokojnie. Znowu poczułem, że chyba dostaję palpitacji, a oczy mi całe wilgotnieją. Podparłem się, żeby móc złączyć usta w skromnym pocałunku pełnym uczucia. Rzeczywiście, nie tylko jeden.

I tak Isumi Daichi stał się częścią mojego życia.

Kiss SceneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz