Rozdział 7

3 0 0
                                    


Było południe, gdy dotarłem do jego mieszkania. Wtargnąłem bezceremonialnie do apartamentu, zanim zdążyłem się zawahać. Napastowałem dzwonek przez kilka ciągnących się minut, aż w końcu drzwi się otworzyły i stanął w nich zaskoczony Daichi Isumi. Najwidoczniej dopiero wrócił i chyba się kąpał, bo jego włosy były wilgotne, był zresztą rozebrany do pasa. Jego twarz na mój widok jednak się rozjaśniła.

- Dzień dobry – powitał mnie, ale ja po prostu minąłem go i wszedłem do mieszkania. Po mojej minie zorientował się, że coś jest nie w porządku. Zmarszczył czoło. - O co chodzi?

- O co chodzi? – Zirytowany naśladowałem jego głos. Spojrzałem na niego oskarżycielsko. - Ty mi powiedz. Dobrze się bawiłeś na premierze?

Daichi zamarł. Potem wypuścił powoli wypuścił powietrze i opuścił głowę.

- Powinienem był ci powiedzieć – mruknął cichutko. Popatrzyłem na niego rozjuszony.

- Nie powinieneś był mnie okłamywać. Ponownie wciąż próbuję ci zaufać, a ty...

Urwałem, bo następne słowa nawet nie przeszły mi przez gardło. Czułem, jak piecze mnie od rozgorączkowanych rumieńców twarz. Daichi z zakłopotaniem podrapał się po nosie.

- Nie chciałem, żebyś się martwił.

- A było się czym martwić? – Zapytałem wkurzony i nie wytrzymałem. Mój głos zabrzmieć miał poważnie, ale wypadł dość żałośnie i piskliwie. - Ruchałeś ją?

Tym razem Daichi podniósł głowę i spojrzał na mnie urażony.

- Skądże znowu! – Parsknął i z jakiegoś powodu poczułem, że mu wierzę. Ciemnowłosy popatrzył na mnie nieufnie. - Skąd ci to przyszło do głowy?

Słowa wyskakiwały z moich ust jak z karabinu maszynowego. Strzelałem bez opamiętania.

- Wiem, że nie spełniam twoich oczekiwać, bo trochę mi brakuje do kobiety – uśmiechnąłem się szyderczo. - Może potrzebowałeś takiego wieczoru?

Wszystko, co mnie boli.

Wszystko, co mnie prześladuje, gdy jesteśmy razem...

- Nie żartuj – z powagą powiedział Daichi, a ja zrobiłem grymas.

- Nie żartuję – odparłem. Z wściekłością obnażyłem zęby. - Jak mam się nie przejmować, kiedy facet, na którym mi zależy, spędza cały wieczór z najpiękniejszą kobietą w Japonii i nie wspomina mi o tym ani słówka, za to wciska mi perfidny kit?!

- Chyba trochę przesadzasz – oho, wychodzi z niego prawdziwy Daichi. Samolubny, arogancki i zadufany. Isumi spojrzał na mnie z ukosa. - To tylko jeden wieczór i do niczego nie doszło. Zresztą ja... Do niczego się jeszcze nie zobowiązałem!

W porę nie zdążył ugryźć się w język. Tym razem to on zdał sobie sprawę, że powiedział o słowo za dużo.

- A to niby co znaczy? – Zapytałem, wyraźnie akcentując każde słowo.

- Nie tak to miało zabrzmieć – bąknął Daichi, szybko tracąc całą pewność siebie. Znowu wydaje się być tylko słabym i bezbronnym dzieciakiem.

- Chcesz mi powiedzieć, że masz prawo obmacywać się z obcymi za moimi plecami? – Ciągnąłem, niedowierzając. Serce mnie boli.

- To dla pracy – wymamrotał niewyraźnie, cofając się trochę ode mnie mężczyzna.

- Jak śmiesz? – Poczułem, że przestaję nad sobą panować. Wziąłem głęboki wdech i przejechałem z frustracją dłoniami po spoconej twarzy. W głowie zabrzmiały mi przestrogi Hinako: ,,Nie zachowuj się pochopnie... Nie zrób niczego głupiego...''. Popatrzyłem w wilgotne oczy Daichiego i powiedziałem spokojnie, choć mój głos drżał.

– Słuchaj, jeżeli ja ci nie wystarczam, to w porządku. Może przyznaj wreszcie przed sobą, że tamten wieczór w barze ze mną był pomyłką i wszystko co potem się zdarzyło również. Może rzeczywiście na chwilę ześwirowałeś, kiedy cię zerżnąłem, może nie ma w tym żadnej miłości? Nigdy jej nie zaznałeś, nieprawdaż? – Każdym kolejnym pytaniem wbijałem mu szpilkę. Otworzył usta, ale nie wydobyło się z nich żadne słowo. Moje oczy zaszkliły się, pociągnąłem nosem. Ciągnąłem dalej, choć głos zaczął mi się łamać. - Więc może omylnie wziąłeś to za uczucie? Może sam siebie oszukujesz? Wciąż do znudzenia powtarzasz, jak to ty mnie kochasz, a w rzeczywistości okłamujesz mnie przy pierwszej lepszej okazji i spotykasz się z jakąś celebrytką. To chyba nie jest w porządku, nie sądzisz?

Zaśmiałem się z histerią. Poczułem, jak w gardle rośnie mi wielka gula. Oczy Isumiego rozbłysły.

- Starałem się – wypalił, naprężając się cały. Popatrzył na mnie z wściekłością, zaciskając dłonie w pięści. - Wciąż przy tobie jestem, dbam o ciebie i cię chronię. Co jeszcze mogę zrobić?! Nie powiedziałem ci, bo bałem się właśnie takiej reakcji... Poza tym ty też nie dałeś mi gwarancji...

Urwał i popatrzył na mnie przestraszony. Poczułem, jakby oberwał od niego z liścia w twarz.

- A więc teraz to moja wina? – Zapytałem z ironią. Nie odpowiedział mi. Nie mogłem już powstrzymać napływających mi do oczu łez. Wybrzmiewa ze mnie desperacja. Jęknąłem gorzko: - Jak mogę ci ufać? Czy miłość, która narodziła się w fałszu, ma w ogóle prawo być prawdziwa? – Spojrzałem na niego błagalnie i szepnąłem. – Jeśli... jeśli to wszystko jest nieprawdą, wycofaj się i nie łam mi już serca, Daichi. Zastanów się, co jest naprawdę dla ciebie ważne.

Pozostawiając zszokowanego mężczyznę samego w mieszkaniu, wyszedłem szybko i efektownie trzasnąłem za nimi drzwiami. Dopiero za nimi łzy pociekły mi po policzkach jak małemu dziecku. 

Kiss SceneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz