Kolejne spotkanie.
📖|William Fireheart|📖
Moja mama, gdy chce z kimś utrzymać dobre stosunki, piecze. Gdy chce wyrazić wdzięczność piecze. Gdy chce być miła piecze. Gdy kogoś poznaje piecze. Gdy ktoś ją denerwuje, pali go. Z tym ostatnim tylko żartowałam, inaczej dawno z tatą bylibyśmy nawozem, a ona bezdzietna wdową. Tak więc szłam teraz do Pani Nadziei. Zgadza się, Nadzieja. Dlatego, gdy ostatnim razem usilnie starałam się wyłapać jakieś imię mówione w kierunku blondynki, moje próby spełzały na niczym. Na szczęście bycie wytrwałą w ciągłym powtarzaniu jednego pytania, zmusiło moją mamę do dania mi odpowiedzi, niechętnie aczkolwiek to uczyniła.
-Dzień dobry. - powiedziałam wchodząc do kawiarenki. Poczęłam szukać między ludźmi wesołej, pulchnej buzi okalanej blond włosami. Poszłam dalej w kierunku kuchni. Niektórzy klienci patrzyli się na mnie zdziwieni. Fakt, kto przychodzi z własnym ciastem do kawiarni? (Dostawca!) (Jednak on nie ma ciasta w obklejonym różowymi kwiatuszkami pojemniku.)
Gdy chciałam wejść do kuchni, nie znajdując na całej sali niebieskookiej, ktoś prędko z niej wyszedł. Gdybym się nie odsunęła byłoby po cieście i po mnie, gdyby ta informacja dotarła do mamy. Spojrzałam na szatyna, z którym prawie miałam kolizję. Odwrócił się w moją stronę. To był Willuś, Will. To był Will. - Gdzie jest Pani Nadzieja. - zapytałam chłopaka odrzucając w niepamięć wcześniejsze prawie zdarzenie. On tylko wskazał głową na kuchnię i odszedł z tacą, na której były parujące kubki herbaty. Bez szpitala by się nie obyło. Pomyślałam wyobrażając sobie finał tej stłuczki. Pokręciłam głową oddalając zbędne myśli. Wychyliłam głowę za ścianę kuchni i zrobiłam krok przez próg. Widząc blondynkę, odważniej poczęłam stawiać kroki. - Dzień dobry. - powiedziałam wesoło. Kobieta błyskawicznie odwróciła głowę nie odrywając rąk od ugniatanego ciasta. - Witaj kochanie!- zawołała z również wielkim entuzjazmem i szerokim uśmiechem. - Mama prosiła, bym zaniosła Pani ciasto. Testowała nowy przepis i jak zwykle bardzo ceni sobie Pani rady. - przekazałam najważniejsze informacje. Przeniosła swój wzrok na pojemnik, zdziwiła się, jednak za chwilę znów się uśmiechnęła pobłażliwe. - Mogła dać mi kawałek, nie musiała całej blachy. - zaśmiała się ciepło. Zagryzłam delikatnie dolną wargę. - Mówiła, że to też jakby podziękowanie, za przyjęcie mnie tutaj. - powiedziałam nieco speszona. Chodziłam już tutaj od miesiąca i czułam, że to jest moje miejsce. Te kobiety (i Will) dawały mi pewność, że nie jestem odosobniona w moich upodobaniach literackich. Byłam szczęśliwa. Również z faktu, że co i rusz mogłam prowadzić zażarte dyskusje z szatynem. Ponoć o upodobaniach się nie dyskutuje, ale w tym wypadku dyskusje są wręcz wskazane. Pani Nadzieja odsunęła się od blatu zostawiając na nim ciasto i zaczęła do mnie podchodzić, wycierając brudne od mąki ręce w fartuch. Wzięła z moich rąk ciasto i mnie przytuliła. - Zawsze jesteś tu mile widziana, już Ci to mówiłam. - mówiła wykonując delikatnie koliste ruchy dłońmi na mych plecach - Poza tym, razem z resztą klubu mamy niezły ubaw z oglądania waszych sprzeczek. - zaśmiała się, a ja poczułam jak się rumienię. Odsunęła się trochę ode mnie przenosząc swoje dłonie na moje ramiona. - Możesz wpadać kiedy chcesz. - mówiła patrząc mi w oczy - Dziękuję Pani. - odparłam z uśmiechem. - Oj, mów mi ciociu. - potarła moje ramiona. Pokiwałam w odpowiedzi głową. Gdy kobieta mnie puściła zapytała: Właściwie, to jakie ciasto upiekła Twoja mama. Czy to beza? Podniosła wieko pudełka. - Tak. To malinowa chmurka. - odparłam, a kolorowooki wszedł do pomieszczenia zapełniony pustymi naczyniami. - Malinowa? - zapytał patrząc na ciasto i na mnie. - To nie sezon. - dodał pewny z nutą wyższości i iskierką w oczach, która była jego swoistym znakiem, informującym o rzuconym wyzwaniu. - Tak, ale mamę chyba uwiódł wiersz "W malinowym chruśniaku". - popatrzyłam mu w oczy - Ty najlepiej powinieneś wiedzieć jak erotyki wpływają na ludzi. - powiedziałam pewna siebie nie spuszczając z niego wzroku. Chłopak spuścił nieco głowę, przez co włosy opadły mu na twarz. Zauważyłam kolor piwonii, który adnorował mu twarz. Uśmiechnęłam się delikatnie. - Może chcesz jako pierwszy spróbować tego ciasta z owocem Leśmianowskiej rozkoszy? - dopytałam. Szatyn chrząknął, odstawił szkło do zlewu i odchodząc dodał wyjaśniająco: Nie lubię takich malin. Gdy wyszedł błękitnooka zaczęła chichotać, a ja dumna z wygranej bitwy (jednej z zapewne jeszcze licznych). - Chyba tylko Ty umiesz go tak zawstydzać. - odparła zabierając się za krojenie ciasta i odkładając robienie swojego na dalszy plan. - Każdy ma jakąś super moc. - odparłam ze wzruszeniem ramion i nadal triumfalnym uśmiechem. Ciocia przytłumiła swój chichot kawałkiem ciasta.
CZYTASZ
Twoje historie z chłopcami dere!
RomanceOto scenariusze z kilkoma chłopcami o różnych charakterach. Który z tych przystojnych młodzieńców stanie się Twoim ulubieńcem? Wszystkie podobieństwa (o ile jakieś wystąpią) do innych opowiadań czy osób realnych są przypadkowe.