Pierwsze spotkanie
🎬 HIMEDERE 🎬
|Nathan Kudrow|
Dumna z siebie, z wysoko podniesioną głową, weszłam na teren mojego nowego miejsca nauki - uczelni. Spełniłam swoje marzenie i dostałam się na studia operatorskie do słynnej Szkoły Filmowej w Łodzi (zapraszam do 1. Rozdziału). Rozpierała mnie taka energia i szczęście, że nic nie mogło zepsuć tego dnia. Niestety, gdy statystyczna większość postaci w filmach wypowiada te słowa, to dzieje się coś złego. Mój przypadek należał do większości.
-Cóż za impertynencja. – rzekł głos nade mną. Spojrzałam w górę. Jakiś szatyn zbierał notatki porozrzucane naokoło. Było ich mnóstwo. Obolała podniosłam się z siadu i poczęłam (zaczęłam) mu pomagać. Nie zamierzałam się odzywać. Wina była obustronna. Gdy skończyłam zbierać stronice spojrzałam jeszcze raz, by upewnić się. Że niczego nie przeoczyłam. Podałam kartki chłopakowi nawet na nie nie patrząc. Wolałam popodziwiać moją nową codzienność, niżeli wdawać się w zbędne dysputy okraszone czyimś złym humorem. Brunet spojrzał mi w oczy. Nadal oboje kucaliśmy z papierami w rękach. Tyle że on pozbierane przez siebie papiery trzymał blisko, niczym skarb, a ja miałam je w nadal wyciągniętej w jego stronę dłoni. Bez słowa wstał; nie przerwanie patrzył mi w oczy i poszedł w swoją stronę. Ja również się podniosłam i chwilę zastanawiałam nad wyrzuceniem zbędnej mi makulatury. Po chwili jednak zreflektowałam się. Może gdy wreszcie para wydostanie się z jego uszu zmniejszając ciśnienie śródczaszkowe, zacznie myśleć trzeźwo i będzie chciał odzyskać swoje papiery.
Po dwóch godzinach zwiedzania kampusu i miasteczka, uznałam że zasłużyłam na małą przerwę. Akurat niedaleko był SubWay. Bezzwłocznie udałam się tam łapiąc jeszcze moje rozmyślania adekwatnie dodatków do kanapki. Z moim mózgiem zgodził się żołądek, burcząc donośnie. Zachichotałam.
-Poproszę [Nazwa kanapki/opis kanapki]. – powiedziałam z uśmiechem do obsługującego blondyna i razem z nim poczęłam składać swój obiad.
Czułam się pełna i szczęśliwa. Pełnia szczęścia, że tak pozwolę sobie na żart słowny. Zaśmiałam się w myśli.
Chodziłam sobie po mieście; bez wyraźnego celu obserwując jego życie, strukturę i miejsca, które chciałabym odwiedzić. W pamięci odnotowywałam sobie wszystkie kawiarnie i te godniejsze polecenia jadłodajnie. Muszę zaznajomić się z planem miasta, by w przerwach nie mitrężyć czasu na szukanie drogi.
Po tak ruchliwym dniu moje nogi bolały mnie niemiłosiernie. Myślałam, że nie dotrę do akademika. Na szczęście mi się udało w odpowiedniej chwili przenieść środek ciężkości, by wylądować miękko na łóżku. Wtuliłam zmęczona od ciągłych emocji twarz w materiał i uśmiechnęłam się do siebie. Moja współlokatorka miała zacząć z miesięcznym opóźnieniem, więc puki co mam pokój tylko dla siebie. Mimo to, nie pozwoliłam sobie na lenistwo. Wzięłam brulion i zaczęłam pisać, nadal leżąc wygodnie na brzuchu. Pierwsza z kartek miała wdzięczny tytuł „Rzeczy, których mi się bardzo nie chcę zrobić, ale powinnam". Zapisywane na niej punkty były tymi z cyklu:
CZYTASZ
Twoje historie z chłopcami dere!
Storie d'amoreOto scenariusze z kilkoma chłopcami o różnych charakterach. Który z tych przystojnych młodzieńców stanie się Twoim ulubieńcem? Wszystkie podobieństwa (o ile jakieś wystąpią) do innych opowiadań czy osób realnych są przypadkowe.