Stałam przed lustrem i oglądałam każdą możliwą kreację, stresując się niesamowicie. Chciałam wyglądać idealnie w drugim miesiącu szkoły. Początku października. Trochę minęło, ale chęć wyglądania wybornie w każdy początek miesiąca trochę mnie przyćmiło. Chciałam iść w dresach? A w życiu! To byłaby mega wtopa! Zawsze chciałam wyglądać dobrze, dla własnej satysfakcji. Nie dla innych. W końcu to mama mi powtarzała, żebym ubierała się tak, jak chcę. Ale nawet wtedy nie wiedziałam, co założyć!
Rozglądałam się po pokoju w czerwone ściany, stąpając po zielonym kocu. Denerwowałam się, bo nic mi nie odpowiadało. Sukienka nie, koszula i spódnica też nie...
— Kochanie, może załóż po prostu tę czarną sukienkę? Zaraz się spóźnisz do szkoły — westchnęła moja mama, wchodząc do pokoju. Prędko ubrałam sukienkę z dwoma drobnymi wycięciami na udach i wysokim kołnierzem z rękawami trzy czwarte. Właściwie, gdy spojrzałam w lustro na mojej białej szafie, poczułam, że to jest to. Mruknęłam na ten widok, bardziej zadowolona.
— Dziękuje mamo, ale już muszę lecieć! Zostało mi dziesięć minut... a jeszcze śniadanie! — panikowałam jednak, wymijając mamę i poleciałam do kuchni. Wzięłam dwie kanapki, jedną w buzię, a drugą zapakowałam do czarnej torby.
Kolejny dzień w drugiej klasie gimnazjum, i już zarobiłam sobie spóźnienie. Już lepiej być nie mogło... Mama z politowaniem patrzyła, gdy mocowałam się z zawiązaniem moich ulubionych tenisówek. Zdążyła tylko zejść po schodach i wypadłam przez drzwi, trzymając mocno torbę w ręku. Pobiegłam chodnikiem, by dotrzeć do mojego gimnazjum, szybko jedząc podczas tego śniadanie. Stanęłam pod drzwiami wejściowymi i zasapana chwilę odpoczęłam, w myślach licząc do dziesięciu, po czym weszłam i zaczęłam szukać klasy.
— No nie, nie wiem, jaki jest plan! Na śmierć zapomniałam! Niech mnie ktoś wybawi... — załkałam wręcz, trąc czoło. Dotarłam do sekretariatu, gdzie musiałam się zmierzyć z kolejną dezaprobatą. Często nawet po pół roku nie pamiętałam planu, więc błagałam wszystkich bogów o błogosławieństwo. Na szczęście, dowiedziałam się od losowej osoby, że mam zajęcia z wychowawcą i z lekkim niepokojem ruszyłam w odpowiednim kierunku.
— Jeanne Le Roux? — usłyszałam przez drzwi i otworzyłam je na oścież. Z wielkim uśmiechem wlepiłam wzrok w panią Mendelejew, która była wyjątkowo moją wychowawczynią. Wcale nie uznawałam tego za zaszczyt i musiałam to niestety zaakceptować. Akurat tylko ona była wolnym wychowawcą dla nas.
— Jestem~! — zaszczebiotałam, wcale nie urażona dosyć dziwną sytuacją i usiadłam w pierwszej ławce od strony drzwi. Zobaczyłam zdziwione spojrzenia klasy. Szczególnie zaskoczona wydawała się być oczywiście moja wychowawczyni, która po chwili wzruszyła ramionami i dalej wyczytywała z listy obecności następne osoby.
— Boże, kobieto, nie spóźniaj się już w ten sposób na lekcje — usłyszałam syknięcie obok siebie. Usiadłam z Ann Petit, moją najukochańszą przyjaciółką od samych początków szkoły podstawowej. Z pochodzenia była Koreanką z mocnym, francuskim akcentem. Spokojnie mogła mieć 170 i cechowała się szczupłością, a także azjatyckim, naprawdę pięknym wyglądem, przez co czasami zazdrościłam jej tej cudnej urody... a jej ciemne, ale nie całkowicie czarne włosy wyglądały zawsze bosko. A spojrzenie jej czekoladowymi oczami... tak, słała mi, dzięki nim, gromiące spojrzenie.
— Szukałam czegoś dobrego na ubranie się. Za późno wstałam. Ciągle żyję wakacjami, przepraszam niezmiernie — westchnęłam, udając wielką skruchę. Była dla mnie bardziej surowa niż moja własna matka, przez co często musiałam się przed nią spowiadać. Fakt, byłam nieokrzesana, ale cóż, najważniejsze, że na inne wydarzenia byłam punktualna.
![](https://img.wattpad.com/cover/247462679-288-k366493.jpg)
CZYTASZ
La Paonne [Miraculous Ladybug]
FanfictionJeanne Le Roux, mieszkanka pięknego miasta miłości, Paryża. Zamiast spokojnej 2 klasy gimnazjum, odnajduje swoje przeznaczenie, które okazuje się mieć mało pomyślne zakończenie. Jane postanawia zmierzyć się z własnym losem, kierując się ku niemu z...