[5]

16 0 0
                                    

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Spakowałam się na szermierkę. Zdecydowałam, że ubiorę znowu mój niebieski strój. Był dość rzucający się w oczy, bo większość uczniów miała standardowe, szare kombinezony. Nikt jednak nie traktował tego jak coś więcej. Kto chciał, ten kupował sobie ubiór w ulubionym kolorze. Tak było też ze mną.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Związałam włosy w warkocz, by nie przeszkadzały mi podczas treningu i zeszłam po schodach. Duusuu mógł jeszcze swobodnie wokół mnie latać, bo rodzice byli w pracy i mieszkanie stało wolno, jak zresztą codziennie między dziewiątą rano a siedemnastą. Kiedy ja trzy razy w tygodniu wychodziłam na szermierkę, oni wracali chwilę później, zazwyczaj.

— Szkoda, że nie będę mógł pooglądać z bliska twojego treningu — rzekł i podleciał do przeźroczystego pudełka na czarnym blacie w kuchni. — Mogę jednego banana?

— Oczywiście, już ci otwieram — podeszłam tam i otworzyłam fioletowy przedmiot. Kwami błyskawicznie połknęło dość spory kawałek. Uniosłam kąciki ust. Naprawdę tylko to lubi...

— To trwa półtorej godziny, tak? — zapytał, uprzednio połykając ostatnią część owocu — jak dla mnie, to zdecydowanie za dużo. Zmęczyłem się na samą myśl! — uniósł się, kładąc swoje ciałko na mojej dłoni — mam nadzieję, że nic nie zaatakuje w trakcie.

— Ja też, ja też. Ale nie mogę cię tam wziąć, ktoś by mógł cię zobaczyć. Posiedzisz spokojnie w szatni — rzekłam i ubrałam zwykłe czarne sportowe buty. Zarzuciłam na ramię pastelowo różową torbę i wyszłam z domu.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Powoli robiło się już ciemno, więc szłam szybciej. Duusuu ukrył się w mojej jesiennej kurtce w wewnętrznej kieszeni i chyba postanowił się zdrzemnąć. Uśmiechnęłam się na samą myśl. Też chciałam mieć na wszystko wywalone, tak jak on.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Weszłam do szkoły i skierowałam się do szatni. Na dziedzińcu już były jakieś osoby i Armand, nasz nauczyciel wfu i szermierki. Przywitałam się i w szatni zobaczyłam już większość osób, które kojarzyłam, prawie wyłącznie oczywiście chłopców. Całe szczęście, że przebierałam się za szafkami, gdzie również stała moja. Byłam wtedy, na tamten dzień, jedyną dziewczyną, która regularnie chodziła na szermierkę.

— Mam się schować do twojej szafki? — szepnął Duusuu i pokiwałam mu głową. Szybko przebrałam się w mój strój, wyciągnęłam pasujące buty antypoślizgowe i maskę na głowę. Spojrzałam raz jeszcze na kwami i zamknęłam szafkę.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam Adriena, który miał trochę pogięty kołnierzyk. Podeszłam do niego i poprawiłam mu go, totalnie niewinnie.

— O-o, cześć, Jane — uśmiechnął się nerwowo, a ja zachichotałam. Lubił być jak najbardziej poprawny i pokazywanie mu jego drobnych błędów było na pewno krępujące.

— Mówiłam, że jestem punktualna i zawsze chodzę na szermierkę. To jedyny sport, w którym mogę się wyżyć — chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale postanowiłam wziąć szablę i zacząć trening. Zresztą, nie chciałam żadnej konfrontacji ze słowem "punktualna".

— Pani punktualna chce ze mną się zmierzyć? Tak całkowicie na poważnie? — no jasne, nikt inny, jak nie blondyn, potrzebował mojej uwagi. Lubiłam go, ale generalnie nie powinno się ciągle trenować z tą samą osobą, bo uczymy się ich błędów na pamięć. I słabych punktów, które często nie istnieją u innych.

— Jeżeli pan Armand życzy sobie małego pokazu, jak wgniatam cię końcem mojej broni — wyszczerzyłam się, stając na wprost chłopaka, przy okazji lustrując zachowanie Mistrza.

La Paonne [Miraculous Ladybug]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz