[4]

16 0 0
                                    

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Kolejne dni mijały spokojnie. Siedziałam z Luką na ławce przed klasą. On czytał tekst na francuski, a ja przeglądałam zaś multum wiadomości od Czarnego Kota. Pisałam z nim od momentu, kiedy ode mnie poszedł. Jeszcze mnie nie odwiedził, lecz czułam, że pewnie szybko to się ziści. Wcale nie było spokojnie, czasem Władca Ciem robił im wakacje, lecz najczęściej atakował, jak tylko mógł.

— Ciągle siedzisz w tym telefonie. Powinnaś chociaż coś sobie powtórzyć, zanim pani Bustier zobaczy, że nic nie umiesz — rzucił do mnie, na co westchnęłam zirytowana. Znał mnie za dobrze, co mocno mnie frustrowało. Często próbował mnie pouczać i niańczyć. Bo byłam od niego ciut młodsza.

— Mam równie ważne rzeczy do robienia — odparłam, aż w końcu musiałam wyłączyć ekran, bo zajrzał mi przez ramię — uważaj sobie.

— Daj spokój, chciałem po prostu zobaczyć, co masz tam takiego interesującego — uśmiechnął się promiennie i jak na nieszczęście, zadzwonił dzwonek.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Na francuskim siedziałam z Ann. Ona dalej mnie uczyła gramatyki, gdyż lepiej jej to szło, mi zaś ciężej. Mimo że mówiłam biegle, nadal miałam z tym problem. A powinnam mówić i pisać już perfekcyjnie.

— Nauczona na lekcje? — zapytała wysokim, mało radosnym tonem. Pokiwałam jej głową i usiadłyśmy w drugiej ławce na środku. Ja byłam jednak bliżej okna, gdyż Luka tam siedział.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­Pani Bustier wyjaśniła nam, co miała w planach dotyczących lekcji i uśmiechnięta wyszłam z ostatniej lekcji. Tylko po południu musiałam się stawić na szermierkę, na którą chodziłam od wielu lat, aż od 5 klasy podstawówki. To był jedyny sport, który byłam w stanie uprawiać z taką pasją. Nienawidziłam biegania, gier zespołowych... może oprócz gimnastyki, bo byłam giętka. Z kondycją też nie miałam problemów, właściwie nie mogłam mieć, bo od tego zależało, abym dawała w ogóle radę walczyć z tak wysportowanym Adrienem. Tak czy siak, byłam leniwą kluchą.

— No to do zobaczenia jutro, Jane — pomachał mi Luka i poszedł po swoją siostrę. Również go pożegnałam i ruszyłam do wyjścia. Spojrzałam jeszcze raz na ekran blokady i po stwierdzeniu, że Czarny Kot pewnie siedzi z inną laską, poczułam na swoim ramieniu dłoń. Tak się wystraszyłam, że aż podskoczyłam i tylko cudem nie przywaliłam temu komuś w twarz.

­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­ ­O wilku mowa tak właściwie. Tym kimś był Adrien Agreste, ten model, który lubował się w szermierce i od kilku lat razem trenowaliśmy. Zbiegiem okoliczności, to on był moim rywalem, który prawie za każdym razem ze mną wygrywał.

— Dzisiaj również trenujemy? — zapytał łagodnie, na co przestałam się tak bać. Jego absolutnie nie musiałam.

— Jasne, przecież nigdy nie odpuszczam sobie szermierki — uśmiechnęłam się lekko, co również powtórzył Adrien. Nie znaliśmy się aż tak dobrze, jednak wystarczająco, bym nie czuła się w jego towarzystwie jak typowa fanka. Nie byliśmy blisko, ale całkiem dobrze go znałam. Szczególnie to, że jego ojciec był bardzo surowy. Właściwie, każdy, kto wiedział o nim więcej niż jego wyglądzie i danych osobowych, zdawał sobie z tego sprawę. Nie zazdrościłam mu.

— To widzimy się o siedemnastej. Do później! — machnął mi parę razy na do widzenia, a potem zniknął za drzwiami od szkoły. Westchnęłam i opuściłam dziedziniec. Zobaczyłam na ulicy dwie dziewczyny z tej samej klasy, do której chodził Adrien. Ciemnowłosa patrzyła na niego jak typowa fangirl, a brązowowłosa miała zażenowanie wymalowane na twarzy.

— Marinette, kiedy w końcu do niego zagadasz? Co, jeżeli znajdzie sobie inną i tyle zostanie po twojej miłości? — mulatka skrzyżowała ręce na klatkę piersiową i wypuściła głośno powietrze przez usta.

La Paonne [Miraculous Ladybug]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz