- To trochę podejrzane, nie uważasz?
Foram właśnie wyszedł ze skalnego korytarza. Oślepiły go złote promienie słońca. Amita przyglądała się pniu pobliskiego drzewa. Nie zwróciła uwagi na jego pytanie. Miał dość. Ta, kurwa, dziewoja, pomyślał tłumiąc buzujący w nim gniew, zachowuje się jak pępek świata! Starał się powstrzymać od wybuchu, ale nie zdołał. Puściły mu hamulce.
- Znowu to robisz! –warknął.
- Że niby co? – Amita odwróciła się do towarzysza. Uniosła brew.
- Coś do ciebie mówię, a ty to zlewasz!
- Nie zlewam, tylko usiłuję się skupić, kretynie!
- Ciekawe na czym, bo aktualnie widzę, że obudził się w tobie miłośnik przyrody!
- Usiłuję ustalić gdzie jesteśmy! – stanęła w rozkroku przodem do półelfa i oparła ręce na biodrach. Foram zrobił pół kroku w tył, bo postawa dziewczyny sugerowała na gotowość do skoczenia na niego i poderżnięcia mu gardła. – To się nazywa nawigacja – powiedziała nieco spokojniej. – Ojciec ciebie nie uczył?
Odwróciła się twarzą do drzewa i uklękła przy drzewie, dokładnie oglądając chropowatą korę.
Foram wsunął ręce do kieszeni i mruknął coś pod nosem. Kopnął leżący obok jego nogi kamień. Nie wiedział co powiedzieć. Wstydził się wyznać,że nikt go nie uczył jak określać kierunek bez kompasu. Przez pół życia nie wyściubiał nosa poza bramy Scoia-Thiel. Jedynymi jego podróżami (jeśli można je tak nazwać) były wyprawy na grzyby z matką. Nie chodził w pojedynkę, więc nie obawiał się gdzieś zapodzieje. Sam nigdy nie opuszczał miasta, do czasu gdy ojciec nauczył go myśliwskiego rzemiosła. Lecz nawet wtedy nie zapuszczał się dalej niż na obrzeża pobliskiego lasu, gdzie polował na króliki. Ale wówczas, mimo tego, że potrafił posługiwać się bronią i miał czternaście lat, bał się chodzić sam.
Po chwili wahania, z lekkim rumieńcem na twarzy, wolno podszedł do towarzyszki. Amita ciągle trwała w bezruchu. Wpatrywała się w pień, jak pies tropiący, który właśnie wywęszył zdobycz. Foram usiłował zasłonić dłonią twarz. Nie miał zamiaru ujawniać przed dziewczyną słabości. Nie patrzył i nie miał zamiaru patrzeć jej w oczy. Przykucnął obok niej i wgapił się tępo w pień.
- Są trzy sposoby na określenie kierunku za pomocą pnia – powiedziała nagle Amita.Półelf lekko podskoczył. – Pierwszy, mech zawsze rośnie po północnej stronie; drugi, słoje zawsze są węższe też od strony północnej; i trzeci korona samotnego drzewa jest bardziej rozwinięta po stronie południowej. Rozumiesz?
- Mniej-więcej –mruknął, ciesząc się, że przynajmniej nie usłyszał głośnego komentarza na temat swojej niewiedzy.
Dziewczyna poderwała się z miejsca. Półelf spojrzał na nią czując, że rumieniec zniknął z jego twarzy.
Amita zagwizdała przeciągle. Nie wiadomo skąd i jakim cudem przybiegł jej koń. Półelfka bez wahania wskoczyła na kulbakę.
- Przez te jebane rębacze zboczyliśmy z trasy. Musimy przed zachodem dotrzeć do Ria-Mogen, spędzić tam noc i o świcie wyruszyć. Nie pamiętam ile tam biorą za pokój, ale to co mamy powinno wystarczyć. Najwyżej będziemy spać w stodole.
Foram patrzył na półelfkę jak dziecko obserwujące kłócących się rodziców. Byłpod wrażeniem jej umiejętności. Nie wiedział co powiedzieć. Nie mógł się poruszyć. Zareagował dopiero jak Amita kazała mu ładować się na konia. Nieświadomie objął ją w talii, za co dostał kuksańca w żebra.
- Au!
- Gdzie z łapami! Zabieraj w tej chwili!
- Zaraz...
CZYTASZ
Dziewczyna w czarnym płaszczu
FantasyMłoda wojowniczka jest w drodze z Ria-Mogen do Foia-Otaien. Zatrzymuje się na noc w nadmorskiej wsi Scoia-Thiel, gdzie trafia do burmistrza za bójkę w oberży. W trakcie wyjaśnień dowiaduje się, że miasto jest nękane przez trepy. Uznaje to za dziwne...