Wędrowiec podążał za oddziałem. Nie patrzył na nic dookoła, żeby tylko nie stracić ich z oczu. Nagle poczuł pod butem jakiś okrągły przedmiot. Była to perła, którą aresztowana dziewczyna nosiła na szyi. Chłopak szybko podniósł wisiorek i przyspieszył kroku. Strażnicy zatrzymali się przed domem, który bez wątpienia należał do burmistrza.
Budynek nie wyróżniał się za bardzo na tle innych. Dwupiętrowy, drewniany z dachem krytym słomą, miał kształt prostokąta. W centralnej części dłuższej ściany, widniały najprostsze drzwi, wychodzące prosto na Główny Rynek. Dom posiadał okna tylko na górnym piętrze. W jednym z nich widać było płonącą świecę.
Dowódca oddziału wszedł razem z dziewczyną do budynku. Chłopak po cichu wślizgnął się za nimi, gdy reszta żołnierzy udała się na wartę. Gdy przekroczył próg, jego oczom ukazał się jeden pokój. Naprzeciwko drzwi znajdowały się schody prowadzące na górę. Po ich lewej stronie było coś na kształt kuchni, a po prawej stał stół otoczony czterema krzesłami. Na ścianach paliły się świece.
Przemoczony przez ulewę wędrowiec wszedł po schodach na górę najciszej jak umiał. Na piętrze ukazał mu się korytarz. W obydwu ścianach widniały pojedyncze drzwi. Zza jednych z nich dobiegały dwa męskie głosy. Chłopak przytknął ucho do ściany, ale nic nie usłyszał. Najwyraźniej jest zrobiona z grubego drewna, pomyślał. Delikatnie popchnął drzwi. Nie były zamknięte. Otworzył je troszkę szerzej i zajrzał do środka.
Pokój był prawie pusty. Po prawej stronie od wejścia stał kufer na ubrania. Naprzeciwko niego, wzdłuż przeciwległej ściany stało łóżko. Po lewej stronie pod oknem stało biurko. Za nim, tyłem do okna, siedział łysy mężczyzna w czarnym garniturze, który prawdopodobnie był burmistrzem. Naprzeciwko niego stał strażnik. Trzymał za ramię stojącą obok niego aresztowaną dziewczynę.
- Burmistrzu – powiedział strażnik – ta rozbójniczka wszczęła bójkę w oberży i zabiła jedną osobę.
- Nie nazwałbyś mnie drugi raz rozbójniczką, gdyby nie ten sznur, który mi nadgarstki krępuje – warknęła dziewczyna zwracając nagle głowę do strażnika.
-Milcz, zbóju! - szarpnął przybyszkę żołnierz.
- Spokojnie, sierżancie – podjął burmistrz siląc się na spokój – Nie zawracaj mi głowy taką błahą rzeczą. Mam ważniejsze sprawy na głowie niż uciszanie awanturników.
Dałosię słyszeć ciche warknięcie wojowniczki.
- Zabójstwo w publicznym miejscu nie jest błahą sprawą – wycedziłprzez zęby strażnik, nakazując tym milczenie aresztowanej.
- Dobrze, dobrze, przesłucham ją. Możesz odejść, sierżancie. Tylko ją najpierw rozwiąż. Nie tak traktuje się damy.
Obserwujący wszystko zza drzwi młodzieniec błyskawicznie stanął w najciemniejszym kącie korytarza. Chwilę później z pokoju wyszedł strażnik. Miał minę człowieka jednocześnie zdenerwowanego i smutnego. Gdy chłopak usłyszał trzask drzwi na dole, z powrotem podszedł do drzwi.
- Więc, młoda damo – zaczął od niechcenia burmistrz – co się wydarzyło w tej oberży?
- Zależy z czyjego punktu widzenia – rzekła spokojnie przybyszka, obojętnie wgapiając się w swoje nadgarstki i rozcierając je. – I proszę nie nazywać mnie damą.
- Proszę cię, odpowiadaj wprost, bo mam dużo rzeczy na głowie – poprosił mężczyzna. – Wystarczą mi te cholerne trepy...
- Trepy? – zaciekawiła się wojowniczka. – Jakie trepy?
- Trepy? – szepnął za drzwiami zdziwiony młodzieniec.
Dziewczyna spojrzała ukradkiem na szparę w drzwiach. Przytknęła palec do ust i udając, że się drapie, dała znak chłopakowi, że ma być cicho. Dopiero teraz spostrzegł, że ma ona spiczaste uszy. Elfka? Zrozumiał, że dziewczyna go usłyszała i wie, że ich podsłuchuje.
CZYTASZ
Dziewczyna w czarnym płaszczu
FantasyMłoda wojowniczka jest w drodze z Ria-Mogen do Foia-Otaien. Zatrzymuje się na noc w nadmorskiej wsi Scoia-Thiel, gdzie trafia do burmistrza za bójkę w oberży. W trakcie wyjaśnień dowiaduje się, że miasto jest nękane przez trepy. Uznaje to za dziwne...