Po kilku dniach od opuszczenia portu Scoia-Thiel, dwójka wędrowców nareszcie ujrzała cel swojej podróży – Smocze Kły. Góry były bardzo wysokie, a szczyty postrzępione. Z jednej strony była jaskinia, od której wzięła się nazwa miejsca – miała ona kształt smoczej głowy, z której co wieczór wyfruwało stado nietoperzy. Za jednym ze szczytów chowało się słońce.
Foram siedział na swojej klaczy Bandanie, którą odzyskał przy bramie miasta Ria-Mogen. Wiedział, że zwierzę wróci, bo to nie był pierwszy raz jak zniknęła. Tak naprawdę nie zamartwiał się o wierzchowca.Powodem było coś innego.
Amita od czasu opuszczenia oberży była dziwnie obojętna i milcząca. Zachowywała się, jakby w ogóle nie opuścili Scoia-Thiel – na powrót stała się zimna, poważna, spokojna. Uśmiech na jej twarzy pojawił się od tego wydarzenia tylko raz. Starała się unikać jego wzroku.
Forama trawiło poczucie winy. Był bardzo przywiązany do pamiątki po jego matce.Strasznie się denerwował gdy ktoś wypytywał go o to, co się wtedy stało pod lasem, ale nigdy nie atakował kogoś takiego.Starał się odchodzić od takiej osoby, gdy tylko się odwróciła. Amita natomiast była pierwszą osobą, która zobaczyła i dotknęła ozdoby bez jego zgody. Nie wiedział jednak, że tak zareaguje. Przestraszył nie tylko dziewczynę, ale również siebie. Miał zamiar ją przeprosić, ale nie mógł złapać odpowiedniego momentu. Aż do teraz.
Amita jechała stępa dwa metry przed nim. Nie patrzyła ani na ziemię, ani przed siebie. Gapiła się na grzywę Wichra, jej konia. Czarnowłosy półelf podjął decyzję.
Spiął konia i zrównał się z dziewczyną. Wziął głęboki oddech i wypalił:
- Przepraszam.
Półelfka powoli obróciła głowę. Spojrzała na towarzysza z wyrazem zdziwienia. Po chwili jednak na jej twarzy pojawiło się zakłopotanie. Spuściła wzrok.
- To ja powinnam cię przeprosić – mruknęła.
- Niby czemu? -zdziwił się Foram. - To mi puściły hamulce.
- Nie doszłoby do tego, gdybym nie podniosła tej ozdoby.
- No, kurwa, skąd miałaś wiedzieć, że tak się stanie?
Amita nie odpowiedziała.
Milczenie nie trwało długo. Po kilku minutach dziewczyna zatrzymała konia i wpatrzyła się w pobliską grupę drzew.
- Zatrzymamy się?
Nie czekając na odpowiedź, zeskoczyła z konia i poszła w kierunku wiekowych roślin, prowadząc zwierzę za uzdę. Półelf po chwili zrobił to samo.
Drzewa rosły w nienaturalnie równych odstępach. Foram zaczął się denerwować, że gdy tylko się zbliżą, zostaną zaatakowani przez jakieś potwory. Miał zamiar powiedzieć o tym dziewczynie, ale zauważył, że siedząca na kamieniu półelfka, sięgnęła do cholewy buta, w której chowała nóż. Rozglądała się niespokojnie, więc Foram zrozumiał, że też coś podejrzewała.
Przeczucie nigdy nie myli. Najpierw usłyszeli szelest liści, potem coś zeskoczyło na ziemię.
- Foram, chodź tu... - powiedziała Amita tak cicho, że Foram ledwo ją dosłyszał. Ustawił się plecami do niej, żeby nikt ich nie zaszedł od tyłu.
Kolejne coś wylądowało na ziemi. Półelfka powoli podniosła się z kamienia.Wyjęła już nóż z cholewy i obróciła go w dłoni. Czarnowłosy zdjął łuk z ramienia i nałożył strzałę na cięciwę.
Usłyszeli kolejne tupnięcie. Dziewczyna znowu obróciła nóż. Foram mocno i nagle napiął cięciwę. Oboje się rozglądali niespokojnie. Cokolwiek ich otaczało, było tego dużo.
Następne tupnięcie.Foram czuł, że serce zaraz wyskoczy mu z piersi, ale nie chciał narobić sobie wstydu przed towarzyszką, dlatego stał prosto.Ukradkiem spojrzał na dziewczynę. Nawet jeśli się bała, nie było tego po niej widać. Oddech miała spokojny, nie trzęsła się, pewnie stała na nogach. Amita imponowała towarzyszowi, jednak on nie potrafił jej tego powiedzieć.
Nagle, centralnie nad nimi, rozległ się szelest liści. Oboje w tym samym momencie zadarli głowy. To był błąd, bo chwilę potem zeskoczyło na nich zwierzę. Zaczęli się szarpać, bo starali się strząsnąć stwora z głów. Kiedy im się to udało, zobaczyli, że zostali otoczeni przez parę potworów, podobnych do małp.
- Powinnam się domyślić – westchnęła Amita, wsuwając nóż do cholewy buta. - Pierdolone moragutany...
Foram chwilę stał z zamkniętymi oczami, ciężko oddychając. Te wredne małpy niebyły niebezpiecznie, ale potrafiły nastraszyć. Półelf opuścił łuk i usiadł na kamieniu. Położył dłoń na piersi, bo miał wrażenie, że serce mu zaraz wybuchnie.
- Wszystko dobrze? -zapytała dziewczyna. Usiadła obok niego.
- Tak... – powiedział, czując, że jego tętno maleje. - Po prostu się wystraszyłem...
- Nie ty jeden, Foramie.
Czarnowłosy dopiero teraz zorientował się, że Amita pierwszy raz, od dawna, wypowiedziała jego imię. Obudziło się w nim coś, czego nie potrafił zidentyfikować. Nie wiedział, skąd znał to uczucie. Dopiero po chwili przypomniał sobie, że nawiedziło go coś podobnego, gdy jechał razem z Amitą na jednym koniu, po tym jak uciekli z jaskini rębaczy. Dosłownie sekundę później w jego głowie narodziło się pragnienie objęcia dziewczyny. Pierwszy raz miał gdzieś, co o nim pomyśli. Pierwszy raz nie bał się tego zrobić.
Do realnego świata przywrócił go dotyk. Dopiero teraz zdał sobie sprawę z tego, że odpłynął na dłuższą chwilę. Moragutany zniknęły, jego serce nie waliło już młotem. Spojrzał na towarzyszkę. Patrzyła się na swoją dłoń, którą trzymała na jego kolanie. Uznał, że jeśli to nie jest odpowiedni moment to nigdy nie będzie. Objął Amitę.
Był już gotowy na ewentualny cios. Już wyobrażał sobie jak dostaje pięścią w głowę lub kolanem w krocze. Jednak nie spodziewał się tego, co się stało chwilę potem.
Amita odwzajemniła uścisk i schowała twarz w zagłębieniu jego szyi.
Foram przez chwilę był lekko zdziwiony, ale po chwili zakłopotanie ustąpiło swego rodzaju radości. Półelf chciał, żeby ta chwila trwała wieczność. Czuł jej oddech na swojej skórze. Mógłby przysiąc,że czuł bicie jej serca.
Dziewczyna wyswobodziła się z jego objęć.
- Na pewno wszystko dobrze?
- Teraz już tak – uśmiechnął się i na powrót przycisnął ją do piersi.
CZYTASZ
Dziewczyna w czarnym płaszczu
FantasyMłoda wojowniczka jest w drodze z Ria-Mogen do Foia-Otaien. Zatrzymuje się na noc w nadmorskiej wsi Scoia-Thiel, gdzie trafia do burmistrza za bójkę w oberży. W trakcie wyjaśnień dowiaduje się, że miasto jest nękane przez trepy. Uznaje to za dziwne...