Nieznajomy

1.6K 82 34
                                    

Bardziej takie irondad niż starker, ale też tu wrzucam <3

Peter szedł szybkim krokiem przez ciemny park. Chciał jak najszybciej dostać się do domu.

Nie mógł już dłużej znieść tego wszystkiego. Z trudem powstrzymywał płacz kiedy uderzył się o coś. Syknął cicho i potarł bolące miejsce na głowie. Spojrzał w górę a jego oczy zaszkliły się jeszcze bardziej.

- Najmocniej przepraszam, nie zauważyłem pana, już idę.

Mężczyzna z początku nieco zdenerwowany, widząc stan w jakim jest chłopak rozluźnił się.

- Nic się nie stało młody, spokojnie czekaj.

Nastolatek odwrócił się i spojrzał na niego. Kaptur zasłaniał połowę jego twarzy, nie było widać oczu jednak sam zarost wydawał się Peterowi znajomy.

- Usiądźmy...

Chłopak tylko kiwnął głową i zajął miejsce na ławce obok nieznajomego.

- Co się dzieje?

- Nie powinienem się panu zwierzać, nawet pana nie znam...

- Racja, ale uwierz mi, że wiem co czujesz. Sam mam już dosyć...

Peter spojrzał na niego i leciutko uniósł kąciki ust.

- Tak?

- Tak, jeśli nie chcesz mówić możemy posiedzieć w ciszy, ważne żebyś się uspokoił.

- Dobrze, dziękuję.

Nastąpiła chwila milczenia.

- Jak się nazywasz?

- Um, jestem Peter a pan?

- ... Nie mogę ci powiedzieć.

- Dlaczego?

- Nie ufam ludziom.

- Więc czemu ja mam zaufać tobie?

Mężczyzna westchnął.

- Dobrze, ale pod warunkiem, że NIKOMU nie powiesz, że tu byłem. Mam dosyć reporterów, chcę spokoju.

Nieznajomy zdjął kaptur z głowy.

Peter wytrzeszczył oczy.

- T-tony Stark?!

- Ciszej! Tak, to ja...

- Ja... Nie mogę w to uwierzyć! Jest pan dla mnie wzorem, jest pan najlepszy!

Stark uśmiechnął się do nastolatka.

- Już, już, starczy tego słodzenia. Chcesz się przejść Peter?

- Jasne, że tak!

Przez następne 20 minut szli zieloną alejką parku. Peter był aż nadto podekscytowany, ale czemu się dziwić. Nie często spotyka się idoli na ulicy.

- Właściwie, to po co pan zaczął rozmowę ze mną? - chłopak był nieco zdezorientowany, przecież niczym się nie wyróżniał

- Widziałem w twoich oczach, że porzebujesz pomocy.

W sumie to była racja. Parker był w okropnym stanie psychicznym. Gdyby nie May, prawdopodobnie już dawno skończyłby ten cyrk.

- Ehh... mam dosyć. Pół życia jestem sam, w szkole poniżany, obrażany, nie mam znajomych, żadnych. Wychowuje mnie ciocia, rodzice nie żyją...

Tony spojrzał na niego z wymalowanym na twarzy współczuciem.

- Przykro mi... naprawdę. Uwierz mi, wiem co to samotność... Nikogo prawdziwego obok mnie nie ma, każdy liczy, że coś dostanie.

- To jest okropne... Życie jest do bani. - stwierdził chłopak zatrzymując się przy latarni.

Jej delikatne światło uwidaczniało najbliższe otoczenie.

- Wydajesz się być w porządku młody. - powiedział Tony, a widząc niemałe zaskoczenie na twarzy Petera poklepał jego ramię z lekkim uśmiechem.

- Um, dziękuję panie Stark. - powiedział to jakby niepewny czy może wymawiać jego nazwisko w tym miejscu.

- Wiesz co? Czasem naprawdę nie chce się żyć i masz ochotę skończyć to wszystko. Nie ma ludzi, którzy cię zrozumieją i przynajmniej posłuchają co masz do powiedzenia, a jeśli słuchają to potem wykorzystują to przeciwko tobie. Dlatego praktycznie nikomu nic o sobie nie mówię. Nawet nie wiem czy dobrym pomysłem było mówienie tego tobie, ale widzę, że naprawdę kogoś potrzebujesz.

- Tak, ma pan rację.

Tony zrobił kilka kroków w stronę ciemnej części parku, ale zatrzymał się na granicy światła rzucanego przez latarnię.

- Widzisz... jest cienka granica między szczęściem a tragedią. Tak samo jak między światłem a ciemnością. Wystarczy jeden niewłaściwy ruch i możesz wpaść w głęboki dołek w pobliżu, którego nikogo nie ma i albo sam się wygrzebiesz, albo zostaniesz tam do końca.

Peter podszedł do miliardera i popatrzył przed siebie w głąb parku.

- A co jeśli trzymasz się na granicy przepaści? - zapytał się niby sam siebie

- Wtedy masz trzy opcje. Będziesz krzyczeć z nadzieją, że ktoś cię usłyszy i ci pomoże, własnymi siłami dasz radę wyjść, albo poddasz się i spadniesz skazując się na albo szybką śmierć, albo nie zginiesz i będziesz umierał powoli, boleśnie bez szans na ratunek.

Chłopak westchnął ciężko i oparł głowę o ramię Starka. Ten nieco zaskoczony nie odsunął się tylko objął jego ramię, a drugą dłonią pogłaskał jego włosy.

- Która opcja jest najbardziej opłacalna?

- To już zależy tylko od ciebie, ale skoro trzymasz się na skraju przepaści, a obok przechodzę ja, to czemy miałbym ci nie podać dłoni?

Mężczyzna spojrzał na dziewiętnastolatka opartego delikatnie o jego rękę.

- Nie wiem czy się panu opłaca...

- Dla spokoju i dla faktu, że już nie będę sam. Warto. Swoją drogą jesteś inny. Inny niż wszyscy. Powiem ci jak wyglądały moje wszystkie spotkania z nieznajomymi. - Stark wrócił pamięcią do kilku niezapowiedzianych wizyt

Panie Stark, mam chorą córkę, potrzebuję pieniędzy na operację, ona umrze jeśli za miesiąc nie trafi na stół!

Tony! Słuchaj muszę zapłacić jednej osobie, a nie mam z czego, pomógłbyś koledze w potrzebie?

Niech mi pan pomoże, mam problemy finansowe, nie mam z czego spłacić czynszu. Błagam, niech pan pożyczy trochę pieniędzy.

- Wszystkie te sytuacje, o których ci powiedziałem mają związek z pieniędzmi i moim majątkiem. Ty jako jedyny nie pytasz mnie o pomoc finansową. Ty potrzebujesz zrozumienia i miłości, troski, tak samo jak ja, dlatego tak dobrze mi się z tobą rozmawia.

Chłopak spojrzał na mężczyznę i posłał mu krzepiący uśmiech. W końcu znalazł kogoś kto może z nim po prostu porozmawiać.

- Dziękuję panie Stark. Naprawdę dziękuję.

- Zapisz sobie mój prywatny numer telefonu. Jeśli coś będzie nie tak możesz dzwonić i pisać o każdej porze. - Stark podał nastolatkowi wizytówkę.

Peter schował ją do kieszeni i ponownie wtulił się w miliardera czując w końcu ukojenie i szczęście przynajmniej na tę krótką chwilę.

Starker One shotsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz