« ғɪᴠᴇ »

458 49 19
                                    


Yeosang Priv:

Cały poobijany przez grupę nieznanych mu łobuzów postanowiłem nie wracać dziś do domu. Nie chciałem by moja matka pomyślała że mam kłopoty, nie chciałem ją martwić. Idąc ciemna ścieżką usłyszałem powolne kroki za mną, pierwsza moja myślą byli kolejne łobuzy, albo i nawet zboczeniec. Przyspieszyłem powoli kroki, i gdy lekko się odwróciłem by spojrzeć kątem oka kto to jest. Dobiłem do wysokiego, dobrze zbudowanego faceta, przez co upadłem na ziemię.

— Dzieciaku nie wiesz że się używa tych twoich poobijanych oczu? Może masz jakiś problem?! —  Facet był wyraźnie pijany co jeszcze bardziej mnie przeraziło. — Kurwa coś się mówi!

— P-Prze...Przepr...— Jąkałem się jak jakaś niemowa.

— Nie słyszę ciebie jebany skurwielu! — Mężczyzna chwycił mnie za koszulkę zmuszając mnie do wstania. — Powtórz!

Gdy już miałem rozpłakać się jak dzieciak, rękę pijanego faceta chwycił zamaskowany mężczyzna, który wydawał się bardzo zdeterminowany.

— Jeżeli go teraz nie puścisz obiecuję że twoja twarz będzie jeszcze bardziej roztrzaskana niż świąteczna bombka.

Facet tylko zaśmiał się, co było błędem.
Od razu zamaskowany bohater ścisnął mocniej jego rękę. Przez co facet zwinął się z bólu.

— Kurwa! Ty kabany skurwielu! Złamałeś mi rękę!!!

— Ostrzegałem cię... Zamierzasz coś jeszcze zrobić? Mogę poprawić — dodał ozięble, widząc jak facet rezygnuje i odbiega, automatycznie skupił wzrok na chłopaka, który siedział w dalszym ciągu, był wręcz przerażony. — Wszystko w porządku? — Spytał, ale widząc twarz chłopaka pomógł mi wstać i spojrzał w moje oczy.

— Dziękuję za obronę, ale muszę iść... — Nogi miałem całe jak z waty.

— Chwila! - zatrzymał mnie — Nie wyglądasz jakby wszystko było w porządku!

— Nic mi nie jest, proszę mi wybaczyć ale muszę iść do domu — odeszłam od niego pospiesznym krokiem.

Seonghwa Prov:

Widząc twarz chłopaka od razu poczułem wielką chęć spróbowania tej krwi, która pachniała inaczej niż inna, pachniała niczym lilia wodna. Spojrzałem mu w oczy, były przepełnione łzami jak i strachem, a rany na jego ciele pokazywały brutalność napastnika.
Gdy tylko chłopak otrząsnął się i chciał już wrócić do domu zatrzymałem go ponownie.

— Zaczekaj! — Podszedłem do niego — Martwię się o ciebie, będę spokojniejszy jak chociaż opatrzę ci rany ... To nie wygląda na zwykle potknięcie, widzę że zostałeś pobity... —przekonywałem go.

— Nie chcę się narzucać... Naprawdę nic mi nie jest — spuścił głowę i spojrzał oczami pełne łez na ziemię.

— Wiem że nie powinienem, ale proszę chodź ze mną... Założę ci opatrunek, a jeżeli nie chcesz pójdziemy do szpitala.

— Tylko nie do szpitala! Pójdę z tobą...

Chłopak był już bez żadnych sił. Ledwo stawiał kolejne kroki. Idąc w stronę hotelu, chłopak upadł na ziemię z wykończenia. Od razu chwyciłem go na ramiona. Będąc już pod budynkiem chłopak na chwilę się obudził.

— Co się stało?

— Śpij spokojnie, zaraz będziemy na miejscu...

Wchodząc do hotelu ekspedientka uśmiechnęła się na widok śpiącego chłopaka pomogła nacisnąć przycisk windy.

ᴅᴇᴇᴘᴇʀ ʙʟɪss | sᴇᴏɴɢsᴀɴɢ ᴛᴏᴍ ɪ (✓)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz