XIII.

381 34 715
                                    

Wbrew dotychczasowych wydarzeń w życiu Camerona, tamtego wieczora Corridor nie miało zbyt dużego ruchu. Blondynowi w ogóle to nie przeszkadzało. Cieszył się, że w końcu mógł choć trochę odpocząć od ciągłego tłoku, który za każdym razem witał go, gdy przychodził do pracy. Bar stał się na tyle popularny i oblegany, że chłopak dostał nawet podwyżkę, co odrobinę osłodziło mu nowy natłok obowiązków.

Kilku klientów lokalu siedziało w różnych jego kątach, sącząc powoli swoje silne napoje i oddając się spokojnym rozmowom między sobą. Cameron polerował szklanki białą szmatką, by jakoś zabić niesamowicie powoli biegnący czas.

Co jakiś czas spoglądał na zegar ścienny, gdyż z niecierpliwością oczekiwał przybycia swojego gościa. Była już godzina dziewiętnasta, więc do zakończenia jego zmiany zostały dwie godziny.
Godziny pracy zmieniły mu się w ciągu ostatnich kilku dni z powodu zatrudnienia trzeciego barmana, Raymonda, który był młodym, osiemnastoletnim bratankiem właściciela baru. Ściągało to nieco stresu i obowiązków z Lewisa i Camerona, jednocześnie wciąż zapewniając im dosyć dobry zarobek z podwyżki i częstych napiwków.

Drzwi baru otworzyły się z impetem, a przechodzący przez nie ciemnowłosy chłopak już od momentu wejścia do lokalu mamrotał pod nosem przeróżne przekleństwa przez które obróciłaby się niejedna głowa, gdyby wypowiedziane były na głos. Cameron spojrzał z zaskoczeniem na gościa, lecz prędko parsknął śmiechem i pokręcił głową z bezsilności.

Oto on – metr siedemdziesiąt prawdziwej, niecenzuralnej furii. Bruno Roth.

– Dobry wieczór. Widzę, że pan jak zawsze w humorze – Cameron nie mógł powstrzymać się od uszczypliwego komentarza jako sposobu rozpoczęcia rozmowy. Brunet usiadł na wysokim stołku barowym przy ladzie, niedbale rzucając swoją torbę na ziemię. Można słyszeć było jakiś trzask i nieprzyjemne chrupnięcie dobiegające ze środka, ale chłopak machnął na to ręką i schował twarz w dłonie. Westchnął głęboko ze zmęczenia i przetarł oczy, po czym nimi zawrócił. Jego nogi wisiały zabawnie ze stołka barowego, który nie był przystosowany dla ludzi o jego wzroście. Machał nimi niczym rozbawione dziecko, choć sam brunet był prawdziwym okazem wściekłości i jednoczesnego zmarnowania.

– Masz coś mocnego? – Bruno zignorował wcześniejszy komentarz Camerona i przejechał wzrokiem po podświetlonym barku pełnym przeróżnych alkoholi. Cam odwrócił się i zrobił to samo, zastanawiając się przez chwilę.

– Jak chcesz coś mocnego, to nie w naszym barze. Nie sprzedajemy mefedronu – blondyn zaśmiał się cicho, na co Bruno tylko mruknął coś pod nosem.

– Widzisz, może w tym leży cały wasz problem? Zamykacie się na całą potencjalną klientelę – brunet odparł, nie odrywając wzroku od ściany trunków. Cam parsknął śmiechem i westchnął, podchodząc do barku i chwytając za jedną z butelek. Postawił ją przed Brunem, który z ciekawością zaczął ją badać i czytać wszelakie informacje z etykiety.

– Jeden z najmocniejszych, które mamy. Polecam z całego serca – Cameron uśmiechnął się teatralnie, jak do niemal każdego klienta, który pyta go o opinię na temat dostępnych napojów. Bruno spojrzał na niego z obrzydzeniem.

Everclear? Spirytus? Serio? – obrócił butelkę i wskazał palcem na napis na etykiecie. – To ma jebane 95%. Ty byś tego swojemu największemu, kurwa, wrogowi nie polecił.

– Przesadzasz. Pan Dwight przychodzi co sobotę i Everclear bardzo mu smakuje. Nie może być takie złe, skoro jeszcze przychodzi o własnych siłach.

– Któregoś razu nie przyjdzie i będziesz miał człowieka na sumieniu, bo przez to coś to by się, kurwa, sam Jezus Chrystus przekręcił – odparł brunet i odsunął butelkę od siebie, spoglądając na nią ostatni raz z obrzydzeniem i przerażeniem. – Jak chciałeś mnie zabić, to mogłeś to przekazać wprost, wiesz?

dalliance • bxbOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz