Nie wiem czy zastanawialiście się kiedyś, że nawet ludzie, którzy zdecydowali się na bycie analitykami, strategami i kim tam jeszcze od prognozowania - nie są w stanie w swoim życiu przewidzieć zbyt wiele (nie tylko koronawirusa, który przewrócił do góry nogami plany tak wielu osób). Np. nie zaplanujemy kogo poznamy w życiu, prywatnie czy zawodowo.
Ci poznani prywatnie okazują się wrogami - albo wsparciem, pomagają nam się w czymś rozwijać czy poznać nowe horyzonty, a nawet uwierzyć w siebie, inni zabierają nam resztki energii i trudno się od tego uwolnić, gdy mamy ich na co dzień - w szkole (dobrze, że jest zdalna) czy w pracy, w dorosłym życiu. A może nawet w rodzinie, wśród domowników (najgorzej).
Życiowa rewolucja
Większość ludzi spotka swojego partnera (poza Indiami, gdzie wszystko jest ustawiane) jak najbardziej przypadkowo. I ten losowy przypadek zmieni totalnie ich życie. Przecież to dla drugiej połowy ludzie tworzą wspólne biznesy, przeprowadzają się na koniec świata, decydują na inny model życia niż dotychczasowy, o którym sami by nie pomyśleli dla siebie. Nagle interesują się tym, co robi druga połowa i sami się w tym zaczynają specjalizować.
Np. moja matka została lekarzem, bo w liceum miała faceta, który pasjami chciał iść na medycynę i po prostu poszła z nim. Takie wybory w wieku kilkunastu lat XD, ale oczywiście chciała być lekarzem w kolejnych latach i jest w tym dobra, ale ten pierwszy impuls, myślenie w kategoriach "a może..." zakiełkowało właśnie dzięki kumplowi z klasy... Pewnie często tak jest.
Niektóre młode dziewczyny nie znają innego życia niż rodzinne, bo to wyniosły z domu, matka, ciotki siedziały w domu, gotowały, sprzątały i zajmowały się dziećmi, więc przez wiele lat myślą, że to dobry model życia, że tak ma być. I nagle poznaje się kogoś o zupełnie innej percepcji, ze swoimi pasjami, kipiącego pomysłami na życie - i może okazać się, że to jest mega kuszące. Że to właśnie coś, dla czego warto spróbować czegoś innego w życiu, podjąć wyzwanie.Kto wzmacnia a kto podcina skrzydła
Ci wszyscy ludzie na naszej drodze, rodzice, którzy umniejszają wiele dzieciaków, rodzeństwo, które wyśmiewa i deprecjonuje, kumple z pracy, którzy nowemu w teamie podkładają świnię - aż go totalnie zdemotywują i obrzydzą taką pracę czy ciotki lub wujkowie i kumple, którzy zarażają jakąś pasją czy pomysłem do zrealizowania - oni wszyscy mogą zmienić nasze życie nieodwracalnie. Tego nie da się zaplanować. Za nic.Ale los lubi ludzi przygotowanych.
Każdy ma swój Sopot?
To tak jak starsi ludzie, którzy przez 80 lat życia byli dwa razy za granicą np. w Rzymie na pielgrzymce XD i zagranicę postrzegają tylko przez pryzmat tego Rzymu, wiernych i chyba kościołów. Jakby cala reszta miast, kultury, ogromu przyrody nie istniała. Jak moja ciotka, która całe życie jeździ do Sopotu i nawet nie ma wyobrażenia, jak wygląda otwarte morze (a nie Zatoka Pucka) i inne plaże i miejscowości.Mam jeszcze -naście lat, więc mogę sobie snuć rozmyślania, co by było gdyby... Nie wiem kogo poznam, kto i jaki na mnie wywrze wpływ. Nieco mnie to stresuje, że mogę sobie zrobić rewolucję nie raz w życiu przez kolejnych ludzi, ale w zasadzie się tego nie boję, bardziej jestem ciekawa. Nawet jak coś okazałoby się stratą czasu (jak u mojego wujka, który zaczął co 2 lata 5 różnych kierunków studiów i nie wiem, czy w końcu jakiekolwiek skończył XD) to zawsze to są doświadczenia, okazja do poznania siebie i dowiedzenia się chociażby, czego na pewno nie chce się w życiu robić, w co więcej wchodzić. Bo w tym wieku tego nie wiem. I może do 30tki nie będę wiedzieć.
Głupie jest to, że człowiek od mniej więcej 12-13 roku życia żyje w świecie wyobrażeń, jak to jest być tym czy owym, nie mieć rodziny, jeździć po świecie, mieszkać w lesie itp. Ale w tym wieku to całkiem bez sensu myślenie, bo ma się nijak do prawdziwego życia. Wyobrażenia o różnych zawodach, które potem wykonuje się latami do emerytury też mają się nijak do realiów, chyba, że wykonują je nasi domownicy i na co dzień jesteśmy karmieni opowieściami, jak to było w pracy... jakaś wizja zawsze jest, nawet jak to jedyna taka toksyczna firma w branży XD.
Moim największym zaskoczeniem ostatnich lat (okresu 13-15,5 lat) była i jest druga żona mojego ojca. totalnie obca kobieta, do której podeszłam z nieufnością, bo obca, nieprzewidywalna, licho wie co myśli, jak jest nastawiona i jakie ma intencje. A okazało się (dość szybko), że mam z nią znacznie więcej wspólnych tematów niż z moją matką - i wcale nie dlatego, że jest od niej o ponad 8 lat młodsza XD - bo mamy wspólne pasje (sama dowiedziałam się bardzo dużo o sobie dzięki niej, odkryłam nowe pasje, lubię z nią spędzać czas, bo zawsze jest to inspirujące, zna świat, interesuje się wieloma rzeczami, jest w wielu obszarach fachowcem i dzięki temu można prowadzić z nią wiele ciekawych rozmów przez długie godziny i wielu rzeczy się dowiedzieć, co jest naprawdę inspirujące).
Dzięki niej mam dużą frajdę z ruszania się (pływanie, rolki i co tylko), zaczęłam bardzo lubić chodzenie po górach, tę zmienność krajobrazów, to zmęczenie na szlaku, to czyste powietrze górskie i takie totalne otoczenie naturą, gdzie nie słychać ludzi tylko potok i ptaki. Nawet zaczęłam to uwielbiać. To ona zainteresowała mnie azjatyckimi kulturami, wulkanami, zjawiskami przyrodniczymi, nawet potem kupiłam przez internet wiele książek na ten temat i z wypiekami przeczytałam od razu. Takich relacji się nie zaplanuje. Mogę powiedzieć, że druga żona mojego ojca (Anka) jest moją dobrą przyjaciółką, w obecności której czuję się bardziej dojrzale, gdzie nikt mi nie mówi jak mam myśleć i co mam robić, jak moja matka, która zawsze będzie mi się kojarzyć z obowiązkami i nakazami - zrób to i tamto - i tak w kółko. Zawsze matka będzie tym kimś, kto ode mnie coś chce i czegoś wymaga, a Anna - wsparciem, która nie ma swoich dzieci i ma dla mnie czas, uważność, zaciekawienie, jak myślę i co mnie fascynuje w moim wieku. Nie pamiętam, kiedy usiadłam z matką i przegadałam (o czymś innym niż lekcjach) więcej niż godzinę. Z Anną 6 godzin np. w aucie czy w wolny wieczór weekendowy to standard. Też Wam tego życzę, zaufania do innych, odwzajemnionego, nowych znajomości, które wiele wnoszą i rozwijają, ludzi, którzy bardziej w nas wierzą niż my sami!
To bardzo ważne. Ale to wymaga chęci, wyjścia z domu, uważności, słuchania, ciekawości innych...Tego wszystkiego nie da się zaplanować, a napisałam to wszystko po to, by sobie przypomnieć - i innych przekonać - że warto być otwartym na innych, nawet jak zbyt wiele się po nich nie spodziewamy. i szczególnie w czasach koronawirusa jest to trudne. Bo zostaje telefon i internet.
I to otwarcie na realnych namacalnych ludzi, nawet takich rzadko widywanych, kuzynów, ciotki i innych... a nie tylko jakiś całkiem obcych w internecie. Zawsze warto się dobrze rozejrzeć i pomyśleć, z którymi ludźmi jest nam najbardziej po drodze. I którzy rozumieją nas bardziej.
CZYTASZ
Mój drugi zajob - psychologia
Non-FictionLudzie, ludki i ludziska - bycie uważnym na innych, bo wtedy można poznać i zrozumieć. I lepiej wiedzieć, z kim się ma do czynienia. Mówią, że znam się na ludziach - też tak czuję. Może dlatego, że ludzie mnie interesują. A może psychologię mam w ge...