Media, opinia publiczna i utarte przekonania o tym, jak trzeba funkcjonować w społeczeństwie i co jest fajne np. w moim wieku, a co nie, bywają niezwykle frustrujące, np. w kontekście spędzania wakacji.
Przecież nie każdy nastolatek pod hasłem "dobrze się bawić latem" rozumie to samo. jedną potrzebują adrenaliny na wyjeździe (albo to po prostu popisywanie się), inni koncertów plenerowych, wszystkich jakie są/ w jakich biorą udział znajomi, jeszcze inni siedzenia bez celu na schodkach nad Wisłą i smęcenia (bo co tam można robić przez kilka godzin wieczoru?!?).Gdy zamiast bezproduktywnego nudzenia się w towarzystwie ogromu komarów mając lat kilkanaście wybieram wieczór z książką czy Planete+ to jestem introwertycznym odludkiem? Gdy idąc przez Szklarską Porębę, przechodząc na trasie przy scenie, gdzie jest próba przed wieczornym koncertem, mam skręt jelit i gardła, bo głośniki są na full, a basy podkręcone jak się da - i te potworne dźwięki w mega skali odczuwam fizjologicznie w gardle i żołądku, aż do bólu - to nie jest to normalne, bo każdy młody człowiek uwielbia w wolnym czasie making noise?!?
A gdy mam awersję do zatłoczonych obrzydliwie polskich plaż, których unikam jak ognia, na czele z chamstwem urlopowiczów (co 15 m muza z głośnika i kabotyńskie dźwięki niczym z przeglądu disco polo w Polsacie + mamuśki wrzeszczące w niebogłosy na swoje rozbiegane dzieci + dzieci przekrzykujące mamuśki - bo one wrzeszczą i piszczą zawsze, jakby je przygniótł dźwig... a do tego bez przerwy coś chcą (jeść - pić - siusiu - za ciepło - komaryyy) to zostaje tylko się stamtąd katapultować - choć wiele osób uparcie nazywa takie plażowanie "wypoczynkiem"... podobnie jak kolejkę do Morskiego Oka (15 tys. osób dziennie), gdzie ani z tego przyjemności, zero obcowania z przyrodą, nie usłyszy nikt ptaków, strumienia, niczego, po co (chyba?) przyjeżdża się na "łono natury"...I to nie tylko irytuje i przeszkadza emerytom, mnie zdecydowanie też, chociaż do wieku emerytalnego mam jeszcze hoho i dalej...
Czy zatem cos jest nie tak z nastoletnim człowiekiem, gdy nie lubi tłumów, hałasu, gdy każdy koncert przyprawia o boleści i nawet film w kinie wbija w podłogę i tępi słuch? Mam nadzieję, że nie... Chociaż opinie obiegowe są różne. Potrzebujemy wtłaczania w kalki, ten jest domatorem, ten odludkiem. Tymczasem ja nie jestem ani jednym ani drugim, tyle, że co za dużo to.. wiadomo. I zdecydowanie wtedy kiedy chcę, a nie kiedy tłum chce się bawić i "wypada" się podłączyć... Ta potrzeba nieodstawania, jakże silna wśród ludzi w moim wieku, bywa dominująca. Wbrew sobie, wbrew własnej fizjologii, niszcząc asertywność, emocjonalność, swoje ja.
Potrzeba pobycia samej ze sobą nie jest dziwactwem, powiedziałabym, że to "higieniczne", szczególnie po kontaktach z gadułami, obciążającymi głowę swoimi problemami, historiami, przygodami. Nie zawsze łatwo je z siebie spuścić, tak na dobre. I zostać w głowie tylko ze swoim światem i ze swoimi sprawami.
Nie mam się za osobę nadwrażliwą - a na pewno nie neurotyczną, nie daję się łatwo zranić, mam dystans do wielu rzeczy itd., ale nadwrażliwców wokół jest naprawdę dużo i w świecie pełnym autopromocji, przebijania się kto lepszy, kto więcej, kto modniej - jest im mega trudno. Sami siebie wtłaczają w mysią dziurę. I nie zawsze umieją sami z niej potem wyjść...
Widziałam w księgarni poradniki dla takich, ale trudno uwierzyć, że to może człowieka całkiem zmienić - właściwie po co. Co innego jak to dziecko, które wszystkiego się boi, nie tylko wystąpień publicznych w przedszkolu, rodzice popychają, by było jak inne dzieci, wbrew niemu, ale potem każdy jest sobą - i dlaczego ma dać się sformatować do jakiegoś ogólnie przyjętego schematu. Różni ludzie są potrzebni w przyrodzie.. pewnie w różnych pracach też.
CZYTASZ
Mój drugi zajob - psychologia
SaggisticaLudzie, ludki i ludziska - bycie uważnym na innych, bo wtedy można poznać i zrozumieć. I lepiej wiedzieć, z kim się ma do czynienia. Mówią, że znam się na ludziach - też tak czuję. Może dlatego, że ludzie mnie interesują. A może psychologię mam w ge...