Niewolnik obowiązków - czyli co musisz w sobotę

59 3 2
                                    

Po ludziach z rodziny i znajomych widzę swego rodzaju jarzmo soboty. To taki niby fajny dzień - bo przecież weekend, ale już w piątek, idąc spać, wie się, że jak się wstanie to właśnie będzie ten dzień, gdy MUSISZ i gdy TRZEBA i gdy - jak co tydzień - lista jest długa.
Wielkie porządki (u mnie to na szczęście mój pokój, którego nie trzeba odgruzowywać, pomoc w kuchni czy sprzątaniu łazienki i doprowadzenie do stanu używalności rolek czy roweru, bo przecież to ja je uświniłam, nikt inny), udział w wielkich cotygodniowych rodzinnych zakupach (które na szczęście coraz częściej robimy w czwartek) czy gotowaniu (co akurat lubię, bo mam wtedy wpływ na to, co jem i i jest to to, co lubię bardziej).

Ale w pewnym momencie doszłam do wniosku, że ta świadomość tego, co MUSZĘ robić co sobotę odbiera mi całą przyjemność z wyczekanego weekendu. Widzę, że mojej matce też (ale chyba nie miała nigdy refleksji na ten temat i tak funkcjonuje z automatu przez większość życia, przecież ZAWSZE pół soboty marnowało się na porządki, nawet nie było myśli między uszami, że to DA SIĘ zmienić.

Nazywam to "byciem niewolnikiem sobotnich obowiązków". Dlatego jak chcę mieć przyjemność z weekendu to odfajkuję kilka prostych szybkich spraw z ojczymem, takich "must do" jak wypad na myjnię samochodową ręczną itp. (by nie być całkiem bezużyteczna w domu, bo to jednak rzuca się w oczy i chyba razi matkę xD), ale wszystkie wielkie prania i sprzątania rozchodzą się na cały tydzień na szereg małych czynności, które robi się z automatu, więc nie absorbują potem na pół dnia. 
I mogę w sobotę usiąść w leżaku na balkonie z koktajlem z truskawek, który sobie zrobiłam czy michą sałatki i poczytać coś fascynującego. Albo wyjść na kilka godzin czy pojechać z żoną ojca do lasu i cieszyć się, że to wolny dzień. Taki dla mnie. Bez tego jarzma obowiązków, które wykonuje się niechętnie. Których przecież nikt nie lubi, a sami je sobie narzucamy i kumulujemy tak, by zapaskudzić sobie sobotę.

W wieku 16 lat (prawie, bo urodziny mam w połowie grudnia) doszłam do tego, że bardzo ważne jest DBANIE o SWOJĄ ENERGIĘ

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

W wieku 16 lat (prawie, bo urodziny mam w połowie grudnia) doszłam do tego, że bardzo ważne jest DBANIE o SWOJĄ ENERGIĘ. Że są czynności, wybory, wpływające na życie, które tej energii pozbawiają...

 Że są czynności, wybory, wpływające na życie, które tej energii pozbawiają

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

...tak jak toksyczni ludzie, myślenie np. o braku kasy, zamartwianie się na zapas, analizowanie problemów w kółko i w kółko, brak asertywności itd.). Zauważyłam, że dużo energii zabiera też chaos - w głowie (nie wie się, co się chce, jakie ma cele, tylko - jak mawiała moja babcia "goni w piętkę", zatraca w bieżączce) i właśnie taki związany z brakiem porządku, gdy nie sposób się na niczym skupić, bo jest bajzel wokół, dlatego te porządki (byle nie sobotnie) są jednak konieczne.

Czy zastanawiacie się, co zabiera Wam energię i jak to możecie zmienić? I zmieniacie? Odważyliście się? Czy to rodzice za Was decydują?
Jeśli kogoś do tego zainspirowałam - to mega warto było to napisać! A ja - hyc do lasu! xD

Mój drugi zajob - psychologiaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz