Rozdział 2 - Przebudzenie

8 4 0
                                    

5 stycznia, 1565 rok

Wczesnym rankiem, pianie koguta zbudziło ze snu Edwarda, który późno w nocy wrócił do domu, upewniając się przy tym, że każdy śpi. Nie miał zamiaru patrzeć im w oczy po słowach, które padły z jego ust, a już na pewno nie miał zamiaru konfrontować się z ojcem po minionej kolacji. Zastanawiał się nawet przez chwilę, czy nie byłoby dobrym pomysłem przeprosić, jednak po chwili namysłu odrzucił ten pomysł. Z jego perspektywy to nie on zawinił.

Wyglądając przez okno, ujrzał swojego ojca pracującego ciężko w polu. Wydawał się być trochę niespokojny, nerwowo co jakiś czas rozglądał się. Z zamyślenia wyrwał go donośny głos starszego brata, przypominający mu o rzeczywistości. Zgodnie z wolą głowy rodziny, młody chłopak miał pójść wydoić krowy. Chwilę później, blondyn znalazł się już w oborze z rzeczami mu niezbędnymi.

Niedługo po zapełnieniu pierwszego wiadra, zza olbrzymich drzwi budynku ujrzał cienistą postać. Był to ułamek sekundy, jednak Edwardowi to wystarczyło. Przez chwilę wydawało mu się nawet, iż jego wzrok się wyostrzył. Odłożył wiadro w bezpieczne miejsce. Bał się iść za tą istotą, lecz to on był jedynym, który go zauważył. Co jeśli to wróg? - zastanawiał się.

Postaci już nie było, gdy Edward wychylił głowę zza drzwi. Może to tylko jego wyobraźnia? Albo faktycznie jego oczy coś widziały?

Nie zastanawiając się dłużej, poszedł w tę samą stronę, co tajemnicza istota. Znowu kątem oka wychwycił cień. Zmierzając dalej jego śladami, natknął się na konia przywiązanego do drzewa na obrzeżach wioski. Zwierzę wyraźnie wyróżniało się spośród innych koni, między innymi swoim wzrostem, był mniejszy i chudszy. Chłopak chciał już zawrócić, jednak ciekawość wzięła górę. Nie często zdarzało się , aby tak nietypowy koń stał samotny bez właściciela w pobliżu. Zwierzę zarżało na widok obcego, robiąc powolny krok w tył. Blondyn podjął próbę uspokojenia konia, kiedy nagle coś mocno chwyciło go za ramię

- Atari nie lubi obcych. - przed Edwardem stanął średniego wzrostu mężczyzna, z ciemnymi włosami związanymi w kucyk. Oddalił on dłoń chłopca od klaczy, jednocześnie samemu zbliżając się do konia. - Jest bardzo nieśmiała.

Przestraszony młodzik odskoczył natychmiast, składając dłonie w przepraszającym geście. Zaczął już się nawet tłumaczyć, ale mężczyzna tylko machnął niedbale ręką i westchnął. Edward z zachwytem i ciekawością przyglądał się uzbrojeniu jegomościa. Nie był to rycerz, ani nikt inny wyglądający na żołnierza armii. Jego lekki pancerz o barwie zgniłej zieleni nawet trochę nie przypominał królewskich oddziałów. Miał on zawieszony na plecach łuk wraz z kołczanem. Stalowy miecz ukryty tuż pod długim oraz zielonym płaszczem z elementami czerni. Nieznajomy wywołał w Edwardzie niemały strach, jak i zachwyt. Wiedział, że lepiej nie pytać nieznajomych o zbyt wiele. Głos mężczyzny zdążył dobiec Edwarda, nim ten zdążył się rozmyślić.

- Jak wam się tu żyje? - zapytał, majstrując coś przy jukach.

- Cóż... - odparł wyraźnie zaskoczony pytaniem. - Nie jest najgorzej. Choć ostatnio wszyscy wydają się być jacyś niespokojni.

- Więc plotki mogą okazać się prawdziwe. - szepnął jakby do konia, stojąc w zamyśleniu.

Nieznajomy nie był zbyt skłonny do rozmowy. Wsiadł na swoją klacz, przygotowawszy wcześniej niezbędny prowiant zakupiony prawdopodobnie w niewielkiej, wioskowej karczmie. Dwadzieścia rupii azgaarskich za średniej jakości mięso, kupcy z wszystkich stron tylko czekali by oskubać podróżnych z ich majątku. Oczywiście o ile ktoś ten majątek ma, a Kucyk nie wyglądał na takiego, co szasta pieniędzmi. Minął młodzika powolnym końskim krokiem. Edward chciał wypytać go o wszystko, ale nie wypadało. Jednak w końcu się zdecydował.

- O jakich plotkach pan mówi? To coś niebezpiecznego? - przestąpił z nogi na nogę.

- To nic, co powinno cię interesować, chłopcze.

Rzekł ozięble po czym nic więcej nie mówiąc, przystąpił do galopu i zaraz zniknął wśród bujnej flory miasteczka Diwood. Edward nie miał innego wyjścia, musiał się poddać. Nie chciał przypadkiem być wścibski przez zadawanie zbyt wielu pytań nieznajomemu. Jednakże słowa Kucyka bardzo zaintrygowały Edwarda. Zastanawiał się, o co mogło chodzić. Nie błądząc dłużej w myślach, wrócił do wykonywania swoich obowiązków.

Nazajutrz Edward obudził się pełen negatywnych emocji i złych przeczuć. Nie wiedział dlaczego. Kto wie, może związek miało z tym wczorajsze spotkanie tajemniczego jegomościa? Myślał nad tym dość sporo. Poza swoimi obawami, doskwierał mu także niespodziewany ból głowy. Pomyślał, że to nic takiego i zaczęła się jego codzienna rutyna. Ubranie się, śniadanie, pomaganie w pracach domowych i inne tego typu rzeczy. Dziś jednak było inaczej. Edward mógł sobie dzisiejszego dnia odpocząć, gdyż już jutro odbyć miał się wielki dzień dla chłopca i innych jego rówieśników. Wybrać oni mieli swoje przyszłe plany na przyszłość i zaprezentować je przed wszystkimi mieszkańcami oraz bogami. To tradycja wędrująca po ziemiach Azgaaru od pokoleń. W przeszłości wielu młodych ludzi decydowało się na ścieżkę wojownika. Nieszczęśliwie, były to, jak i również w obecnym elemencie historii są czasy wojenne, w których nigdzie nie można było czuć się bezpiecznym. Niegdyś nawet dzieci były wysyłane na pole bitwy, co oczywiście nie podobało się nikomu, ale tak po prostu było i nikt nie miał odwagi się sprzeciwić. Jak można się domyślić, w tamtym okresie mało kto dożywał okresu dorosłości, aż do zakończenia większych wojen.

Odwiedził swojego najlepszego przyjaciela - Vincenta. Razem udali się do miejsca, w którym lubią przebywać, czyli na klif. Tam Vincent pokazał Edwardowi księgę zatytułowaną ''Pradawni''. Była ona pełna rękopisów oraz rysunków przedstawiających.. smoki. Wyraźnie był to egzemplarz zakazanej na kontynencie mitologii azgaarskiej, opisującej jakoby to przed miliona laty na świecie panowały olbrzymie, latające gady. Edward był nieco sceptycznie nastawiony do księgi, ale nie chciał być niemiły i słuchał swojego przyjaciela.

- Tutaj jest napisane: ''Po trzech milionach lat od stworzenia świata, nadejdzie Diwedd, czas końca. Sądny dzień będący jednocześnie końcem, jak i początkiem.'', co o tym sądzisz?

- Wierzysz w to? - burknął Ed. - To tylko legendy. Moi rodzice mówili, że nie ma w tej religii ani trochę prawdy.

- Każdy tak mówi. Jak myślisz, dlaczego? Chcą coś ukryć?

- Co masz na myśli?

- To jasne...

Nim zdążył się wysłowić, niebo przybrało czerwono krwistą barwę, a z nieba uderzył niebieski piorun, z towarzyszącym mu potężnym grzmotem. Chłopcy natychmiast się odwrócili i nie mogli uwierzyć własnym oczom. Piorun uderzył centralnie w miasteczko Diwood. Znad drzew unosiła się chmura dymu, płomienie widać było nawet z klifu znajdującego się w sporej odległości od miasteczka. Pospiesznie udali się do rodzinnego miasta, a to, co tam zobaczyli, przyprawiło ich o gęsią skórkę. Dom Edwarda stał w płomieniach. Tego dnia cała rodzina była w domu. Chłopak wbiegł do środka, nie myśląc o konsekwencjach. Tak, jak przypuszczał, ujrzał w nim martwe ciała członków swojej rodziny. Każdy z nich miał rany kłute, co było dziwne patrząc na przyczynę tego, co się stało. Nie było w budynku jego młodszej siostry, ale był w tym momencie zbyt roztrzęsiony, by jakkolwiek racjonalnie myśleć. Upadł na kolana, a ból głowy, który doskwierał mu przez cały dzień, nasilił się niewyobrażalnie. Nie mógł już tego znieść. Płomienie otaczały go zewsząd, jednak nie raniły go. Działo się z nim coś dziwnego. Jego lewe oko zaczęło pulsować i zmieniać się, a dookoła niego zaczynały pojawiać się łuski. Nagle rozległ się donośny ryk, a później była już tylko ciemność...

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Kroniki Łowcy: Tom 1 - Saga StigterseunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz