Rozdział 3 - Rana

6 4 1
                                    

8 stycznia, 1565 rok

Ten dzień zapadł młodemu Boyle głęboko w pamięć. Nigdy nie przypuszczałby, że kiedykolwiek będzie mu dane być świadkiem takiej tragedii. Stracił rodzinę niespodziewanie, z dnia na dzień. Żadne słowa nie są w stanie opisać bólu, jaki w tamtym momencie czuł nasz młody bohater. Jedno było dla niego pewne, to nie był tylko nieszczęśliwy przypadek...

Po tym incydencie, Edward został przeniesiony w nieznane mu dotąd miejsce. Trochę obawiał się wydarzeń, które miały miejsce. Miał nadzieję, że to wszystko to był tylko sen, a przynajmniej próbował tak o tym myśleć. Po obudzeniu się, poczuł zapach czegoś dobrego. Przetarł oczy i ujrzał dobrze znanego mu mężczyznę, którego spotkał kilka dni temu. Chłopak był kompletnie zdezorientowany tą sytuacją. Był zbyt obolały, by nawet się podnieść. Nieznajomy przyrządzał właśnie posiłek nad ogniem w garnku. Rzucił okiem na chłopca i przeszył go swoim zimnym spojrzeniem.

- Ah.. w końcu się obudziłeś. Zaczynałem powoli tracić nadzieję.

- Czuję się... jakbym był wypalany od środka.

- Cóż, dokładnie tak jest. Narobiłeś takiego szumu w strukturze Smoczej Krwi, że będzie to czuć aż na drugim końcu kontynentu. Życie zawdzięczasz tylko i wyłącznie swojej wyjątkowości.

Chłopak kompletnie nie rozumiał słów mężczyzny. Ostatnie wydarzenia pamiętał jak przez mgłę.

- Co się ze mną stało? I gdzie ja jestem? - próbował wstać, lecz bezskutecznie. Mężczyzna powstrzymał go przed tym.

- Jesteśmy w Lesie Martwych Drzew. A to moja baza w tym lennie. - podał chłopcu misę z zupą. - Straciłeś nad sobą panowanie. Gdybym nie użył tego na tobie, mogłoby dojść do większych nieszczęść.

- Nie pamiętam wielu rzeczy. Moja rodzina.. nie żyje, prawda?

Mężczyzna zaniemówił. Nie wiedział, co mu odpowiedzieć. Rzucił tylko Edwardowi przelotne, smutne spojrzenie. Uznał, że cisza będzie idealną odpowiedzią. I tak też było. To wystarczyło chłopcu, by mógł sobie uświadomić, co się stało. Nie zadawał więcej pytań. W jego głowie gnieździła się masa rzeczy, których chciałby się dowiedzieć. Zbyt dużo rzeczy, doprowadzających go na skraj załamania. Niekontrolowanie zaczął płakać, choć bardziej panował nim gniew. Nieznajomy zostawił Edwarda na jakiś czas samego.

Myśli chłopaka powtarzały się: ''Dlaczego? Kto to zrobił?''. Nie mógł się z tym wszystkim pogodzić. Był żądny zemsty.

Minęła godzina. Mężczyzna wrócił do kryjówki i ujrzał Edwarda siedzącego na łóżku z pustą misą w rękach. Młodzik na jego widok odłożył misę na stolik i wstał, lecz chłodny głos mężczyzny zatrzymał go.

- Siedź, chłopcze. Musimy porozmawiać. - usiadł naprzeciwko niego, na krześle. - Wiesz, co się dzieje, prawda?

- Nie wiem, czy rozumiem pana pytanie...

- Chodzi mi o twoją krew. Jest niezwykła.

- Krew? To coś poważnego? - wzdrygnął się.

- Eh.. no tak. Przeciętni mieszczanie nie mają o tym pojęcia. Zacznijmy od podstaw. Wiesz, czym jest korpus Nocnych Łowców?

- To legenda. Mówi się, że to tajemniczy ludzie, używający magii i porywający dzieci. Słyszałem też, że potrafią...

- Dobra, dobra, poczekaj. Ta.. 'legenda' jest prawdziwa. Ale niekoniecznie w takiej formie, którą znasz. Tak się składa, że ów korpus istnieje. - widząc przerażoną minę Edwarda, natychmiast dopowiedział. - Nie, nie porywamy dzieci.

Kroniki Łowcy: Tom 1 - Saga StigterseunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz