Prolog

48 4 0
                                    

Wszystko płonęło. Pole bitwy, ulokowane nieopodal morza, ziało dymem i żarem, płomienie pożerały zwłoki martwych żołnierzy. Od wschodu, od strony lądu, narastał wrzask, odgłosy zajadłej walki, głuchy, wręcz bestialski ryk z niebios. 

Napastnicy ruszyli na nich niespodziewanie, przełamawszy mur tarcz składający się z nielicznych rycerzy. Wojownicy wroga szarżowali naprzeciw, pozbawiając życia uciekających obrońców. Gdzieś w oddali widać było gigantycznego mężczyznę masakrującego żołnierzy. Ich agonalne krzyki przyprawiały o gęsią skórkę. Ciche jęki samotnie umierających rycerzy wywoływały lęk u triumfujących przeciwników.

Nieznany żołnierz poczuł, jak wiozący go na siodle rycerz spina gwałtownie konia. Gdy oprzytomniał po ogłuszeniu przez salwy pocisków, zdał sobie sprawę ze swojego braku nogi, od kolana. Rozerwane mięso przypominało mu o diabelskim bólu. Usłyszał jego krzyk. Trzymaj się, krzyczał jeździec. Trzymaj się!

Strach. Każdy wstrząs, każde szarpnięcie, każdy skok konia był boleśnie odczuwalny, oczy łzawią od dymu. Z tyłu narasta krzyk, taki, jakiego nie słyszał nigdy dotąd. Co trzeba zrobić człowiekowi, by tak krzyczał?

Minął konnicę na tyłach, kierując się do najbliższego oddziału medyków. Zagubiona strzała przeszyła bok wierzchowca. Runął na ziemię, pozbawiony nogi rycerz jęknął bezgłośnie.

Strach. Obezwładniający, paraliżujący, duszący strach.

Znowu szczęk żelaza, chrap koni. Ziemia dookoła usłana zwłokami znajomych z oddziału. Towarzysz za jego plecami wyciągnął ku niemu dłoń. Na wczepione w rzemień ręce tryska krew przyjaciela. Wrzask. Świst ostrza. Rycerz martwy.

Upadek, wstrząs, bolesne uderzenie o zbroję. Obok łomocą kopyta. Słychać krzyk. To przeciwnik. Wyprowadza cios w żołnierza. Uderzenie, takie, jakie wydaje drwal rąbiący drewno. Ale to nie drzewo, to żelazo o żelazo. Krzyk napastnika, zdławiony i głuchy, tuż przy nim wali się z pluskiem w błoto, bryzga krwią.

Szarpnięcie. Jakaś siła podrywa go w górę, opiera jego rękę o bark. Trzymaj się! Idą wzdłuż drogi wydeptanej przez ciężką piechotę, zataczając się. Rozpaczliwie wstrzymuje ból. Zgrzyt zębów. Widać namiot. Nareszcie. Po drodze minął dwójkę znaczących dla przyszłości osób. A ja byłem jednym z nich...

Na wpół zakryte płachtą ciało wydawało z siebie zwęglony zapach. Ze łzami w oczach, stanąłem na równi z kapitanem. Wiedziałem, że nie mam z nim szans, jednak... to było silniejsze ode mnie. Żałowałem każdej chwili, każdej decyzji podjętej w czasie tej wojny. Bo przecież, gdybym był silniejszy, on nadal by...

- Idioto, czy masz pojęcie... co ty wyprawiasz?! - warknął pełen złości kapitan.

A wszystko zaczęło się zaledwie kilka lat temu...

>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>

Po długiej przerwie spowodowanej sprawami prywatnymi, powracam z rozwiniętą wersją Łowców. Postanowiłem publikować rozdziały od nowa, żeby dokonać lekkich zmian.

Kroniki Łowcy: Tom 1 - Saga StigterseunaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz