Special 5 - Choroba gęstej krwi - ★2

52 3 0
                                    

Najwyższy Radca od dawna nie czuł się tak źle. Widziała to w sposobie, w jaki się poruszał: niezdarnym, pozbawionym typowych dla siebie elegancki i płynności. Powłóczył po korytarzu noga za nogą, a choć jego długa do ziemi, szkarłatna peleryna skutecznie kamuflowała ową „nieporadność", samego spojrzenia mężczyzny nie dało się już ukryć. Było zamglone, spowite matową taflą. Zupełnie jakby z dnia na dzień szmaragdowe tęczówki Radcy straciły swoją barwę, przybierając w zamian odcień mlecznego, ledwie tylko zielonkawego szkła. Kontrastowały z kościstymi, coraz bledszymi policzkami i workami pod oczami, które, w przeciwieństwie do nich, stawały się coraz to ciemniejsze. Z pomarańczu przeszły w czerwień, z czerwieni w fiolet.

Mężczyzna nie wyglądał dobrze. Czuł się z kolei tragicznie.

– Panie Regarte? – Dziewczyna z niepokojem odłożyła na komodę ściereczkę. Na zmianę z jeszcze trzema młodymi czarownicami, ścierała kurze w jego gabinecie. Teraz wypadała jej kolej. – Wszystko w porządku?

– Tak – odparł sucho i nawet na nią nie patrząc, machnął ręką, aby odpędzić od siebie jej wzrok, a być może także i przesadne zainteresowanie. Na jego palcach błysnęło kilka złotych, zdobionych szlachetnymi kamieniami pierścieni. Każdy z nich musiał być wart tyle, co jej miesięczna wypłata. – Nie przeszkadzaj sobie.

Zacisnęła usta, ale nic więcej nie powiedziała. Wróciła do pracy, starając się poruszać po gabinecie na palcach, aby robić jak najmniej hałasu i nie przeszkadzać tamtemu. Mogłaby wprawdzie sprzątać pod jego nieobecność i tym sposobem pozbawić go konieczności oglądania swojej skromnej osoby, mężczyzna był jednak dość drażliwy, gdy w grę wchodziło naruszanie jego przestrzeni osobistej. Choć nie okazywał tego wprost, nie zamierzał pozwolić, aby ktokolwiek zbliżał się pod jego nieobecność do należących do niego sypialni czy gabinetu. Trzymał w prywatnych szafkach zbyt wiele ważnych dokumentów. Na jego półkach stało za dużo cennych rękopisów. Ryzyko, że rozpadną się pod dotykiem niepożądanych, nieostrożnych rąk, zdawało się zbyt ogromne, aby mógł na to pozwolić. Właśnie dlatego czarownice mogły sprzątać wyłącznie w godzinach, w których przebywał w pomieszczeniu. Nie wcześniej, nie później. Zawsze, kiedy znajdował się w pobliżu i mógł obserwować kątem oka każdy ich ruch.

Nie każda czarownica nadawała się do tej pracy. Niektóre były zbyt zestresowane obecnością Najwyższego Radcy i nie raz zdarzyło się, że z powodu ich roztrzęsienia, na podłodze lądowała jakaś ozdobna figurka, czy kałamarz. Inne, wręcz przeciwnie, zdawały się przesadnie podekscytowane, co z kolei doprowadzało do tego, że to sam Regarte, zirytowany ich ponadprzeciętną ciekawością, musiał je kolejno odprawiać. Nie lubił pytań. Nie lubił tym bardziej, kiedy zadawał je ktoś, kto nie powinien wtrącać się w jego własną pracę.

Według niej, był jedną z najbardziej skrytych osób w siedzibie Rady. Czasem aż dziw brał, że w ogóle godził się, aby ktoś stawiał stopy na drewnianej podłodze, czy pozbywał się z jego szaf niewidzialnego kurzu. Wiedziała, że choć nie należał do osób, które często, jeśli w ogóle podnosiły głos, postara się zrobić wszystko, aby utrzymać się na swoim stanowisku jak najdłużej. Nie miała nic przeciwko sprzątaniu jego prywatnych pokoi. Wystarczyło jej, że może na niego patrzeć. Obserwować, jak jego długie palce unoszą się, aby chwycić pióro. Jak z finezją godną genialnego kaligrafa, muska powierzchnię papieru, nanosząc nań swój podpis. Jak ściąga z palca sygnet, aby przybić pod dokumentem swoją pieczęć.

Pieczęć Najwyższego Radcy. Najpotężniejszego maga na świecie. Jedynego na tym stanowisku. Jedynego, który miał prawo nosić na swoich ramionach ciężar szkarłatnej peleryny. Symbolu przelanej na łamach wieków krwi nadnaturalnych. Cierpienia, jakie musieli znosić przez lata ukrywania się przed ciekawskimi spojrzeniami ludzi.

Przebudzone shotyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz