Wyznania Miłości. część 1/2

192 4 11
                                    

   W życiu nie zawsze układa się po naszej myśli. Tak było i w moim przypadku. Zostałam zmanipulowana przez z pozoru słodką i niewinną dziewczynkę, która w rzeczywistości okazała się być Zhan Tiri, i przy okazji zniszczyła mi życie. Cóż, przynajmniej dzięki niej odnalazłam swoje przeznaczenie, tylko.. Nie miałabym serca gdybym nie wróciła do Corony.

A więc po kilku latach tułaczki, wróciłam w stare progi. Nie ukrywam, spodziewałam się, że ludzie nie będą mnie lubić, ale żeby chcieć spalić mnie na stosie? Trochę przykra sprawa. Przynajmniej moi przyjaciele nie byli nastawieni do mnie źle. A zwłaszcza ten durny alchemik.

Czasami myślałam, że on dalej mnie kocha. Nie, przepraszam. BYŁAM PEWNA że dalej mnie kocha. Myślał chyba, że nie zauważę tego, jak ze mną flirtuje. Jednak ja powiedziałam sobie nie.

Jest moim przyjacielem i to się nigdy nie zmieni.

Po trzecim miesiącu użerania się z mieszkańcami Corony, zdecydowałam, że odejdę. Będę po prostu mieszkała w Starej Coronie lub Neserdni, znajdzie się tam dla mnie miejsce. Byłam w swoim pokoju i pakowałam rzeczy, gdy usłyszałam pukanie do drzwi.

- Proszę! - odpowiedziałam nie odwracając głowy.

- Hej Cassie. - usłyszałam znajomy głos za sobą.

Odwróciłam się.

- Cześć Varian. - posłałam mu uśmiech. - Wiesz, nie za bardzo mam teraz czas rozmawiać. Muszę spakować swoje rzeczy.

- Ja tylko po jedną rzecz. - podszedł do mnie i usiadł na przeciwko mnie, łypiąc tymi niebieskimi oczami. - Może.. Potrzebowałabyś.. Współlokatora? - uśmiechnął się licząc na odpowiedź "Tak".

Nie ma tak łatwo złociutki.

- Jeśli to tylko po to by się do mnie zbliżyć i mnie w sobie rozkochać, to nie. - Mruknęłam, po chwili ogarniając, że zabrzmiało to dość chamsko. - Aleee jeśli po prostu chcesz ułatwić mi życie to proszę bardzo.

Ucieszył się od razu.

- B-Bo wiesz..tata pewnie powoli ma mnie dość gdy całymi dniami siedzę w domu i nad czymś majsterkuje. Chętnie ułatwiłbym ci kupno domu, i przy okazji wyniósł się od niego. Każdemu się opłaca. - wystawił ząbki w dorkowatym uśmiechu.

- Przemyślałeś to, czy to decyzja na ostatnią chwilę?

- O-Oczywiście że nad tym myślałem! Bardzo poważnie. I.. No.. Lubię cię.. - widziałam jak się rumieni i przewróciłam oczami. - I...ch-chciałbym ci pomóc. Wystarczająco nacierpiałaś się w życiu.

Wzdechnęłam. On na prawdę ma rację. W sumie to naukowiec, czego się było spodziewać?

- Niech ci będzie nerdzie. Jutro o świcie wyruszamy do Neserdni. - postanowiłam, widząc że młody chce jechać ze mną. Przytulił mnie, na co uśmiechnęłam się lekko.

- Dziękuje że się zgodziłaś Cassie! Obiecuję że jutro będę gotowy do drogi! - zasalutował i wybiegł cały w skowronkach z mojego pokoju. Kwestionowałam swój wybór, czy wyjdzie mi to na dobre, ale w sumie gdyby wyznał mi miłość zawsze po prostu mogę odmówić.

Prawda?

☘︎➪☘︎

Siedziałam na moim koniu pod domem Variana. Czekałam, aż łaskawie wyjdzie ze swojej jaskini i da resztę rzeczy do małego powozu za nami. Roszpunka stała obok, radosna jak nigdy. Zeszłam i podeszłam do niej:

- A tobie to Raps? Taka jesteś zadowolona że odjeżdżam? - zaśmiałam się cicho.

- Skądże! Cieszyłabym się, jakbyś została ale.. Różnie bywa. A przy okazji, pomiędzy wami może w końcu coś zaiskrzyć ~. - posłała mi lekkiego kuksańca w bok.

Nosz kurwa. Każdy musi twierdzić, że skoro Varian mnie kocha to ja jego też?!

- Raps no. Bez przesady! Tylko będziemy mieszkać razem. To nic nie wróży.

- Wróży wróży. Daje ci rok, nie więcej, aż ty też w nim się zakochasz.

- Wytrzymałam z tym faktem siedem lat. Następne też wytrzymam. - skrzyżowałam ręce na piersi.

- Oj nie wytrzymasz kochana. - Roszpunka dostrzegła, jak Varian wychodzi z domu. - no! To powiedzenia w iskrzeniu miłości! Czekam na bycie ciocią! - posłała mi lennego i uciekła na konia, wprost do swojego bezpiecznego domu.

- KIEDYŚ NIĄ ZOSTANIESZ! KIEDYŚ!! - krzyknęłam za nią. Nie szukam na razie partnera, choć kto wie. Dzieci też nie planuje, ale zapewne Raps kiedyś będzie ciocią.

Ja już jestem, Roszpunka jest w czwartym miesiącu ciąży, Julek ledwo co ją puścił na to pożegnanie.
Pomachałam jej jeszcze i pomogłam Varianowi z rzeczami.

- Gotów, młody? - uśmiechnęłam się.

- Jak nigdy! - znów wystawił ząbki w uśmiechu. Ruszyliśmy w końcu do Neserdni, chcąc znaleźć należny nam dom.

  Minęło kilka dni, a nam udało znaleźć się nasze miejsce. Od tak zwykły piętrowy dom z piwnicą, z której Varian zrobił sobie laboratorium.
Pomagałam mu właśnie wnosić rzeczy do jego piwnicy. Pudło z fiolkami nie wydawało się być ciężkie, ale pech chciał że potknęłam się na schodach i runęłabym w dół, gdyby chłopak mnie nie złapał.

- Uważaj! - Usłyszałam zanim poczułam jego ręce obejmujące mnie. Nogą złapał karton, dając go na bok delikatnie. Chyba nic się nie stłukło. - Wszystko w porządku? - zapytał świdrując mnie tym pięknym błękitnym spojrzeniem, na które zamarłam. Zapomniałam na chwilę o całym świecie, wpatrując się w niego.
Gdy głupek się zaśmiał pacnęłam go zarumieniona w nos.

- C-Cicho. Mogłam zepsuć ci twoje rzeczy.

On jedynie zaśmiał się znów i cmoknął moje czoło.

- Nic by się nie stało Cassie. Ważne, że jesteś cała. Pozwolisz? - zapytał biorąc pudło z rzeczami we własne ręce. Starałam się uspokoić kołatanie serca. Czułam wręcz jak mi gorąco.

Zawał? Chyba nie. Co się ze mną dzieje?..

Urządziliśmy się w trochę ponad dwa tygodnie, a nasz wspólny dom wyglądał niesamowicie. Przybiłam z nim piątkę, ciesząc się że w końcu ze swojego miejsca. Jednak coś było nie tak. Z każdym dniem, godziną, minutą spędzonym przy nim czułam, jak powoli się zakochuje. Chciałam odwrócić od siebie te myśli. Nie lubię rozmawiać o uczuciach. Sprzecznie z tym zdaniem chciałam mu to powiedzieć wiele razy, ale jak na złość mi nie wychodziło. A to spotkała nas burza w lesie, a to on mnie nie słuchał albo miał głupi humor. Wszystko po prostu. W końcu, pewnego dnia zastał nas deszcz. Graliśmy w gry w salonie a ja czułam się dosyć niezręcznie, kiedy on był wyluzowany jak nigdy.

Chyba nauczył się kontrolować zachwyt na mój widok.. Albo mnie już nie kocha.

Liczyłam na pierwszą opcję.

Po dłuższym czasie poczułam jak ziewam. Varian także.

- No cóż Cassie, to chyba na tyle z dzisiejszego grania. Jestem zbyt zmęczony. Dobranoc. - pogłaskał z uśmiechem moją głowę, a potem odszedł na górę. Posprzątałam szybko grę i poszłam za nim.

To teraz. To ten moment. Czuję to.

Weszłam powoli do jego pokoju, akurat gdy zaczął się przebierać.

- Varian?.. - zaczęłam krótko, gdy chłopak się odwrócił.

- O co chodzi Cassie?

Poczułam uścisk w podbrzuszu.
Dasz radę.

- Ja.. Chciałabym.. Coś ci powiedzieć.

Otworzyłam usta, jednak nic nie udało mi się powiedzieć. Usłyszałam nagle jego spokojny głos..

☘︎➪☘︎

Polsat! XDD wybaczcie kochani. Niedługo druga część.

𝗧𝗮𝗻𝗴𝗹𝗲𝗱, 𝗟𝘂𝗰𝗮, 𝗛𝗮𝗺𝗶𝗹𝘁𝗼𝗻 ~ 𝙊𝙣𝙚 𝙎𝙝𝙤𝙩𝙨  Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz