20. Świeca

140 19 117
                                    

Liam

Stanąłem pod budynkiem, w którym mieszkał ten irlandzki skrzat. Zadzwonił do mnie chwilę temu, prosząc, żebym jak najszybciej do niego przyszedł. Nie podał powodu, dla którego miałbym przyjść, ale nie brzmiało to dobrze. Strasznie się plątał w słowach i wydawał się dosyć zestresowany... Na szczęście akurat nie miałem żadnego zajęcia i mogłem od razu go odwiedzić. Nie miałem pojęcia po co mnie potrzebował, ale najwyraźniej za moment powinienem się tego dowiedzieć.

Ruszyłem w górę po schodach, zatrzymując się na moment piętro niżej niż miałem zamiar. To tutaj było mieszkanie chłopaka, na którym mi tak bardzo zależało... Przez moment zastanawiałem się nad odwiedzeniem go, ale tylko pokręciłem głową i ruszyłem dalej po schodach. Nie będę nachodził go w domu, aż tak głupi nie jestem. Jeśli będziemy się mieli spotkać, to się spotkamy. Miałem go zobaczyć już wczoraj, na spotkaniu we czwórkę, ale Zayn nie przyszedł. Louis wspomniał o Perrie i o tym, że jego przyjaciel potrzebuje teraz trochę czasu w samotności. Rozumiałem to i nie miałem zamiaru mu się narzucać w jego własnym domu.

To nic, że od kiedy w środę wyszedł ode mnie z mieszkania, nie odpisywał mi na żadne wiadomości i cholernie się o niego martwiłem...

Teraz jestem tu tylko dla tej farbowanej blondynki. Wcale nie przyszedłem tu z nadzieją, że będę mógł zobaczyć też te piękne, sarnie oczy Zayna... No może troszkę, tak odrobinkę, miałem taką nadzieję.

- Hej, Niall, co jest? - zapytałem, kiedy mój irlandzki przyjaciel otworzył mi drzwi. Chłopak od razu się wyszczerzył i bez słowa wciągnął mnie za rękę do mieszkania. - Co się dzieje?

- Nic, chciałem cię zobaczyć, przyjacielu! Dawno się nie widzieliśmy, prawda? - powiedział z przesadną radością. Uniosłem brew, patrząc na niego badawczo. - No co się tak patrzysz? Zaraz jeszcze po Harry'ego zadzwonię i spędzimy ten dzień razem. Co ty na to, Liam?

Zanim jednak zdążyłem mu odpowiedzieć, moją uwagę zwróciło coś innego. Chwilę po tym, jak Niall wymówił moje imię z głębi mieszkania było słychać syknięcie. Spojrzałem na uśmiechającego się niewinnie blondyna i ruszyłem w stronę, z której słyszałem ten dźwięk.

Zatrzymałem się w progu kuchni. Nie spodziewałem się, że zobaczę w środku Zayna. Ciemnowłosy stał przy zlewie i trzymał dłoń pod zimną wodą. Tuż obok na blacie stało parę świeczek. Tylko część z nich była zapalona, a pomiędzy nimi porozrzucane były zapałki. Wszystko wskazywało na to, że Zayn poparzył się zapalając te świece... Tylko po co on to robił? Skąd się w ogóle wziął w mieszkaniu tego żarłoka? Westchnąłem zmartwiony i podszedłem bliżej ciemnowłosego.

- Wszystko w porządku, Zee? - zapytałem, stając obok niego. Chłopak zamarł na moment. W odpowiedzi tylko pokiwał głową, wciąż unikając patrzenia na mnie.

- Ja już chyba pójdę...

Najpierw ignoruje jakąkolwiek próbę kontaktu z mojej strony, a teraz, kiedy w końcu się widzimy, stara się uciec? Ała... Wie ktoś co zrobić, żeby to tak nie bolało?

- Coś ci zrobiłem? Jeśli tak, to przepraszam... - Zatrzymałem go zanim zdążył wyjść. Pokręcił przecząco głową, ale nie odezwał się jednak ani słowem. Stał przede mną ze wzrokiem wbitym w ziemię. Westchnąłem cicho, widząc jak stara się na mnie nie patrzeć. - O co chodzi, Zee? Czemu mnie unikasz?

- Ja nie... Ughh... Tak będzie lepiej, przepraszam... Nie będę wam przeszkadzać, miłego dnia z przyjaciółmi, Liam - wymamrotał, nerwowo pocierając dłonią swoje ramię. W tym momencie przypomniałem sobie wczorajsze słowa Louisa. Podsunęło mi to rozwiązanie... Tylko naprawdę ta dziewczyna aż tak go zniszczyła? Nie rozumiałem jak można było zrobić coś takiego temu niesamowitemu chłopakowi.

- Zayn? Popatrz na mnie, proszę. - Znowu go zatrzymałem. Delikatnie uniosłem jego głowę, a nasze spojrzenia się spotkały. - Czy to przez Perrie?

Skulił się pod moim spojrzeniem. Jego błyszczące, czekoladowe oczy wpatrywały się we mnie ze strachem. Chłopak wyglądał jak taka spłoszona sarenka. Wydawał się taki kruchy, kiedy stał tuż przede mną. Był jak takie wątłe drzewko, kołyszące się przy każdym powiewie wiatru. Gdyby zawitał choć trochę mocniejszy podmuch, z łatwością by się złamało. Dokładnie tak mogło być z Zaynem i bałem się tego, jak łatwo mógłbym go skrzywdzić. Czułem się trochę jakby jakaś niewidzialna pięść zaciskała się na moim sercu. Nie zasługiwał na to, co zrobiła mu ta dziewczyna. Chciałbym cofnąć to, co się stało. Móc mu jakoś z tym pomóc, powstrzymać tą całą Perrie przed zranieniem go. W tym temacie byłem jednak zupełnie bezsilny.

- Dałem ci jakiś powód, żebyś myślał, że mógłbym zrobić coś podobnego? - zapytałem cicho, jakby choć odrobinę głośniejszy dźwięk mógł go ode mnie odstraszyć. Nie chciałem go spłoszyć, już i tak widziałem jak bardzo się bał tej rozmowy.

- Nie... Ale ona...

- Zayn, naprawdę rozumiem, że się tego boisz, ale nie wszyscy są tacy jak Perrie. Ja nie jestem taki jak ona, uwierz mi, proszę - przerwałem mu. Nie wiedziałem czy to determinacja, czy już bardziej desperacja przeze mnie przemawiała. - Naprawdę mi na tobie zależy... Co mam zrobić, żebyś mi uwierzył?

- Nie wiem... Ja... Wierzę ci, tylko... Ugh, boję się. Ja nie chcę przeżywać tego jeszcze raz. - W jego oczach widziałem szczerość. Doceniałem to, że znowu starał się przede mną otworzyć, tak jak kiedy opowiedział mi o Perrie. - Staram się o niej zapomnieć, ale chyba nie potrafię. Zawsze wraca i wszystko psuje. Zawsze ja wszystko psuję. Przepraszam.

- To nie twoja wina, kochanie - wyszeptałem, czując jak mój głos lekko drży. - Chciałbym dać ci szczęście, na które zasługujesz. Tylko daj mi szansę, Zayn. Daj szansę nam.

Ostrożnie położyłem dłoń na jego policzku, gładząc go delikatnie. Miałem przed sobą prawdziwy skarb. Nie rozumiałem jak mógł tego nie widzieć. Zupełnie się nie doceniał. Mimo że tego nie chciałem, w moich oczach zaczęły zbierać się łzy. Coraz bardziej upewniałem się w tym, że w te parę tygodni mogłem się zakochać w tym wspaniałym człowieku. Nie miałem pojęcia co bym zrobił, gdyby tak po prostu mnie odsunął od siebie i znowu całkowicie zamknął się w sobie.

- Postaram się - wymamrotał. W jego oczach malowało się zaufanie i coś jeszcze... Jakieś uczucie, którego nie potrafiłem jednoznacznie określić.

Nie zastanawiałem się jednak na tym, kiedy Zayn jeszcze bardziej się do mnie przybliżył. Wtulił głowę w moją dłoń i przygryzł wargę, wciąż patrząc mi w oczy. Na dosłownie moment zerknąłem na jego wargi, ale kiedy z powrotem uniosłem wzrok, wiedziałem, że Zayn to zauważył. Zarumienił się lekko, ale w jego oczach pojawiło się rozbawienie.

Miałem niebywałą ochotę go pocałować... ale odrobinę się obawiałem, że znowu mógłby mi uciec. Znowu wszystko bym zniszczył.

Na twarzy Zayna nie było jednak żadnego sprzeciwu. Dobrze widział co się dzieje, ale zamiast odsunąć, tylko jeszcze się przybliżył. Skorzystałem z tego, delikatnie muskając ustami jego wargi.

- O mój boże, tak! Całujcie się!

Oczywiście, nasz moment nie mógł trwać zbyt długo. Tuż obok nas stanął Niall, a widząc w jakiej sytuacji się znaleźliśmy, wyciągnął telefon. Znając go pewnie chciał nas nagrać, ale swoim piskiem radości to przerwał. Mój Reniferek został spłoszony i odsunął się ode mnie z rumieńcami na twarzy.

- Coś mnie ominęło? - Dosłownie chwilę później zza blondyna wychylił się Harry. Najwyraźniej Niall zadzwonił po niego w czasie mojej rozmowy z Zaynem... I uwierzcie, naprawdę kocham moich przyjaciół, ale w tym momencie miałem ochotę ich zabić. Przez resztę wieczoru ciemnooki nie stronił od przytulasów, ale ci idioci wystraszyli go na tyle, że już nie powtórzyliśmy tego pocałunku.

No cóż, na przyjaciół zawsze można liczyć.

❄︎❄︎❄︎❄︎❄︎

Dzień dobryyy!

Jak wam mija weekend? Co porabiacie? Jak wam idą przygotowania do świąt? Jak się czujecie z myślą, że jeszcze tylko 5 rozdziałów do końca tego opowiadania? Chcecie jeszcze po tym epilog opowiadający o ich przyszłości? Kocham was, miśki <3

✔️ Once upon a december// Ziam & Larry Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz