lizzie saltzman

68 7 32
                                    

Evelyn Henderson była największą altruistką jaką widziało Mystic Falls. 

Nigdy nie dbała o siebie. Miała wręcz obsesje na temat pomagania, i zawsze starała się to robić. Czuła satysfakcje za każdym razem gdy to robiła, nawet gdy słono za to później płaciła.

Uczyła się bardzo dobrze, jednak na egzaminach i różnych pracach zawsze wypadała najgorzej. Było to co najmniej dziwne, gdyż na lekcjach naprawdę była bardzo aktywna. Ona jednak wolała zarywać noce, aby robić notatki, zadania i prace domowe. Nie dla siebie, tylko dla innych. Zazwyczaj po prostu kopiowała je za pomocą magii i rozdawała innym. Sama zawsze "zapominała" wziąć ich z pokoju. 

Niestety, Evelyn była też bardzo uległa i naiwna. Często dawała się wykorzystywać, i nawet nie była tego świadoma. Myślała że po prosu tak działa świat. 

Teraz jednak, znowu zaprzepaściła szanse na odpoczynek, szukając po całym terenie szkoły swojej najlepszej przyjaciółki - Lizzie Saltzman.

Dziewczyna miała bardzo trudny charakter i była bardzo wybuchowa. Tak naprawdę to jedno słowo mogło ją określić, reszta jest zbędna. Dużo osób uważało ją po prostu za wariatkę. Rozpieszczoną księżniczkę wykorzystującą swoją siostrę, która sama nie jest w stanie zaoferować czegoś ciekawszego niż problemów psychicznych. 

- Hej, widziałeś gdzieś Lizzie Saltzman? To ważne - podbiegła do jakiegoś blondyna, ale on tylko zmierzył ją wzrokiem - Ona do cholery jest zdolna sobie coś zrobić i zniknęła!

- Dobra, wydaje mi się że mogła biec tamtym korytarzem - wskazał palcem na miejsce

- Dzięki! - krzyknęła, wręcz rzucając się do biegu

Prawie skręcając kostkę i zrzucając jakiś obraz w holu znalazła się w gabinecie Alarica, jednak tam nikogo nie było. Spojrzała przez okno i zauważyła porozrzucaną po podjeździe ziemię i potłuczone donice. To musiała być ona. Czym prędzej wybiegła z pomieszczenia kierując się do wyjścia ze szkoły.

Po drodze natknęła się jednak na pewną dziewczynę o miodowych włosach i niebieskich oczach. Hope sprawnie ruchem ręki zamknęła przed nią drzwi i stanęła przed nią rzucając jej to "spojrzenie starszej siostry która chce cię zabić"

- Nie masz czasem lekcji? - spytała

Evelyn nie miała żadnych super relacji z Hope. Tak właściwie, całkiem za nią nie przepadała, choć znała ją tylko z  opowieści Lizzie. Dziewczyna często opowiadała jej o treningach Alarica z młodą Mikealson. Możliwe że to blondynka przedstawiała ją w złym świetle, bo nie wydawała się aż taka zła.

- Streszczę się. Lizzie jest na ciebie wściekła, zniszczyła swój pokój w którym swoją drogą znalazłam krew i podejrzewam że jest nad rzeką - powiedziała, znowu próbując podejść do drzwi które Hope znowu zgrabnie jej zagrodziła - A, no i nie bierze leków od miesiąca bo podobno wszystko było okej.

- Myślałam że przestała je brać rok temu...

- Najwidoczniej dobrze to ukrywa - wykorzystując szok Hope, machnęła ręką odsuwając ją od wejścia i wybiegła na dwór. Poczuła lekki, wiosenny wiatr na swojej skórze. 

Od razu rzuciła się w kierunek lasu. Biegnąc wywróciła się parę razy, a szyszki i kamienie co chwilę zmieniały swoje położenie w skutek jej kopnięć. Dla młodej czarownicy liczyła się teraz tylko Lizzie. Była chyba najważniejszą osobą w jej życiu. Tylko ona tak naprawdę się o nią martwiła i zwracała na nią uwagę. Bardzo często starała się odciągać ją od prac domowych innych i jej w tym pomagać. Pamiętała, gdy zasnęła na kanapie w salonie robiąc projekt dla MG, a Lizzie przeniosła ją do jej pokoju i przykryła kocem. 

Znały się praktycznie od urodzenia. Ich przyjaźń zaczęła się właśnie przez zwykłą pomoc w rzeczach szkolnych. Chociaż Evelyn nie pomagała Lizzie jedynie w nauce. Bardzo często blondynka żaliła się jej z problemów sercowych, kłótni z siostrą a nawet niepasującymi ubraniami czy jej wyglądem. 

- Lizzie? - krzyknęła, nie widząc nigdzie dziewczyny. Była już bezpośrednio nad wodą, przy budkach dla ptaków i małej hodowli warzyw i owoców. Została ostatnia opcja - drewniana chatka w której często urządzane były imprezy

Weszła do niej, kopiąc kilka butelek na wejściu. Drewniane panele zaskrzypiały pod jej ciężarem a ona zaciągnęła się zapachem który się tu unosił. Nie potrafiła go określić, ale był przyjemny. 

Tak jak się spodziewała, ujrzała Lizzie siedzącą przy walącej się ścianie. Jej włosy były popłatane i miała w nich liście. Z policzka leciała jej krew, tak samo jak z nadgarstka. Miała kompletnie rozmazany makijaż i płakała. W ręce trzymała jakiś skrawek papieru.

Nadal była piękna.

Oddychała ciężko, jakby nie mogła zaczerpnąć powietrza. Co chwilę mrużyła oczy i kaszlała. Evelyn bardzo dobrze znała ten moment, widziała Lizzie wielokrotnie nawet w gorszym stanie. Tylko zazwyczaj podczas ataków, nie były same i zawsze był ktoś do pomocy. Rudowłosa nie wiedziała co zrobić, więc spanikowana podbiegła do Lizzie dając jej znać, że nie jest sama.

- Hej, jestem tu - pogładziła ją po ramieniu i odgarnęła jej włosy z twarzy - Co mam robić? Zawsze była przy nas chociażby Josie 

Czarownica była przerażona, gdy Lizzie nie potrafiła otworzyć ust. Było znacznie gorzej niż innymi razami.  Totalnie nie wiedziała co ma zrobić.

- J-j... - dziewczyna zaczęła kaszleć coraz mocniej, a jej klatka piersiowa unosiła się coraz szybciej i mniej rytmicznie - Przepraszam - wydusiła

- Lizzie do cholery co mam zrobić? - z stresu w jej oczach zaczęły się pojawiać łzy. Wtedy przypomniała sobie, że widziała podobną scenę w filmie. I może wydawało się to głupie, ale ona naprawdę była bezsilna - Poczekaj. Zrobię teraz coś, i albo będzie lepiej albo gorzej.

Evelyn przysunęła się do dziewczyny i z bijącym sercem chwyciła jej dłoń. Złączyła ich palce a następnie niespodziewanie znalazła się jeszcze bliżej Lizzie. Chyba za blisko. Gdy jej usta dotknęły ust jej przyjaciółki, poczuła coś dziwnego. Coś, czego nie czuła nigdy wcześniej. Takie dziwne, ale przyjemne ukłucia w brzuchu. I znów - niezbyt wiedziała co ma robić. To był jej pierwszy pocałunek.

Po chwili zauważyła że Lizzie zaczyna oddychać spokojniej, więc zacisnęła mocniej powieki i odsunęła się od niej. Blondynka nadal oddychała głęboko. Jednak raczej nie z powodu całego ataku. 

- Chyba jest lepiej - wysapała, odchylając głowę do tyłu i zaciągając się mocniej powietrzem - Dziękuje, po raz kolejny

- Od tego mnie masz

Jednak Evelyn czuła się jakoś inaczej.

Jakby coś się zmieniło.

***

Kinda gay panic vibe

𝗖𝗢𝗟𝗗 𝗖𝗢𝗙𝗙𝗘𝗘 ☕︎ ᴍᴜʟᴛɪғᴀɴᴅᴏᴍ ᴏɴᴇ sʜᴏᴛsOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz