Rozdział 13. Itachi Uchiha

571 65 90
                                    

Od dwóch godzin nie mogła zasnąć. Izusu kręciła się z boku na bok, licząc, że sen w końcu nadejdzie. Nic z tego. Nękana obrazami dzisiejszej misji otworzyła oczy i wlepiła wzrok w biały sufit. Odruchowo sięgnęła ręką do miejsca obok, było puste.

Który to już wieczór bez niego?

Itachi coraz mniej czasu spędzał w domu. Wracał późną nocą, czasem nawet przed samym świtem akurat wtedy, kiedy ona wychodziła. Nie raz minęli się w drzwiach, wymieniając krótkie uśmiechy i życząc sobie miłego dnia.

Stanowisko kapitana ANBU wiele od niego wymagało. Być może zbyt wiele, zważając na plany założenia rodziny oraz przejęcia obowiązków głowy klanu w niedalekiej przyszłości.

Uchiha zdawali się dystansować od reszty. „Najpierw klan, potem wioska" – mawiał Fugaku-sama. Itachi uważał inaczej, a jednak pozostawał wierny rodzinie. Był też wierny Hokage, działając pod jego bezpośrednimi rozkazami, co niemal wszyscy w klanie aprobowali.

To nie pierwsza rzecz, która wydawała się Izusu dość dziwna, wręcz sprzeczna. Nie rozumiała pewnych spraw oraz decyzji, które podejmowali; podejrzewała, że o wielu jej również nie mówiono.

Itachi tłumaczył, że to normalne. Uchiha pilnie strzegli swoich tajemnic i minie sporo czasu, zanim zaakceptują ich małżeństwo. Prawdopodobnie stanie się to dopiero po wydaniu na świat ich dziecka.

Pomimo tych zapewnień, Izusu wyczuwała konflikt w jego sercu. Coś działo się poza jej oczami i uszami, ale nie mogła nic z tym zrobić. Nie pytała. Trwała przy boku męża, widząc, że przynosi mu to ulgę.

Przekręciła się na drugi bok. Gdzieś w oddali dobiegło ją głośne ujadanie psa. Podniosła głowę, spojrzawszy za okno wychodzące na alejki dzielnicy Uchiha.

Księżyc wisiał wysoko, wyszedł zza chmur i oświetlił drewniane panele sypialni. Izusu wstała z łóżka i podeszła bliżej szyby. Miliony gwiazd mieniło się na niebie, a na ulicach było niezwykle... pusto.

Zmarszczyła brwi. Dzielnica sprawiała wrażenie całkowicie opuszczonej. Nikt nie wracał do domu, żaden oddział policji nie patrolował okolicy, w oknach panowała całkowita ciemność. Szczekanie psa ucichło, urwane jak za przecięciem noża. Izusu poczuła zimny dreszcz na plecach.

Usłyszała szmer przesuwanych drzwi i aż wstrzymała oddech. Odwróciła się przerażona, że nie wyczuła intruza. Już miała chwycić leżącą na szafce broń, kiedy księżyc rzucił światło na sylwetkę jej męża. Izusu wypuściła powoli powietrze, dłonią przeczesała włosy.

– Ale mnie nastraszyłeś, Itachi – zaśmiała się, robiąc krok w jego stronę. – Dlaczego nie wchodzisz?

Stał w progu otwartych drzwi i ani drgnął. Nie patrzył na nią. Zaciskał trzęsące się pięści. Grzywka przysłoniła jego twarz, lecz Izusu zauważyła spływające po policzkach łzy. Zatrzymała się na ten widok.

– Itachi? – zagadnęła zmartwionym głosem. – Coś się sta...?

Urwała w momencie, w którym podniósł na nią wzrok. Czerwień błysnęła w jego oczach. Ślad po łzach zniknął, a zwykle ciepłe i pełne miłości spojrzenie skuwał lód.

Izusu przełknęła ślinę. Na ułamek sekundy znów poczuła się jak małe, bezbronne dziecko zmuszone oglądać rzeź na rodzicach.

Nie. To już przeszłość, wszystko się zmieniło. Tylko... dlaczego Itachi mierzył w nią najpotężniejszą bronią własnego klanu?

Sharingan || Kakashi HatakeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz