Rozdział 18: Ku jaskini lwa

453 46 102
                                    

Po nieszczęsnym incydencie z Vivienne Marinette pomogła Irene uprzątnąć resztki po zapiekance i żaroodpornym naczyniu. Potem musiała iść się wykąpać, ponieważ sos na nogach nie chciał się zmyć za pomocą zwykłego ręcznika kuchennego. Kiedy po niemal godzinnej kąpieli wyszła z wanny, poczuła się trochę lepiej, choć przy wstawaniu znowu dały o sobie znać jej bolące plecy. Przeklęła w duchu, zdawszy sobie sprawę, że w dodatku nie wzięła do łazienki ubrań, w które zamierzała się przebrać.

Odliczywszy w głowie od jednego do dziesięciu, przekręciła zamek i szybko przemknęła do swojego pokoju. Nie zdążyła jednak zamknąć za sobą drzwi, ponieważ ktoś jej to uniemożliwił. W pierwszej chwili dziewczyna pomyślała o Vivienne i automatycznie spięła mięśnie, lecz potem przypomniała sobie, że dziewiętnastolatka już wcześniej opuściła mieszkanie. To Irene stała w drzwiach. Marinette niepewnie odsunęła się, by wpuścić ciotkę do pokoju.

- Tak? – zapytała głupio, chcąc jak najszybciej załatwić to, co miało być do załatwienia, żeby móc w spokoju przebrać się w jakieś ciuchy. Najlepiej miękkie i pachnące. Paradując w samym ręczniku, czuła się niezręcznie.

- Chciałam cię przeprosić, Marinette – Irene zdawała się w ogóle nie zwracać uwagi na to, że policzki jej chrześnicy przybrały odcień ciemnego różu z zażenowania. – Nie przypuszczałam, że Vivienne będzie aż tak niemiła w stosunku do ciebie.

- Nie szkodzi. To przecież nie twoja wina.

- Nie chcę, żebyś czuła się tu niechciana czy nielubiana. – ciągnęła Irene, jakby nie usłyszała słów Marinette. – Wiem, że wiele lat się nie widziałyśmy, ale to nie oznacza, że nie zależy mi na naszej przyjaźni. Zwłaszcza, że teraz jesteś już starsza i o wiele dojrzalsza.

- Irene, przecież mówię, że nic się nie stało. To Vivienne się tak zachowała, nie ty. Nie wiń siebie o to.

W oczach kobiety jeszcze przez chwilę widniało zwątpienie i poczucie winy, lecz po chwili zostały one zastąpione ogromną wdzięcznością. Niespodziewanie Irene przytuliła nastolatkę.

- Dziękuję – wydusiła, ściskając mocniej dziewczynę, co spowodowało, że ta jęknęła cicho z bólu. Natychmiast oderwała się od niej na ten dźwięk. – Przepraszam, zrobiłam ci coś?

- Nie, spokojnie – zapewniła ją z nerwowym śmiechem Marinette. – Po prostu trochę mi niezręcznie stać przed tobą w samym ręczniku.

Irene zlustrowała nastolatkę od stóp do głów, zdając sobie sprawę, że rzeczywiście nie zwróciła uwagi na to, co miała na sobie.

- Ups. Przepraszam. Pójdę już.

Irene podeszła do wyjścia, lecz po chwili odwróciła się. Zamierzała coś dodać, jednak wszelkie słowa zamarły jej w gardle, kiedy zobaczyła, jak Marinette podczas nachylania się nad łóżkiem przestała trzymać ręcznik ściśle przy ciele, przez co ten zsunął się jej na plecach i odsłonił znajdujący się tam potężny fioletowy siniak.

- Marinette, co to jest? – zapytała zaniepokojona Irene, podchodząc do nastolatki, która momentalnie zamarła i wyprostowała się, próbując bezskutecznie podciągnąć ręcznik.

- To nic takiego, serio. Upadłam na schodach i w nie walnęłam – westchnęła Marinette, znużona już tym tematem. Przecież nie umierała. – Wygląda gorzej, niż jest naprawdę.

- Przyniosę ci świetną maść – zaproponowała szybko Irene, po czym wybiegła z pokoju, jakby się paliło.

- Tikki, ratuj – jęknęła z zażenowaniem dziewczyna, siadając na łóżku i opierając głowę na jednym z ramion, podczas gdy drugie podtrzymywało ręcznik.

Cena szczęścia | MIRACULUMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz