3.

369 53 19
                                    

Plan zachowawczy, czyli cierpliwe czekanie na to, aż ktoś zwierzy mi się dobrowolnie ze swoich problemów sercowych musiał szybko odejść do lamusa. Po pierwsze, miałem już spore doświadczenie, że ludzie, szczególnie ci w moim otoczeniu, wcale nie są do tego aż tak chętni. Po drugie – nie byłem cierpliwy. Dlatego postawiłem na plan b – ten, który trzeba było przeprowadzić z dużą dozą dyskrecji. Co prawda Richard upierał się, że jestem ostatnią osobą na świecie, od której wymagałby minimum dyskrecji, jednak jestem wiernym orędownikiem twierdzenia, że człowiek uczy się całe życie i przy staraniach oraz włożonych w to serce i pracy jest w stanie przyswoić nowe umiejętności. A że los sprzyja pozytywnie myślącym, tak z radością powitałem pierwsze zgrupowanie.

- Słuchaj Ziga – rozpocząłem swoje przemówienie, starając się wczuć w scenę i sytuację, którą zamierzałem odegrać. – Mam to ciebie sprawę. Właściwie chciałem się ciebie poradzić.

- A jakiej natury jest ta sprawa? – starszy Słoweniec wsunął swoją walizkę pod łóżko i sam się na nie rzucił. Na całe szczęście nie musiałem wiele kombinować, aby załatwić nam pokój razem. Gorazd okazał się wielkim orędownikiem integracji, dlatego co zawody lub zgrupowanie mamy zmieniać współlokatora. Kiedyś pewnie w najlepszym razie bym prychnął, albo wkurwiał się na niego za każdym razem kiedy bym go zobaczył, jednak teraz, stwierdziłem, że to nie taka zła idea.

- Sercowej – Bogu dzięki, że kąciki moich ust nawet nie drgnęły. Tego jednak nie można powiedzieć o brwiach Zigi, które podjechały niebezpiecznie wysoko.

- Czekaj, czekaj... Czy dobrze rozumiem, że ty, chcesz poradzić się mnie w sprawach natury sercowej?

- Nie, wcale tego wyraźnie nie powiedziałem – skrzywiłem się, walcząc z pokusą podejścia do niego i potrząśnięcia nim. No i ewentualnie trzepania nim tak długo, aż dowiem się wszystkiego.

- Rozumiem, że ty chcesz się poradzić – Ziga chyba wreszcie załapał. – Ale mogę wiedzieć dlaczego akurat mnie?

Myśl Domen.

- Kogoś muszę – odezwałem się, rozsiadając się na swoim posłaniu.

- Wydaje mi się, że masz braci – uśmiechnął się Jelar. – Peter i Cene też dobrze się nadają, zwłaszcza, że coś nieco o tym wiedzą.

- A ty chciałbyś się radzić w tej sprawie swoich braci, gdybyś ich miał? – zapytałem. – No dobra, może ty byś chciał, ale ja jednak niekoniecznie należę do takich osób. Poza tym wszyscy dobrze wiemy, jak skończyłoby się rozmawianie z Peterem. Równie dobrze mogę zacząć krzyczeć o tym w stołówce.

Sama mina Zigi niechętnie ale jednak przyznała mi rację.

- Okej, rozumiem, że to byłoby niezręczne... ale nadal nie wiem, dlaczego ja wydaję ci się odpowiednią osobą. Nie jestem pewien czy wiesz, ale ja też niekoniecznie mam w tej sprawie doświadczenie.

Akurat wiem i wiem też, że to się niedługo zmieni.

- Po pierwsze – ściszyłem głos, mimo że szanse na to, iż ktoś usłyszy nas były praktycznie zerowe, chyba że trener albo Peter zainstalowaliby mi podsłuch obok łóżka – lubię cię i ci ufam. Bo popatrz sam – moi bracia odpadają, Anze – no lubię go, ale no ma związek z Cene, więc odpada z powodu bliskich powiązań, Zajc – jednym uchem wszystko wpada, a drugim wypada, Tilen popatrzy na mnie jak na debila, a o Semenicu nawet nie zamierzam wspomnieć. Więc siłą rzeczy, jesteś najgodniejszą zaufania i najrozsądniejszą osobą tutaj.

Mam nadzieję, że nie przesadziłem pochlebstwami, gdyż twarz Jelara stanowiła dziwną mieszankę emocji, których niekoniecznie umiałem rozszyfrować. No może oprócz jednej – niepewności.

- No dobra – odezwał się po chwili, niekoniecznie wyglądając na przekonanego. – Dawaj.

- Byłeś kiedyś zakochany?

Nie wiem, czy to był dobry pomysł zaczynać z grubej rury, biorąc pod uwagę ekspresję i zmieszanie chłopaka. Ale to zmieszanie... Nie zdziwienie, nie rozbawienie, ale zmieszanie. To coś mi mówi. Więcej niż jakiekolwiek słowa.

- Ale mówimy o tobie czy o mnie?

- Otwieram się przed tobą aby mówić o swoich wątpliwościach, więc uwierz mi, wcale nie jestem tu po to, aby wymuszać na tobie cokolwiek.

Chyba faktycznie przed świętami trzeba skoczyć do spowiedzi.

- No cóż... - Ziga nadal nie wyglądał na przekonanego. A ja usilnie starałem się nie wpatrywać w niego z napięciem jak sroka w gnat.

- No może i byłem – odezwał się po chwili Ziga. – Ale nadal nie do końca wiem, do czego ty właściwie pijesz.

- No bo popatrz, chodzi o to, że żaden z nas nie ma konkretnego doświadczenia w związkach, ale jednocześnie obaj albo jesteśmy – położyłem na to słowo specjalny nacisk – albo byliśmy w podobnej sytuacji, więc mogę się właśnie z tobą podzielić wątpliwościami.

- Ale nadal nie powiedziałeś mi, o jakie wątpliwości, bądź też jakie rady chodzi.

Myślisz, że o tym nie wiem?

- Możesz się spokojnie wyżalić, jeśli chcesz – głos Zigi stał się jeszcze łagodniejszy. – Może ci super nie pomogę, ale zawsze możesz się wygadać i będzie ci lżej.

Na moje usta wypłynął uśmiech. Czyli idziemy w dobrym kierunku.

_____________________________________

No trochę Was pomęczę tą wolną akcją na razie :) Ale spokojnie, niedługo dowiecie (albo wręcz przeciwnie) czegoś więcej. W każdym razie – przygotujcie się dobrze na tą część. Tym razem rozdziały dodawane są nieco wolniej, ponieważ wiecie, trzeci rok studiów to nie przelewki....

Jeśli przeczytałeś – zostaw gwiazdkę!

Do zobaczenia,

Ola

All I've got to doOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz