2.

452 46 32
                                    

Czas wakacji, a tak naprawdę treningów w lecie spędziłem w sposób nad wyraz produktywny, pracując nad samym sobą i nową wersją siebie. Jak to mówią – nowy rok, nowy ja, chociaż w moim przypadku powinienem powiedzieć nowy sezon, nowy ja. Przemogłem się i schowałem swoją dumę do kieszeni (no może nie całkiem) i trochę bardziej zakolegowałem się z resztą drużyny. No, właściwie to głównie z Tilenem i Zigą, bo Laniska widywałem praktycznie codziennie, jeśli nie co drugi dzień, a Robert stanowił swoistego rodzaju osobistego doradcę Petera, dlatego tak czy siak przewijał mi się gdzieś wokoło. Semenic nadal działał mi na nerwy – aczkolwiek jestem przekonany, że nie tylko mnie – a Timi bywał na przemian znośny i irytujący.

Na całe szczęście, nie wracaliśmy z Zigą do mojego urojonego pomysłu, że to on może być obiektem westchnień Richarda, bo chyba umarłbym z zażenowania, wstydu i wszystkich innych emocji. Co prawda, aktualnie sam często ganię się w myślach na wspomnienie tego, jednak cóż, człowiek mądry po szkodzie. Nawet ja nie muszę być wszechwiedzący.

Chciałbym móc powiedzieć, iż nasza relacja jest już na takim etapie, że możemy sobie powiedzieć wszystko i się zwierzyć. Oczywiście, on mi, gdyż wtedy z łatwością mógłbym przeprowadzić mój plan sprawniej. Natomiast jak na razie mogę liczyć jedynie na to, że w przypływie potoku swoich słów, powie ci coś co chcę usłyszeć. Oczywiście, mam na myśli Zigę w tej chwili, a nie Richarda.

- Nie chcę cię martwić, Domen, ale chyba bierzesz się za to ze złej strony.

- Nie ma złej strony – odburknąłem, przytrzymując słuchawkę telefonu ramieniem, podczas nalewania sobie herbaty. – To jest tak jak w tym przysłowiu: wszystkie drogi prowadzą do Rzymu.

- Tak, z pewnością, jeszcze dodaj tylko: na wojnie i w miłości wszystkie chwyty dozwolone – prychnął Richard podczas naszej kolejnej rozmowy telefonicznej.

- Ale dokładnie tak jest – wzruszyłem ramionami, starając się nie upuścić komórki. – Poza tym, mówię ci, prędzej czy później wszystko ułoży się w całość.

- Czyli znając ciebie zdecydowanie później – westchnął mój rozmówca. – Po pierwsze: w życiu nie rozmawiałeś z Zigą na żadne tematy sercowe, więc nie masz bladego pojęcia czy i co on może chcieć i z kim, a wydaje mi się, że wepchnięcie go w związek z kimkolwiek, kto tylko jest wolny, jest krótko mówiąc – chujowy.

- Marudzisz – wywróciłem oczami. – I w dodatku przekręcasz moje słowa. Nie wiem, ty jesteś głuchy czy nie słuchasz jak do ciebie mówię?

Zanim jednak Richard zdążył odpowiedzieć mi na moje pytanie retoryczne, kontynuowałem:

- W ramach przypomnienia: najpierw chcę dowiedzieć się, o kim myślał Ziga wtedy przy stole, co miał taką dziwną minę, a jeśli jest to ktoś, kto już jest aktualnie w związku, to trzeba pomóc mu zaakceptować sytuację i znaleźć nowy obiekt westchnień. Ty nam już odpadłeś...

- Zastopuj na chwilę, Domen, proszę. Czy nie przyszło ci do twojego móżdżku, a podejrzewam, że nie przyszło, że może on nie miał na myśli nikogo konkretnego? Nie umiesz czytać ludziom w myślach, a każdy ma prawo czasem być smutny. Może nadinterpretujesz sytuację?

- Nieprawda – obruszyłem się. – Mam doskonałą intuicję, która mówi mi, że kryje się za tym coś więcej. I nie spocznę, dopóki nie dowiem się co.

- I tu jest właśnie problem – mruknął pod nosem Richard, najprawdopodobniej tak, abym nie słyszał, co jednak mu nie wyszło.

- Poza tym, nie mogę zostawić kumpla samego – dodałem. – Nie gonię za tanią sensacją, odwdzięczam się po prostu za to, co on zrobił dla mnie.

Wybuch gromkiego śmiechu po drugiej stronie słuchawki na chwilę wytrącił mnie z rytmu. Nie zdążyłem jednak w żaden sposób zareagować, bo w tej samej chwili do domu wpadł Peter, który nie rozglądając się na boki, dopadł do porzuconego laptopa. Dopiero kiedy rozsiadając się przy nim, podniósł głowę, jego wzrok napotkał moją sylwetkę.

- Ty jesteś w domu? – zapytał, praktycznie nieruchomiejąc.

- Nie, to mój duch – przewróciłem oczami. – Gdzie miałbym niby być? Czekaj chwilę – odezwałem się, nie bardzo wiedząc czy do Petera, czy wiszącego po drugiej stronie Richarda. Szybko pożegnałem się z Niemcem, po czym wróciłem do jadalnie, gdzie o dziwo, nie zastałem mojego starszego brata. Pokrywa laptopa była jednak uchylona, dlatego dyskretnie podszedłem i poruszałem myszką. Włączony. Świetnie.

....

Moje brwi podjechały do góry. Usunięta historia przeglądarki. Ciekawe. I na domiar złego, Peter zmienił hasło do swojej poczty. No świetnie. A natrudziłem się kiedyś dobry tydzień aby go zgadnąć.

To świadczyło tylko o jednym.

Na moich barkach spoczywał kolejny ciężar.

_______________________________

Jeśli przeczytałeś - zostaw gwiazdkę!

Do zobaczenia,

Ola

All I've got to doOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz